piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział XXVIII

~*~

Nad ranem zdołała zasnąć, przespała się zaledwie kilka godzin i już o 11 obudziły ją promienie letniego, ciepłego słońca. Jej matka odetchnęła z ulgą widząc swoją córkę bezpieczną w domu.
- Jak się czujesz ? - zapytał Klopp siadając na krawędzi jej łóżka, na co dziewczyna nie odpowiedziała, po prostu wtuliła się w jego ramiona. Właśnie teraz potrzebowała wsparcia, które jej pomoże na nowo się odbudować. Nie chciała rozmawiać, co trener Borussi Dortmund doskonale rozumiał, więc ulotnił się z jej pokoju. Dziewczyna chcąc odetchnąć, poszła pod prysznic. Nie należała do osób z łatwym charakterem, przeciwnie była twarda i nigdy się nie poddawała. Ale nie teraz, teraz trudno było jej się podnieść z tego bagna, w które sama się wrobiła. Nie chciała jeść, pić, z nikim nie rozmawiała. Nie wychodziła przez cały tydzień z domu, po prostu płakała.
- Kochanie nie możesz tak cały czas siedzieć i płakać, to w niczym ci nie pomoże. - powiedziała jej matko mocno ją do siebie tuląc
- Tęsknie za nim - odpowiedziała dziewczyna wycierając łzy z policzków
- Wszystko się ułoży, a ty nie możesz się poddawać. Nie dziw się, że nie chciał odebrać telefonu, ty pewnie też byś tego nie zrobiła po tej całej sytuacji
- Wiem że masz racje - powiedziała niechętnie
- Jurgen jedzie na tą całą Idunę. Możesz przejedziesz się z nim, trochę rozerwiesz, pograsz w piłkę bo dawno tego nie robiłaś - uśmiechnęła się kobieta
- Właściwie to mogę się przejechać - odparła. Po pewnym czasie dziewczyna wraz ze swoim ojczymem jechała na SIP, gdzie wszystko się zaczęło. Siedziała z przodu, zapięta pasami, głowę miała odwróconą w bok i podziwiała wszystko co jest za szybą. Z jej perspektywy wszyscy ludzie wyglądali na szczęśliwych, bez problemów, miała wrażenie że tylko ona wiecznie ma jakieś zmartwienia. Po 15 minutach drogi byli na miejscu, Klopp poszedł do zarządu, a ona po cichu, samotnie spacerowała po obiekcie. Oglądała zdjęcia zawodników, wszystkie trofea i od ponad tygodnia pierwszy raz się uśmiechnęła. Wyszła na płytę główną boiska z piłką w ręku i zaczęła grać. Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach, ale już nie ze smutku, lecz ze szczęścia. Nie grała już dość długo i zapomniała wielu rzeczy, ale radość wypełniała jej serce gdy kopała piłkę.
- Co ty tu robisz ? - usłyszała za sobą głos przyjaciela, albo i nieprzyjaciela
- Cześć Mario, Ciebie też miło widzieć - odpowiedział bez entuzjazmu, nie odwracając się do chłopaka
- Cześć - powiedział po chwili
- Co u niego ? - zapytała zatrzymując piłkę i siadając na trawie, nadal na niego nie patrząc
- Chyba to samo co u Ciebie - odparł siadając na przeciwko dziewczyny
- On już wtedy nie żył - wydukała, ocierając kolejny łzy ze swoim policzków
- O czym ty mówisz ? - zapytał bardzo zaskoczony, a zarazem przerażony. Nie wiedział co dziewczyna ma na myśli, o czym w ogóle mówi. Bał się, że coś mogło stać się jego przyjacielowi, ale to nie możliwe jeszcze dziś rano był u niego
- Jak Marco wszedł do tej cholernej sali, on nie żył rozumiesz ? - krzyknęła
- Ale... - zaczął chłopak lecz nie zdołał dokończyć, znowu ona zaczęła mówić
- Pocałowałam go, bo on nie żył, umarł trzymając moją dłoń. Co miałam zrobić? Byłam tam sama, nikogo nie miałam kto mógłby mi powiedzieć że nie zostałam z tym sama, nie wiedziałam co się dzieje. To jedyne pożegnanie jakie przyszło mi do głowy, nie kochałam go, ale wiedziałam że on czuł coś do mnie - kontynuowała swoją wypowiedź, patrząc się w ziemie i bawiąc się nerwowo palcami. A on słuchał, sam nie wiedział co ma powiedzieć w takiej chwili. Wstało i mocno ją do siebie przytulił, nie miał nigdy takiej sytuacji, ale rozumiał dziewczynę.
- Cicho, Laura proszę nie płacz. Marco nie wie że to było tak. - powiedział trzymając dziewczynę w swoich ramionach - Wyjaśnij mu to, a na pewno wszystko się ułoży...


~*~

Całymi dniami siedział w domu, Mario chciał go wyciągnąć na wakacje na jego ukochaną Ibizę przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu, ale nic z tego. On chciał tam jechać z Laurą, a teraz nic dla niego nie miało sensu. Cały tydzień wyglądał tak samo, śniadanie, kanapa, obiad, kanapa, kolacja, kanapa, na koniec kąpiel i szedł spać. Ten dzień był taki sam, do momentu gdy o 11 w drzwiach nie ujrzał swojej siostry wraz z Nico.
- Człowieku, co ty ze sobą zrobiłeś ? - powiedziała na samym początku jego siostra
- Nic ciekawego - odparł zrezygnowany
- Ceść wujek - powiedział mały chłopiec
- No cześć brzdącu - uśmiechnął się widząc swojego ukochanego chrześniaka
- Jak już siedzisz to posiedzisz z Nico nie ? - uśmiechnęła się do niego błagalnie siostra
- Do kiedy ? - odparł również z uśmiechem
- Jutro po niego przyjadę - dodała, całując przy tym brata w policzek - Pa Nico - uśmiechnęła się do synka i już jej nie było. Obaj panowie głośno się zaśmiali.
- Co byś chciał porobić co ? - zapytał siadając na kanapie
- Na pefno nie siedzieć na kanapie - burknął widząc swojego wujka - Idziemy na dwól i jus - tupnął nogą w podłogę i pognał do ogrodu, za domem. Blondyn z wielką niechęcią poszedł za małym chłopcem. Bawiąc się dłuższą chwilę na dworze, oboje usłyszeli dzwonek do drzwi. Nico, pełen energii o wiele szybciej dotarł do drzwi i je otworzył.
- Cześć, jest może Marco ? - zapytała młoda dziewczyna
- A po co ci wujek ? - zapytał chłopiec, wywołując tym samym uśmiech na twarzy dziewczyny
- Jestem jego znajomą i mam do niego ważną sprawę - odpowiedziała uśmiechem schylając się do poziomu chłopca
- Nico, co ci mówiłem - zaczął idąc w stronę drzwi, lecz gdy zobaczył dziewczynę serce zaczęło mu walić jak młotem, a z ust nie mógł wydobyć żadnego słowa, nagle wielka gula stanęła mu w gardle i sam nie wiedział czy dobrze widzi. Przed nim stała Laura, jego Laura, bez której od kilku dni nie potrafił żyć, tak samo było z nią. Zwykłe 7 dni rozłąki, a oboje cierpieli tak jak jeszcze nigdy - że masz nie otwierać drzwi sam - dokończył cały czas patrząc na Laurę
- Pseplasam wujku - powiedział mały przytulając się do jego nogi
- No już uciekaj na dwór a ja do Ciebie zaraz przyjdę - pogłaskał chłopca po główce i lekko się uśmiechnął - Po co przyszłaś, my już chyba nie mamy o czym rozmawiać. ? - zapytał z bólem w oczach patrząc w oczy dziewczyny. Chodź tak na prawdę, jego największym marzeniem teraz było to żeby ją przytulić.
- Chciałam Ci wszystko wyjaśnić - powiedziała patrząc na niego, sama nie wiedziała co się dzieje. Świat tak jakby stanął w miejscu, a na tym świecie byli tylko oni
- Nie sądzisz że już za późno ? - odparł tak jak by już nic nie czół, tego bólu ale i radości na widok swojej ukochanej
- Pozwól mi wszystko wyjaśnić, jeżeli po tym nie będziesz chciał mnie znać to odejdę - dodała bawiąc się nerwowo pierścionkiem na palcu
- Wejdź - tylko tyle był wstanie powiedzieć. Znów się bał, że ją straci na zawsze... Oboje usiedli na kanapie w salonie, przez chwile patrzyli na siebie jak w lusterko. Byli zaczarowani, tylko oni teraz się liczyło i nic poza tym.
- Bartek był moim przyjacielem, tak jak Mario jest twoim - zaczęła blondynka
- Jak to był ? - przerwał jej chłopak, po tym jak dotarły do niego słowa Laury
- Pocałowałam go, bo on już nie żył. To było pożegnanie, on umarł trzymając moją dłoń i mówiąc że zawsze będzie przy mnie. - wydukała ocierając potok łez, które spływały po jej policzku z nadmiaru. Kolejny raz musiała przypominać sobie każdy element tamtego dnia. Chciała już o tym wszystkim zapomnieć, lecz wiedziała jak ważna w tym momencie jest szczerość w stosunku do Marco. Bartka już nie było przy niej, ale był blondyn, którego musiała odzyskać.
- Nie wiedziałem - odparł, patrząc na zapłakaną dziewczynę
- Był dla mnie jak brat i nagle z dnia na dzień dowiaduje się że on umiera. Nie miałam wyjścia, musiałam tak zrobić, tak podpowiadało mi serce. Ale nie kochałam go jak Ciebie. Boże Marco, tylko ty się dla mnie liczysz. Nie mam na tym świecie nikogo kogo bym kochała bardziej niż Ciebie. Jak mam Ci to udowodnić ? Jesteś moim światem, jesteś dla mnie wszystkim. Przez ten tydzień cały czas myślałam o tym czy dobrze zrobić, że pojechałam do Bartka, przy czym narażając nasz związek - znów zaczęła wyć, patrząc przy tym w pustą ścianę
- Chodź do mnie - powiedział szczęśliwy przytulając do siebie ciepłe ciało swojej dziewczyny.
- Nie chce Cię stracić słyszysz ? - powiedziała patrząc na niego, swoimi zapłakanymi oczami
- Nie stracisz - odparł przyciągając twarz Laury do swoich ust. Tak bardzo byli spragnieni siebie, że nie mogli powstrzymać się od pocałunku.
- A ty mi mówilas ze jestes kolezanką wujka - powiedział Nico z założonymi rękoma, przyglądając się całującej patrze
- Teras jus nie jest moją kolezanką - odpowiedział Marco przedrzeźniając chłopca
- Wujek - pisnął mały
- Jak masz na imię ? - zapytała dziewczyna podchodząc do chłopca
- Nico, a ty ? - zapytał
- Jestem Laura, a ty też umiesz tak dobrze grać jak twój Wujek ? - zapytała żeby załagodzić sytuację
- No pefnie, a nafet lepiej. Zagrasz ze mną ? - podskoczył z radości
- Pewnie - odparła łapiąc chłopca za rączkę i prowadząc na trawę za domem. Wspólnie z chłopcem grała przez jakiś czas, a Marco siedział na leżaku i przyglądał się co robi ta dwójka. Po ponad godzinie mały Nico miał dość i zasnął na kolanach swojego wujka, blondyn wziął chłopca na ręce i zaniósł do swojej sypialni, po czym wrócił na dół do swojej ukochanej.
- Kocham Cię - wyszeptał tuż przy uchu dziewczyny co wywołało u niej przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się szeroko i przetarła delikatnie opuszkami palców po jego policzku. Nie potrafił w to uwierzyć że znów są razem, szczęśliwi. Ale doskonale wiedzieli ile wysiłku będą musieli włożyć w ten związek.
- A ja Ciebie - odparła opierając przy tym swojego czoło, o czoło chłopaka
- Jak się czujesz, po tym wszystkim ? - zapytał ciekawy tuląc jej ciepłe ciało do swojego. Zawsze przy niej serce biło mu dwa razy mocniej niż normalnie. Nawet na meczu nie czuł się szczęśliwszy niż teraz.
- Cały czas o nim myślę, tęsknię za nim, tak samo jak przez ten tydzień tęskniłam za tobą - powiedziała cicho. Trudno było jej mówić na ten temat, nawet przy Marco, ale musiała żeby znów zyskać zaufanie w sercu blondyna.
- Już nie będę Cię męczył, co powiesz na jakiś film ? - zapytał z delikatnym uśmiechem, próbując jak najszybciej zmienić temat, a przy okazji atmosferę, która była strasznie napięta.
- Need for speed - odparła z zachęcającym uśmiechem na ustach
- Zawsze mnie zadziwiałaś - odpowiedział jej głośnym śmiechem
- Cicho bo mały śpi - pouczyła go śmiejąc się o wiele ciszej niż jej ukochany...


~*~

Kochani .!
Chcę Wam życzyć przede wszystkim zdrowych, wesołych świąt !
Pogodnych, spędzonych w rodzinnym gronie. :)
Wymarzonych prezentów i spełnienia wszystkich,najskrytszych marzeń. ;**
Przepraszam że to praktycznie już po świętach składam wam te życzenia,
ale wiecie jak to jest, prawda ? Goście, rodzina i nie wypada ruszyć laptopa.
Rozdział chyba trochę bardziej weselszy, bo w końcu są święta. 
Miłego czytania kochani. <3

Pozdrawiam ;***






poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XXVII

~*~ 

Dziewczyna wysiadła z samolotu z bagażem i ruszyła w stronę taksówki. Jak najszybciej chciała się dowiedzieć o co tu chodzi, co się z nim dzieje. Ale przez całą drogę dopadały ją wyrzuty sumienia, jak mogła zostawić Marco bez jakichkolwiek informacji, teraz nawet telefonu nie ma, żeby wysłać mu smsa jak bardzo go kocha. Każdy popełnia błędy, czasami świadomie, a czasami nie. Ona starała się naprawić jedno, psując drugą rzecz.
- ul. Wojska Polskiego 29/9 - powiedziała taksówkarzowi. Jechali powoli, ponieważ cały Gdańsk był zakorkowany, ale dla dziewczyny to był plus. Przez szybę podziwiała piękne obrazy jej ukochanego miasta.
- 30 zł - powiedział kierowca, gdy dotarli na miejsce. Dziewczyna wyciągnęła pieniądze z portfela i podała taksówkarzowi.
- Do widzenia - powiedziała na koniec i ruszyła pod blok swojego przyjaciela. Wjechała windą na 3 piętro i niepewnie nacisnęła dzwonek. Jedyne czego teraz się obawiała, że nie zdążyła. Że nie zdąży z nim porozmawiać, przytulić go, zobaczyć jak się śmieje... Ręce i nogi jej drżały, a ona bacznie stała przed drzwiami, oczekując na to aż ktoś jej otworzył.
- Laura ? Co ty tu robisz ? - zapytała zaskoczona mama jej przyjaciela
- Przyleciałam do Bartka, co z nim ? - odpowiedziała szybko
- Spokojnie, jest stabilnie. Wejdź - odparła zapraszając ją do środka
- Czy mogłabym zostawić tutaj torbę. Bardzo chcę go jak najszybciej zobaczyć - powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy, a także z wielką ulgą. Odetchnęła, bo jej przyjaciel żyje.
- Oczywiście, Bartek leży na 8 piętrze, pokój numer 11 - dodała matka jej przyjaciela, biorąc torbę od dziewczyny
- Dziękuję Pani bardzo - uśmiechnęła się ostatni raz i pobiegła do windy. Pojechała autobusem podmiejskim prosto do szpitala. Nie chciała tracić ani minuty, ani sekundy na jakieś głupoty. Nie chciała marnować tak cennego czasu, który pozostał jej przyjacielowi. Wbiegła do szpitala jak opętana, później do winy i prosto na 8 piętro. Całą drogę myślała o nim, jak wygląda, jak się czuję, czy bardzo się zmienił od ich ostatniego spotkana. Poszła prosto pod drzwi od pokoju numer 11. Wzięła głęboki oddech i delikatnie zapukała.
- Proszę - usłyszała cichy i zachrypnięty głos, gdzie poznała by wszędzie i o każdej porze dnia i nocy.
- Dzień dobry, czy zastałam tutaj Bartka ? - zapytała innym głosem stojąc kawałek za drzwiami, tak żeby jej przyjaciel jej nie widział
- Tak, a kto pyta ? - zapytał zdziwiony, ale bardzo ciekawy
- Niespodzianka ! - powiedziała głośno wychodząc na przeciw niego
- Laura - wyszeptał, tak cicho że nikt nie zdołałby tego usłyszeć, ale właśnie ona usłyszała
- Bartek - również odpowiedziała szeptem
- Nie wierzę - pokiwał głową odkładając jakąś książkę na bok
- Niemożliwe staje się możliwe - uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do przyjaciela i mocno go przytulając
- Jesteś nienormalna wiesz ? - powiedział patrząc na nią z ogromnym uśmiechem
- Dla Ciebie zrobiłabym wszystko - odpowiedziała siadając na małym krzesełku obok łóżka przyjaciela. Bolało ją to że, nie może z nim pograć w piłkę, iść na spacer, tylko musi siedzieć przy łóżku szpitalnym.
- Dziękuję - wyszeptał całując jej rękę
- Powiedz jak się czujesz ? - spojrzała na niego, podłączonego do tych wszystkich maszyn, które wydawały nieprzyjemne pikanie
- O niebo lepiej - zaśmiał się głośno - A gdzie Marco ? - zapytał na co dziewczyna odwróciła głowę na okno, które była za jej plecami
- Ładne widoki tutaj masz - powiedziała podziwiając widok z takiej wielkiej wysokości
- Laura, Marco wie gdzie jesteś ? - zapytał ponownie ze złością w głosie
- Nie wie, wszystko mu wyjaśnię. Ale teraz ty się liczysz najbardziej, słyszysz ? - odpowiedziała niechętnie. Ale nie miała zamiaru kłamać, on i tak by wiedział że mówi nie prawdę.
- Po co to zrobiłaś ? Nie mogłaś mu powiedzieć prawdy i z nim zostać. Teraz będę miał wyrzuty sumienia. - odparł przekręcając głowę w przeciwną stronę
- Bartek, uwierz mi że wszystko będzie dobrze. A teraz jestem tu z tobą słyszysz ? - uśmiechnęła się do niego wesoło. Uśmiech obojgu im nie znikał przez resztę dnia z ust. Tak bardzo cieszyli się tymi chwilami, które spędzili razem na rozmowie, oglądaniu TV, a nawet wpatrywaniu się w okno, że nie zauważyli jak czas im szybo minął. Laure wyprosiła grzecznie pielęgniarka z pokoju swojego przyjaciela. Dziewczyna wróciła samotnie, do domu Bartka, gdzie miała zamiar zabrać torbę i iść spać do hotelu, ale Pani Ania za nic w świecie nie chciała się na to zgodzić. Młoda polka zjadła kolację z rodzicami jej przyjaciela i o 22 leżała w łóżku patrząc w sufit. Zaczęła myśleć o swoim chłopaku i o tym, że źle postąpiła. Ona chyba upadłaby na zawał, gdyby Marco zrobił to co ona teraz. Nie miała telefonu, a tak bardzo chciała usłyszeć jego głos. Zasnęła dopiero po kilku godzinach, od rana naszykowała się, zjadła śniadanie i znów pobiegła do szpitala, do Bartka...

~*~

- Wstawaj ! - krzyknął Mario
- Jeszcze 10 minut - wymruczał Marco
- Reus, chcesz jechać do Laury czy nie ? - powiedział poirytowany chłopak
- Chce - nagle oprzytomniał blondyn podnosząc się z łóżka
- Podnoś dupsko, idź wziąć prysznic - dodał i wyszedł z pokoju. Marco tak ja mówił jego przyjaciel zwlókł się z łóżka i poszedł prosto pod prysznic. Bał się pomysłu swojego przyjaciela, znając jego kreatywność i możliwości, ale bardzo chciał się zobaczyć z Laurą. Po 30 minutach zszedł na dół do jadalni, gdzie grasował Goetze.
- Śniadanie i jedziemy - powiedział w pośpiechu
- Najpierw to ty mi wytłumacz co takiego cudownego wymyśliłeś - spojrzał na niego biorąc kilka tabletek przeciwbólowych
- Laura jest w Polsce, czyli Gdańsk. Mam adres tego Bartka, pójdziemy tam i może znajdziemy Laurę.
- A jeśli nie ? - pytał jedząc śniadanie
- Nie ma nie. Nie potrafisz myśleć optymistycznie ? - odparł chłopak lekko zdenerwowany
- Właściwie możemy spróbować - powiedział blondyn patrząc wprost na swojego przyjaciela
- Bilety mamy, samolot za godzinę. Czyli rusz te swoje zgrabne cztery litery i jedziemy - krzyknął zachęcająco Mario. Przez całą drogę do Polski Marco się nie odzywał nie miał na to ochoty, nie dość że męczył go straszny kac, to na dodatek bał się tego dnia. Droga minęła im szybko, a nawet bardzo szybko. Goetze cały czas spał a blondyn myślał. Po niecałych 2 godzinach znaleźli się na miejscu, stąpali po polskiej ziemi.
- Taksówką ? - zaproponował Mario, chłopak nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową. Siedząc już w samochodzie oboje w ciszy podziwiali widoki za oknem. - Człowieku, tylko tu nie zacznij płakać - zaśmiał się przyjaciel
- Boję się tego co mam zaraz zobaczyć - odparł patrząc cały czas w szybę. Po chwili byli na miejscu, wysiedli z samochodu, po zapłaceniu kierowcy za kurs nie złotówkami lecz Euro. Dwójka przyjaciół nie potrafiła się dogadać z polskim taksówkarzem, dlatego jeden z nich podał mi kilkanaście euro i wyszli.
- To chyba tu - spojrzeli na siebie
- Chodź, dalej - powiedział stanowczo Mario, pchając delikatnie chłopaka do przodu. Jakoś udało im się znaleźć drzwi z tym numerem, który mieli od mamy Laury i delikatnie zapukali.
- Słucham ? - zapytała po polsku matka Bartka
- Przepraszam, czy jest tu może Laura ? - zapytał Reus po angielsku. Mieli szczęście, że pani Ania znała ten język i z łatwością im odpowiedziała
- A kto pyta ?
- Nazywam się Marco Reus, jestem jej chłopakiem - odparł, zdejmując czapkę i okulary przeciwsłoneczne
- Niestety Laury tutaj nie ma - odpowiedziała
- A nie wie Pani, gdzie ona jest ? To na prawdę bardzo ważna sprawa - dołączył się Goetze
- Idzie do szpitala, oddział 8 sala numer 11. Traficie ? - zapytała na koniec
- Tak. Dziękujemy bardzo - uśmiechnął się do niej zawodnik Borussi Dortmund i grzecznie zjechali windą na dół. Międzyczasie znaleźli trasę z pod bloku do szpitala. Nie było to łatwe, żeby tam dojść, ale dali radę. Wjechali windą na odpowiednie piętro. Z każdą sekundą serce blondyna biło coraz mocniej. Dorosły, bardzo silny chłopak, a był przestraszony jak mała dziewczynka. Podeszli pod drzwi i od razu usłyszał głos jego dziewczyny. Poczuł ulgę, ale tylko po części. Cieszył się że ona tu jest, ale bał się tego co będzie za chwile. - Wejść tam z tobą ? - zapytał po cichu Mario
- Nie, dzięki. I tak zrobiłeś o wiele więcej niż powinieneś - uśmiechnął się do niego lekko i nacisnął klamkę. Powoli stawiał kroki, w głąb sali. Cieszył się, że zaraz ją przytuli, że zaraz ją pocałuje i powie jak bardzo ją kocha. Ale nigdy nie spodziewałby się czegoś takiego, co tam zobaczył. Wszedł w głąb i zobaczył, jak Laura, jego Laura całuje Bartka. Jego serce pękło na miliony małych kawałeczków, które będzie bardzo ciężko poskładać.
- Nie wierzę - wyszeptał pod nosem
- Marco - krzyknęła za nim dziewczyna, lecz jego już nie było.
- I co tak szybko moja blondyneczko ? - zażartował jego przyjaciel czekający na korytarzu
- Nie mam czego tu słuchać. - odparł wycierając pojedynczą łzę z policzka.
- Marco, proszę posłuchaj mnie - krzyknęła wybiegając cała zapłakana z sali
-  Zostaw mnie słysz ? Nie mamy o czym rozmawiać. Kocham go to zostań sobie z nim, ale mnie już zostaw - dodał bezsilnym głosem i wszedł do winy.


~*~

- Marco - szepnęła za nim. W powietrzu unosił się jeszcze zapach jego perfum, które tak kochała. Nie wiedziała że akurat w tym momencie wejdzie on do sali. Ale musiała to zrobić, tak jej serce podpowiadało. A to właśnie głos naszego serca jest najważniejszy.
- Co się stało ? - zapytał stojący na środku korytarza Mario, nadal nie wiedząc co się stało
- Pocałowałam Bartka, a Marco właśnie wszedł do środka - odparła zapłakana
- Co zrobiłaś ? - zapytał nie dowierzając w to co właśnie usłyszał - Jak mogłaś to zrobić.? Przecież wiesz, jak Marco Cię kocha. Laura nie wierzę - powiedział wściekły wybiegając za przyjacielem.
- Ale on nie żyje - powiedziała już sama do siebie. Została sama ze wszystkim. Weszła ostatni raz do sali spojrzała na swojego przyjaciela, który nieruchomo leżał na białym łóżku. Podeszła powolnie do niego i chwyciła za dłoń. - Nie żałuję, że cię pocałowałam. Jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co dalej będzie ze mną i Marco. On nawet nie chce mnie słuchać. Boże, Bartek wróć tu do mnie, nie wiem co mam robić, bez Ciebie sobie nie poradzę słyszysz ? - krzyczała jak opętana, szarpiąc za jego piżamę. Nagle do sali wbiegły pielęgniarki, jedna wyprowadziła dziewczynę a druga została przy pacjencie.
- Kochanie, uspokój się - powiedziała starsza pani podając jej kubek z herbatą
- On nie żyje - zawyła
- Nic już nie zrobimy. Ale możesz być z niego dumna i tak wytrzymał o wiele więcej niż powinien. I cały czas powtarzał, że to wszystko robi dla Ciebie, żebyś była szczęśliwa - dodała i odeszła. Dziewczyna leniwie podniosła się z krzesła i poszła załamana w stronę windy. Zjechała na sam dół, a w głowie cały czas miała słowa pielęgniarki. Taksówką pojechała prosto na lotnisko. Nie wiedziała co ma zrobić i do kogo zgłosić się o pomoc. Jedynie jej mama mogła jej pomóc, dlatego chciała jak najszybciej jechać do domu. Samolot miała dopiero w nocy. Więc kupiła bilet i ruszyła w stronę krzeseł. Przespała się może 3 godziny i ruszyła w stronę samolotu.. Nie miała przy sobie nic prócz marnych pieniędzy. Szczęśliwie samolot wylądował w Dortmundzie, w mieście gdzie chociaż na chwilę mogła być szczęśliwa. Znów ruszyła do taksówki i pojechała pod dom Marco. Nie zważała na to że jest już 4 nad ranem. Podeszła do drzwi i zadzwoniła, ale nikt jej nie otwierał, próbowała kilka razy ale znowu nic. Ruszyła pieszo w stronę swojego domu. Po cichu weszła do środka, cały ten czas wylewały się łzy z jej oczy. Poszła do swojego pokoju i znowu to samo. Chwyciła za chusteczki i zaczęła płakać...



~*~

Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem.
Trochę dłuższy niż zwykle, więc mam nadzieję że przypadnie wam do gustu.
Kłopotów ciąg dalszy, ale obiecuję że już nie długo.
W końcu wszystko musi się ułożyć nie ? :)
Pozdrawiam Moje Kochane ! <3

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XXVI

~*~
Czytała list chyba już setny raz z rzędu, ale i tak łzy leciały jej jak woda z wodospadu. Nie mogła w to uwierzyć, przecież to jakiś żart. Wyła jak małe dziecko, nie miała siły wstać, ruszyć się, nawet podnieść głowy z poduszki. Telefon zaczął jej wibrować - to Marco. Chwyciła za swój telefon i rzuciła nim o ścianę z całej siły, jaką posiadała w swoim małym ciele. Postanowiła spełnić życzenie przyjaciela i zarezerwowała bilet na lot do Polski za 2 godziny. Pobiegła szybko wziąć kąpiel, spakować jakiekolwiek rzeczy i zbiegła znów cała zapłakana na dół.
- Matko co się stało ? - zapytała przestraszona matka
- Bartek... on - zaczęła dukać
- Uspokój się kochanie i powiedz spokojnie co się stało
- On ma raka - krzyknęła zapłakana, chciała w jakiś sposób wyładować swoją złość, najpierw telefon teraz napotkała mamę na swojej drodze. Nie chciała nikogo krzywdzić, a zwłaszcza swoich najbliższych. Ale teraz w zupełności nad tym nie panowała. Nic się dla niej nie liczyło tylko to by ujrzeć swojego, ukochanego przyjaciela.
- Co ty mówisz kochanie ? - znów pytała
- Zawieź mnie na lotnisko proszę - wyszeptała na koniec
- A co z biletem ? - zapytała biorąc kluczyki od samochodu
- Już kupiłam - odparła i pobiegła w stronę samochodu. Całą drogę na lotnisko, starała się opanować łzy, uspokoić się, żeby wyglądać jakoś w tym tłumie ludzi, ale nie dała rady.
- Zobaczysz że on z tego wyjdzie - próbowała ją pocieszyć matka, ale nic z tego. Przeciwnie, po takich słowach człowiek czuje się jeszcze gorzej.
- Mogę twój telefon ? - zapytała zapłakana
- Tak, pewnie. Ale co z twoim ? - zapytała zaskoczona patrząc na drogę.
- Leże w kawałkach w moim pokoju - powiedziała bardzo cicho. Właśnie dojechały na lotnisko, wysiadły z samochodu. - Zaraz przyjdę - powiedziała do swojej mamy odchodząc na bok. Wybrała numer do swojego ukochanego i zadzwoniła. Nie miała zamiaru mu powiedzieć wszystkiego ze szczegółami, bynajmniej nie teraz. Ale chciała usłyszeć jego głos, który zawsze ją uspokajał.
- Hallo - usłyszała głos Marco
- Cześć Marco - powiedziała szlochając
- Matko Laura, co się stało ? Od godziny próbuję się do Ciebie dodzwonić. - odetchnął z ulgą
- Marco, bardzo rzadko Ci to mówiłam, ale kocham Cię. Teraz muszę pozałatwiać swoje sprawy, jak wrócę wszystko Ci wyjaśnię. Obiecuję. Mam nadzieję że mi wszystko wybaczysz. Kocham Cię - powiedziała na wydechu
- Laura, o co chodzi - krzyknął ale ona się rozłączyła. Pożegnała się z matką, obiecując że niedługo wróci. Poszła na odprawę, a później usiadła w samolocie i zasnęła.


~*~

Rzucił telefon na kanapę z całej siły i zaczął krążyć po całym pomieszczeniu. Nie wiedział gdzie jest, co się z nią dzieje, co miała na myśli mówiąc wszystkie te słowa. Jeżeli jej się coś stanie, tego na pewno sobie nie wybaczy. I co robi strach przed utratą drugiej osoby z człowiekiem. Nie wie co się dzieje, kiedy ją zobaczy, gdzie ona jest. Ale najbardziej boi się konsekwencji z jej słów : Mam nadzieję że mi wybaczysz...
- Mario, cholera przyjedź do mnie proszę - krzyknął do swojego telefonu
- Marco, co się stało ? - zapytał zaskoczony
- Po prostu przyjedź - dodał i się rozłączył. Najgorszym uczuciem, jakie może być to właśnie nie wiedza. A on dokładnie to czuł w tym momencie. Co tak na prawd robi strach, przed utrat
- Cholera jasna co się stało, że musiałem przerwać tak bardzo ważną rzecz jak spanie ? - zaśmiał się głośno wchodząc do domu Reusa.
- Laura dzwoniła - odparł zdenerwowany
- No to ja tu czegoś nie rozumiem - powiedział głośno siadając na kanapie - To źle ?
- Nie, cholera. Ale powiedziała że mnie kocha, że musi załatwić swoje sprawy i żebym jej wszystko wybaczył jak wróci - krzyknął wykończony całą sytuacją
- Reus uspokój się. Ta dziewczyna świata poza tobą nie widzi. Więc na pewno Cię nie zdradzi.
- Goetze, a czy ja powiedziałem że ona mnie zdradzi ? - spojrzał na niego zirytowany
- Dobra koniec tych żartów. Nie pokłóciliście się ? Może chce odpocząć ?
- Nie wszystko było dobrze. - odparł zrezygnowany siadając na kanapie. Nie miał siły, myśli, wyobrażenia jakie przychodziły mu do głowy całkowicie go wykończyły. Co miał robić w takiej sytuacji ? Nie miał żadnego sensownego pomysłu. Po prostu chciał ją znowu zobaczyć, przytulić i powiedzieć te dwa piękne słowa, których się nie rzuca na wiatr.
- A pytałeś Kloppa albo jej Matki ? - zapytał Mario
- Nie, pączusiu, ty nie jesteś taki głupi jak by się wydawało
- Rudzielcu ! Ciesz że się że ci pomagam - krzyknął
- Dobra chodź szybko - odparł i zwinął kluczyki od samochodu. W mgnieniu oka dotarli wraz z przyjacielem pod dom ukochanej. Podbiegli do drzwi i zadzwonili dzwonkiem, zaraz ciemn-brązowe drzwi otworzyły się przed dwójką graczy Borussi Dortmund.
- Cześć chłopaki - uśmiechnęła się polka
- Dzień dobry - odpowiedzieli równo
- Coś się stało ? - zapytała udając zaskoczoną
- Wie pani gdzie jest Laura ? - zapytał prosto z mostu Marco
- Proszę wejdźcie - odtworzyła im szerzej drzwi i zaprowadziła do salonu.
- Wie Pani co się stało ? - mówił jak nakręcony blondyn
- Obiecałam, że nic wam nie powiem, ale, widzę że bardzo się denerwujesz. Pojechała do Polski do Bartka. - powiedziała spokojnie
- Do tego Bartka, który był na wakacjach tutaj ? - zapytał maksymalnie zdenerwowany
- Tak, ale wyjaśnij sobie to z nią, bo to nie tak jak myślisz.
- Dziękuje - odparł smutny i wyszedł
- Marco nie denerwuj się. - krzyknął Mario biegnąc za nim
- A czy ty wiesz, że on ją kocha ? I ona teraz do niego pojechała. Co mam sobie w takiej sytuacji myśleć ? No co ? - krzyknął
- Nie wiedziałem - odpowiedział przyjaciel
- Powiedziała mi to ostatnio. On ją kocha, a co jeśli ona też coś do niego czuje ? Boże, czemu ja zawsze muszę mieć takie problemy ?
- MARCO ! - wrzasnął
- Taka prawda. Idziemy się napić ? - zaproponował nie słuchając odpowiedzi swojego przyjaciela. Wsiedli do samochodu i skierowali się do domu Marco. Po drodze, chłopak zatrzymał się przed sklepem monopolowym i zaopatrzył się w alkohol. Gdy tylko dotarli do domu, zaczęli pić w salonie. Mario jak na prawdziwego przyjaciela przystało, nie zostawił Reusa. Przeciwnie, cały czas przy nim  był, a nawet towarzyszył a nawet pił razem z nim.
- Marco co dalej zrobisz ? - zapytał pijany Goetze
- Nie wiem - odparł zrezygnowany - Ja ją tak kocham. To co było z Caroline, w ogóle nie przypomina mi chwil z Laurą. Z nią zawsze się śmieję, kocham spędzać z nią czas. Nawet nie wiem kiedy upływa godzina a potem kolejne. Dzięki Laurze zapomniałem o tym co mi Caro zrobiła. Tęsknie za nią po godzinie, a tym bardziej teraz. Ja chce mieć ją przy sobie. Chce, żeby była tylko moja. Żebyśmy razem zasypiali i wstawali rano. A  teraz ? Teraz to już nic nie ma sensu.
- Reus ! - krzyknął Mario - Nie pierdol od rzeczy. Mam pomysł, ale teraz musimy wytrzeźwieć - dodał, biorąc swojego przyjaciela za rękę i prowadząc na górę do sypialni...


~*~

Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem.
Ach, te problemy... :)
Jak myślicie co będzie działo się później ?
Czy związek Marco i Laury przetrwa tą próbę czasu.
Jestem bardzo ciekawa waszych pomysłów. ;**
Do następnego. <3