poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XXVII

~*~ 

Dziewczyna wysiadła z samolotu z bagażem i ruszyła w stronę taksówki. Jak najszybciej chciała się dowiedzieć o co tu chodzi, co się z nim dzieje. Ale przez całą drogę dopadały ją wyrzuty sumienia, jak mogła zostawić Marco bez jakichkolwiek informacji, teraz nawet telefonu nie ma, żeby wysłać mu smsa jak bardzo go kocha. Każdy popełnia błędy, czasami świadomie, a czasami nie. Ona starała się naprawić jedno, psując drugą rzecz.
- ul. Wojska Polskiego 29/9 - powiedziała taksówkarzowi. Jechali powoli, ponieważ cały Gdańsk był zakorkowany, ale dla dziewczyny to był plus. Przez szybę podziwiała piękne obrazy jej ukochanego miasta.
- 30 zł - powiedział kierowca, gdy dotarli na miejsce. Dziewczyna wyciągnęła pieniądze z portfela i podała taksówkarzowi.
- Do widzenia - powiedziała na koniec i ruszyła pod blok swojego przyjaciela. Wjechała windą na 3 piętro i niepewnie nacisnęła dzwonek. Jedyne czego teraz się obawiała, że nie zdążyła. Że nie zdąży z nim porozmawiać, przytulić go, zobaczyć jak się śmieje... Ręce i nogi jej drżały, a ona bacznie stała przed drzwiami, oczekując na to aż ktoś jej otworzył.
- Laura ? Co ty tu robisz ? - zapytała zaskoczona mama jej przyjaciela
- Przyleciałam do Bartka, co z nim ? - odpowiedziała szybko
- Spokojnie, jest stabilnie. Wejdź - odparła zapraszając ją do środka
- Czy mogłabym zostawić tutaj torbę. Bardzo chcę go jak najszybciej zobaczyć - powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy, a także z wielką ulgą. Odetchnęła, bo jej przyjaciel żyje.
- Oczywiście, Bartek leży na 8 piętrze, pokój numer 11 - dodała matka jej przyjaciela, biorąc torbę od dziewczyny
- Dziękuję Pani bardzo - uśmiechnęła się ostatni raz i pobiegła do windy. Pojechała autobusem podmiejskim prosto do szpitala. Nie chciała tracić ani minuty, ani sekundy na jakieś głupoty. Nie chciała marnować tak cennego czasu, który pozostał jej przyjacielowi. Wbiegła do szpitala jak opętana, później do winy i prosto na 8 piętro. Całą drogę myślała o nim, jak wygląda, jak się czuję, czy bardzo się zmienił od ich ostatniego spotkana. Poszła prosto pod drzwi od pokoju numer 11. Wzięła głęboki oddech i delikatnie zapukała.
- Proszę - usłyszała cichy i zachrypnięty głos, gdzie poznała by wszędzie i o każdej porze dnia i nocy.
- Dzień dobry, czy zastałam tutaj Bartka ? - zapytała innym głosem stojąc kawałek za drzwiami, tak żeby jej przyjaciel jej nie widział
- Tak, a kto pyta ? - zapytał zdziwiony, ale bardzo ciekawy
- Niespodzianka ! - powiedziała głośno wychodząc na przeciw niego
- Laura - wyszeptał, tak cicho że nikt nie zdołałby tego usłyszeć, ale właśnie ona usłyszała
- Bartek - również odpowiedziała szeptem
- Nie wierzę - pokiwał głową odkładając jakąś książkę na bok
- Niemożliwe staje się możliwe - uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do przyjaciela i mocno go przytulając
- Jesteś nienormalna wiesz ? - powiedział patrząc na nią z ogromnym uśmiechem
- Dla Ciebie zrobiłabym wszystko - odpowiedziała siadając na małym krzesełku obok łóżka przyjaciela. Bolało ją to że, nie może z nim pograć w piłkę, iść na spacer, tylko musi siedzieć przy łóżku szpitalnym.
- Dziękuję - wyszeptał całując jej rękę
- Powiedz jak się czujesz ? - spojrzała na niego, podłączonego do tych wszystkich maszyn, które wydawały nieprzyjemne pikanie
- O niebo lepiej - zaśmiał się głośno - A gdzie Marco ? - zapytał na co dziewczyna odwróciła głowę na okno, które była za jej plecami
- Ładne widoki tutaj masz - powiedziała podziwiając widok z takiej wielkiej wysokości
- Laura, Marco wie gdzie jesteś ? - zapytał ponownie ze złością w głosie
- Nie wie, wszystko mu wyjaśnię. Ale teraz ty się liczysz najbardziej, słyszysz ? - odpowiedziała niechętnie. Ale nie miała zamiaru kłamać, on i tak by wiedział że mówi nie prawdę.
- Po co to zrobiłaś ? Nie mogłaś mu powiedzieć prawdy i z nim zostać. Teraz będę miał wyrzuty sumienia. - odparł przekręcając głowę w przeciwną stronę
- Bartek, uwierz mi że wszystko będzie dobrze. A teraz jestem tu z tobą słyszysz ? - uśmiechnęła się do niego wesoło. Uśmiech obojgu im nie znikał przez resztę dnia z ust. Tak bardzo cieszyli się tymi chwilami, które spędzili razem na rozmowie, oglądaniu TV, a nawet wpatrywaniu się w okno, że nie zauważyli jak czas im szybo minął. Laure wyprosiła grzecznie pielęgniarka z pokoju swojego przyjaciela. Dziewczyna wróciła samotnie, do domu Bartka, gdzie miała zamiar zabrać torbę i iść spać do hotelu, ale Pani Ania za nic w świecie nie chciała się na to zgodzić. Młoda polka zjadła kolację z rodzicami jej przyjaciela i o 22 leżała w łóżku patrząc w sufit. Zaczęła myśleć o swoim chłopaku i o tym, że źle postąpiła. Ona chyba upadłaby na zawał, gdyby Marco zrobił to co ona teraz. Nie miała telefonu, a tak bardzo chciała usłyszeć jego głos. Zasnęła dopiero po kilku godzinach, od rana naszykowała się, zjadła śniadanie i znów pobiegła do szpitala, do Bartka...

~*~

- Wstawaj ! - krzyknął Mario
- Jeszcze 10 minut - wymruczał Marco
- Reus, chcesz jechać do Laury czy nie ? - powiedział poirytowany chłopak
- Chce - nagle oprzytomniał blondyn podnosząc się z łóżka
- Podnoś dupsko, idź wziąć prysznic - dodał i wyszedł z pokoju. Marco tak ja mówił jego przyjaciel zwlókł się z łóżka i poszedł prosto pod prysznic. Bał się pomysłu swojego przyjaciela, znając jego kreatywność i możliwości, ale bardzo chciał się zobaczyć z Laurą. Po 30 minutach zszedł na dół do jadalni, gdzie grasował Goetze.
- Śniadanie i jedziemy - powiedział w pośpiechu
- Najpierw to ty mi wytłumacz co takiego cudownego wymyśliłeś - spojrzał na niego biorąc kilka tabletek przeciwbólowych
- Laura jest w Polsce, czyli Gdańsk. Mam adres tego Bartka, pójdziemy tam i może znajdziemy Laurę.
- A jeśli nie ? - pytał jedząc śniadanie
- Nie ma nie. Nie potrafisz myśleć optymistycznie ? - odparł chłopak lekko zdenerwowany
- Właściwie możemy spróbować - powiedział blondyn patrząc wprost na swojego przyjaciela
- Bilety mamy, samolot za godzinę. Czyli rusz te swoje zgrabne cztery litery i jedziemy - krzyknął zachęcająco Mario. Przez całą drogę do Polski Marco się nie odzywał nie miał na to ochoty, nie dość że męczył go straszny kac, to na dodatek bał się tego dnia. Droga minęła im szybko, a nawet bardzo szybko. Goetze cały czas spał a blondyn myślał. Po niecałych 2 godzinach znaleźli się na miejscu, stąpali po polskiej ziemi.
- Taksówką ? - zaproponował Mario, chłopak nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową. Siedząc już w samochodzie oboje w ciszy podziwiali widoki za oknem. - Człowieku, tylko tu nie zacznij płakać - zaśmiał się przyjaciel
- Boję się tego co mam zaraz zobaczyć - odparł patrząc cały czas w szybę. Po chwili byli na miejscu, wysiedli z samochodu, po zapłaceniu kierowcy za kurs nie złotówkami lecz Euro. Dwójka przyjaciół nie potrafiła się dogadać z polskim taksówkarzem, dlatego jeden z nich podał mi kilkanaście euro i wyszli.
- To chyba tu - spojrzeli na siebie
- Chodź, dalej - powiedział stanowczo Mario, pchając delikatnie chłopaka do przodu. Jakoś udało im się znaleźć drzwi z tym numerem, który mieli od mamy Laury i delikatnie zapukali.
- Słucham ? - zapytała po polsku matka Bartka
- Przepraszam, czy jest tu może Laura ? - zapytał Reus po angielsku. Mieli szczęście, że pani Ania znała ten język i z łatwością im odpowiedziała
- A kto pyta ?
- Nazywam się Marco Reus, jestem jej chłopakiem - odparł, zdejmując czapkę i okulary przeciwsłoneczne
- Niestety Laury tutaj nie ma - odpowiedziała
- A nie wie Pani, gdzie ona jest ? To na prawdę bardzo ważna sprawa - dołączył się Goetze
- Idzie do szpitala, oddział 8 sala numer 11. Traficie ? - zapytała na koniec
- Tak. Dziękujemy bardzo - uśmiechnął się do niej zawodnik Borussi Dortmund i grzecznie zjechali windą na dół. Międzyczasie znaleźli trasę z pod bloku do szpitala. Nie było to łatwe, żeby tam dojść, ale dali radę. Wjechali windą na odpowiednie piętro. Z każdą sekundą serce blondyna biło coraz mocniej. Dorosły, bardzo silny chłopak, a był przestraszony jak mała dziewczynka. Podeszli pod drzwi i od razu usłyszał głos jego dziewczyny. Poczuł ulgę, ale tylko po części. Cieszył się że ona tu jest, ale bał się tego co będzie za chwile. - Wejść tam z tobą ? - zapytał po cichu Mario
- Nie, dzięki. I tak zrobiłeś o wiele więcej niż powinieneś - uśmiechnął się do niego lekko i nacisnął klamkę. Powoli stawiał kroki, w głąb sali. Cieszył się, że zaraz ją przytuli, że zaraz ją pocałuje i powie jak bardzo ją kocha. Ale nigdy nie spodziewałby się czegoś takiego, co tam zobaczył. Wszedł w głąb i zobaczył, jak Laura, jego Laura całuje Bartka. Jego serce pękło na miliony małych kawałeczków, które będzie bardzo ciężko poskładać.
- Nie wierzę - wyszeptał pod nosem
- Marco - krzyknęła za nim dziewczyna, lecz jego już nie było.
- I co tak szybko moja blondyneczko ? - zażartował jego przyjaciel czekający na korytarzu
- Nie mam czego tu słuchać. - odparł wycierając pojedynczą łzę z policzka.
- Marco, proszę posłuchaj mnie - krzyknęła wybiegając cała zapłakana z sali
-  Zostaw mnie słysz ? Nie mamy o czym rozmawiać. Kocham go to zostań sobie z nim, ale mnie już zostaw - dodał bezsilnym głosem i wszedł do winy.


~*~

- Marco - szepnęła za nim. W powietrzu unosił się jeszcze zapach jego perfum, które tak kochała. Nie wiedziała że akurat w tym momencie wejdzie on do sali. Ale musiała to zrobić, tak jej serce podpowiadało. A to właśnie głos naszego serca jest najważniejszy.
- Co się stało ? - zapytał stojący na środku korytarza Mario, nadal nie wiedząc co się stało
- Pocałowałam Bartka, a Marco właśnie wszedł do środka - odparła zapłakana
- Co zrobiłaś ? - zapytał nie dowierzając w to co właśnie usłyszał - Jak mogłaś to zrobić.? Przecież wiesz, jak Marco Cię kocha. Laura nie wierzę - powiedział wściekły wybiegając za przyjacielem.
- Ale on nie żyje - powiedziała już sama do siebie. Została sama ze wszystkim. Weszła ostatni raz do sali spojrzała na swojego przyjaciela, który nieruchomo leżał na białym łóżku. Podeszła powolnie do niego i chwyciła za dłoń. - Nie żałuję, że cię pocałowałam. Jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co dalej będzie ze mną i Marco. On nawet nie chce mnie słuchać. Boże, Bartek wróć tu do mnie, nie wiem co mam robić, bez Ciebie sobie nie poradzę słyszysz ? - krzyczała jak opętana, szarpiąc za jego piżamę. Nagle do sali wbiegły pielęgniarki, jedna wyprowadziła dziewczynę a druga została przy pacjencie.
- Kochanie, uspokój się - powiedziała starsza pani podając jej kubek z herbatą
- On nie żyje - zawyła
- Nic już nie zrobimy. Ale możesz być z niego dumna i tak wytrzymał o wiele więcej niż powinien. I cały czas powtarzał, że to wszystko robi dla Ciebie, żebyś była szczęśliwa - dodała i odeszła. Dziewczyna leniwie podniosła się z krzesła i poszła załamana w stronę windy. Zjechała na sam dół, a w głowie cały czas miała słowa pielęgniarki. Taksówką pojechała prosto na lotnisko. Nie wiedziała co ma zrobić i do kogo zgłosić się o pomoc. Jedynie jej mama mogła jej pomóc, dlatego chciała jak najszybciej jechać do domu. Samolot miała dopiero w nocy. Więc kupiła bilet i ruszyła w stronę krzeseł. Przespała się może 3 godziny i ruszyła w stronę samolotu.. Nie miała przy sobie nic prócz marnych pieniędzy. Szczęśliwie samolot wylądował w Dortmundzie, w mieście gdzie chociaż na chwilę mogła być szczęśliwa. Znów ruszyła do taksówki i pojechała pod dom Marco. Nie zważała na to że jest już 4 nad ranem. Podeszła do drzwi i zadzwoniła, ale nikt jej nie otwierał, próbowała kilka razy ale znowu nic. Ruszyła pieszo w stronę swojego domu. Po cichu weszła do środka, cały ten czas wylewały się łzy z jej oczy. Poszła do swojego pokoju i znowu to samo. Chwyciła za chusteczki i zaczęła płakać...



~*~

Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem.
Trochę dłuższy niż zwykle, więc mam nadzieję że przypadnie wam do gustu.
Kłopotów ciąg dalszy, ale obiecuję że już nie długo.
W końcu wszystko musi się ułożyć nie ? :)
Pozdrawiam Moje Kochane ! <3

6 komentarzy:

  1. Noi ja myśle, że sie ułoży noo :/
    Marco powinien posłuchac chociaż, co Laura miała do powiedzenia.
    Ona przeżyła dramat, ajego przy niej nie było, wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowała.
    Mam nadzieję, że szybko wszystko sie wyjaśni :)
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh, God...
    To dowaliłaś... Aż zmieszałam się tym rozdziałem.
    Cóż, śmierć nigdy nie jest czymś obok czego można przejść obojętnie, nawet w opowiadaniu. Smutno, smutno i smutno...
    Wybacz, ale jakoś na więcej mnie nie stać. Po prostu, dobiłaś mnie tym rozdziałem...
    Pisz szybciutko jakiś następny piękny rozdział, by osuszyć łzy...
    Buziaki. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże! Tak mi szkoda Laury :c
    No co prawda Marco też opacznie zrozumiał pocałunek dziewczyny ale przecież Ona nie chciała źle. :c
    Jezu! Mam nadzieję, że Oni jakoś dojdą do porozumienia i nie będzie żadnej tragedii.
    Czekam na nn
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo, Cudo, Cudo, Cudoo!!
    Biedny Bartek ;c
    Marco musi ją wysłuchać i wybaczyć ;c
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale namieszane :) Smutny strasznie aż łza w oku się kręci. Mam nadzieję że się pogodzą. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Że też zawsze wszyscy muszą wchodzić w nieodpowiednich momentach...-.-
    Szkoda mi Laury, że straciła przyjaciela... Nie wyobrażam sobie co czuła w tamtej chwili.
    A Marco powinien dać jej szansę na wytłumaczenie, a nie pochopnie wyciągać wnioski...

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń