- Śpiąca królewna się obudziła - usłyszałam donośny głos Marco
- Reus, do jasnej cholery cicho - powiedziałam szeptem, łapiąc się za głowę.
- Już się tak nie denerwuj - odparł
- Dasz mi jakieś leki ? - jęknęłam z bólu idąc do kuchni
- No już już - zaśmiał się pod nosem i podał mi leki wraz z wodą
- Dzięki - rzuciłam i zażyłam lekarstwa
- Pamiętasz coś z wczoraj ? - zapytał blondyn podając mi kanapki na talerzu
- A powinnam ? - powiedziałam ze strachem w głosie
- Może... - powiedział tajemniczo
- Marco powiedz - podeszłam do niego i spojrzałam w oczy
- Nie powiem - pokazał mi język
- To spadaj - uderzyłam do lekko w ramie i wzięłam się za moje śniadanie. Myślałam że mi przejdzie z tym co mówił blondyn, ale się myliłam. Bałam się, że zrobiłam coś głupiego a on mi nie chce powiedzieć. - Marco proszę powiedz - zrobiłam słodką minkę
- A co z tego będę miał ? - poruszył seksownie brwiami
- Wiesz co spadaj - powiedziałam oburzona - Nie odzywaj się już do mnie, a ja do ciebie - stwierdziłam
- Zakład, że nie wytrzymasz 2 godzin bez odzywania się ? - zaproponował i wyciągnął do mnie rękę
- Dobra, ale o co ? - chwyciłam za jego dłoń z cwaniackim uśmiechem na twarzy
- Jeżeli ty wygrasz to powiem ci, a jeżeli ja to będziesz zdana na mnie przez 24 godziny ? - uśmiechnął się lekko
- No dobra - westchnęłam i puściłam jego rękę - No to mamy 12.30. Pomogę Ci sprzątać i czas start - uśmiechnęłam się lekko i dokończyłam posiłek. Dziwnie się czułam, mając nie odzywać się aż przez 2 godziny. Przecież to jest nie ludzkie. Mi się usta nigdy nie zamykają.
- Chcesz coś do picia ? - zapytał wesoły blondyn
- N...- zaczęłam lecz szybko ugryzłam się w język. Już w pierwszych minutach chciałam mówić, a co dopiero 120 minut ? Po co ja się zakładałam. Ale musiałam wygrać i dowiedzieć się o co chodziło.. Wstałam ze stołka, a w dłoń wzięłam talerz i podeszłam do zlewu. Zmyłam po sobie naczynia i usiadłam na kanapie. Nie było mi za wygodnie w tej sukience, ale musiałam wytrzymać i to bo przecież nie pójdę do Marco i nie poproszę o koszulkę. Głośno westchnęłam i chciałam chwycić za pilota, lecz blondyn mnie wyprzedził.
- Chcesz pilota ? - zaśmiał się pod nosem a ja krzywo spojrzałam na chłopaka. Podniosłam się z kanapy i zaczęłam sprzątać po imprezie. Bałagan był niesamowity po tej imprezie, z której nic nie pamiętam ! Byłam na siebie strasznie zła, bo czułam że coś się wydarzyło. Znając moje możliwości mogłam się posunąć do wszystkiego po tym alkoholu. Niepewność rozbrajała mnie od środka. Przynajmniej przy sprzątaniu nie myślałam o tym co ma mi do powiedzenia Marco. Po upływie godziny, którą spędziłam na sprzątaniu usłyszałam huk. Pobiegłam szybko na górę. Blondyna nie było nigdzie więc wbiegłam do łazienki. Na płytkach leżał chłopak z rozciętym łukiem brwiowym, z którego leciała krew. Spojrzałam na nos, które też intensywnie krwawił. Nie obchodziło mnie już to czy wygram, czy przegram ten zakład. W tej chwili liczył się on.
- Marco - pisnęłam i podbiegłam do niego kucając - Marco odezwij się - mówiłam, a ten bez ruchu leżał na podłodze. Chwyciłam jego głowę w swoje dłonie i oparłam na kolanach.
- Przegrałaś zakład - powiedział z uśmiechem na twarzy, mrużąc jedno oko
- To że tu leżysz to jest głupi żart ? - spojrzałam na niego wściekła, podnosząc się z podłogi
- Niee - odparł i powolnie podniósł się z podłogi
- No to słucham co się stało ? - skrzyżowałam ręce na piersiach i stanęłam w drzwiach
- Było ślisko i się poślizgnąłem. Straciłem chwilowo przytomność, ale jest spoko - dodał
- To zaraz nie będzie tak spoko jak ci tyłek skopie - pogroziłam mu palcem - Chodź opatrzę Cię - chwyciłam za apteczkę i zeszłam na dół. Na kanapie leżał poobijany Marco, nachyliłam się nad nim i opatrzyłam dokładnie rany.
- Czyli od teraz jesteś moja na 24 godziny - uśmiechnął się serdecznie
- Wychodzi na to że nie mam innego wyjścia - westchnęłam głośno
- Mamy godzinę 13.30 - spojrzał na zegarek blondyn - odwiozę Cię teraz do domu i przyjadę o 16 zgoda ? - zaproponował
- Niech Ci będzie - pokazałam mu język i założyłam swoje buty na stopy. Gdy jechaliśmy do mojego domu dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nie brakowało nam tematów, lecz czasu, bo po 10 minutach byliśmy już na miejscu
- To do 16 ? - uśmiechnął się uroczo Marco
- Do 16 - zaśmiałam się pod nosem i wysiadłam z samochodu. Blondyn nie odjechał, czekał aż wejdę do swojego domu i dopiero w tedy pojechał. - Bartek - krzyknęłam lecz odpowiedzi nie usłyszałam. Zdjęłam z moich obolałych stóp te niewygodne szpili i rzuciłam w kąt. Zajrzałam do kuchni i salonu, ale tam go nie było więc powędrowałam do góry. Tak jak myślałam, zastałam go śpiącego w swoim pokoju. Było czuć alkohol, więc zostawiłam go tam, a sama udałam się do swojego pokoju. Od razu pobiegłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła moje mięśnie, skleiła moje myśli w jedną całość. Później poszłam poszukać jakiś ubrań, sama nie wiedziałam co my będziemy robić, więc starałam się szukać najnormalniejszych ciuchów. Postawiłam na brzoskwiniową bluzką, zwykłe szorty i do tego moje ukochane trampki. Z włosów ułożyłam byle jakiego koka i właściwie byłam już gotowa. Jeszcze do torebki włożyłam piżamę i ubrania na jutro, bo wiedziałam że Marco mi nie odpuści i będę musiała u niego spać. Zeszłam na dół, a zegarek wskazywał 15.30. Myślałam że mi się przewidziało, czy to możliwe że przez 2 godziny się szykowałam na zwykłe spotkanie ? A jednak, nie przewidziałam się, mój telefon wskazywał tę samą godzinę. Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę, miałam nadzieję że chodź trochę kofeiny postawi mnie na nogi. Siedziałam na stołku, gdy na dół zszedł Bartek.
- Siem - powiedział zaspany i skacowany
- Dzień dobry - zaśmiałam się pod nosem i poszłam do szafki z lekami. Wybrałam kilka i podałam mojemu przyjacielowi - to cię postawi na nogi
- Dzięki - on sam zaczął się śmiać. Nalałam do kubka kawy i rozkoszowałam się jej zapachem. - Idziesz gdzieś ? - zapytał ciekawy
- Nie będziesz zły, jeżeli pójdę do Marco. Przegrałam zakład i teraz muszę być z nim przez 24 godziny - odparłam i wzięłam kolejny łyk kawy
- Jasne że nie. Baw się dobrze - powiedział dziwnie obojętny i poszedł na górę. Mój przyjaciel nigdy taki nie było, coś musiało być nie tak. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos dzwonka, odłożyłam kubek po czarnym płynie do zlewu i poszłam do drzwi. Oczywiście za nimi stał wesoły blondyn
- Gotowa ? - zapytał
- Jasne, tylko pójdę po torebkę - puściłam mu oczko i pobiegłam na górę. Z pokoju wzięłam torebkę i poszłam jeszcze do pokoju obok - Bartek ja idę - krzyknęłam przez drzwi
- Spoko - usłyszałam i zbiegłam po schodach na dół.
- Idziemy ? - zapytałam zamyślonego Marco
- No jasne - odparł i poszliśmy oboje do samochodu.
- Gdzie mnie ciągniesz? - zapytałam ciekawa
- Niespodzianka - odparł wesoły
- Nie lubię niespodzianek - dodałam
- Tę musisz przeżyć - powiedział i włączył radio. Akurat leciała fajna piosenka : Magic in the Air.
- Nie wyj - śmiałam się, słysząc jak mój kolega śpiewa tak ładną piosenkę
- Nie wyje, a ty byś mi pomogła - odpowiedział smutny, a zaraz oboje śpiewaliśmy, albo kaleczyliśmy ten kawałek. Jechaliśmy już dość długo, a ja nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Ufałam Marco i wolałam nie pytać, pewnie i tak nic by mi nie powiedział. Dużo rozmawialiśmy, poznawaliśmy się na nowo. Nie znałam z tej strony Reusa. Wydawał mi się zwykłym zboczeńcem. Ale prawdę mówiąc jest taki tylko z " zewnątrz ". Na prawdę jest zupełnie inny. Wesoły, zwariowany, często irytujący, ale też wrażliwy, słodki i taki kochany.
- Długo jeszcze? - zapytałam zaspana
- Nie, a co ? - odparł skupiony na drodze
- Mam chorobę lokomocyjną i długo nie wytrzymam
- Prześpij się to ci pomoże - powiedział z taką czułością w głosie. Oparłam głowę o jego ramie i lekko się przytuliłam. Było mi na prawdę nie dobrze, ale Marco miał racje i od razu zasnęłam...
_______________________________________________________________
No jakoś w końcu napisałam :)
Jest już 13. Mam nadzieję że się wam spodoba.
A ten rozdział dedykuje Klaudii Mrau. <3
Kocham Cię, debilu :) ;***
Kolejny rozdział powinien pojawić się dopiero w przyszłym tygodniu.
Bo jutro świętuje imieniny, a później mój brat wraca. :D
Więc ten tydzień będzie należał do ciekawych... <3
Udanych wakacji, kochani. ;****
A słyszałyście o tym jak Bastian Schweinsteiger, śpiewał o naszych : Borussia skur... To był na prawdę bardzo chamskie, a później przepraszał. Nie wiem jak wy, ale ja go kiedyś lubiłam. A teraz, nie mogę na niego patrzeć. Nasz Kevinek z wielkim sercem przebaczył Basianowi. :) Haha. Cudowny człowiek. Pozdrawiam, Marta ;****