sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział XLVII

~*~
- Będziemy mieli dziecko, a wy będziecie dziadkami - wziął głęboki oddech i wypowiedział głośno i wyraźnie te słowa 

- Gratuluję ! - od razu z wielkim uśmiechem na ustach podszedł ojciec Marco. Obojgu z nich uścisnął mocno - A Ty masz o siebie dbać - zaśmiał się u puścił oczko w stronę Laury. Przez chwilę poczuła ulgę, dopiero gdy spojrzała na rodzicielkę Reusa znów odczuła ogromny przypływ strachu.
- Mamo powiedz coś - rzekł Marco przytulając jeszcze mocniej dziewczynę. Czuł, że zaraz coś się wydarzy.
- Marco, przed Tobą cała kariera, a Ty wyskakujesz teraz z dzieckiem ? Powinniście je usnąć - powiedziała bardzo zdenerwowanym głosem. Polce od razu popłynęły łzy po policzkach. Nie mogła zrozumieć jak Pani Reus w ogóle może tak mówić, to ich dziecko mieliby je zabić ?
- Mamo ! - Wrzasnął głośno Marco. Sam nie czuł się dobrze w tej sytuacji. Jego rodzicielka prosi, żeby zabił własne dziecko - przecież to niedorzeczne !
- Manuelo, proszę nie mów tak - wtrącił się ojciec
- Coś Pani powiem - poważnym lecz zachrypniętym głosem odezwała się Laura. - Będąc z Marco w ciąży, byłaby Pani wstanie usunąć ją? - zapytała, lecz nie czekała na odpowiedź. Już dawno puściły jej wszystkie hamulce. Nie obchodziło ją już uważanie ze strony rodzicielki ukochanego. - Jestem pewna, że nie ! Prawdziwa Matka nie zrobi nigdy tego i doskonale Pani wie co ja teraz czuję. Nie usunę tego dziecka, chyba, że miałoby umrzeć razem ze mną. Jeśli nie akceptuje tego Pani, to bardzo mi przykro. Kocham Marco i zamierzam wychować z nim nasze dziecko
- Synku, a jesteś pewien, że to Twoje dziecko ? - Młoda Polka nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Czuła, że kolejna fala łez zalewa jej oczy. Nie mogła w to uwierzyć, w końcu była szczęśliwa. A jedna jedyna osoba w tak krótkim czasie potrafiła to zrujnować. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i chciała się odezwać, ale wyprzedził ją ukochany
- Nie wierzę, nie wierzę mamo. Jak możesz tak mówić ? - Reus już nie chodził a latał po salonie. Dawno ani Laura ani jego tata nie widzieli go w takim stanie. Sama miała już dosyć, spojrzała na każdego po kolei i wybiegła z domu. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem. Wyszła na chodnik i skierowała się w stronę domu. Musiała chodź przez chwilę pobyć sama.
- Cześć córeczko ! - usłyszała wesoły głos. Serce podeszło jej do gardła, przerażenie paraliżowało ją od góry do dołu. Powoli odwróciła się za siebie i spojrzała na twarz ojca. Miała dość wrażeń na dzisiejszy dzień, tylko tego brakowało.
- Co ty tutaj robisz ?! - wrzasnęła. Bała się i to cholernie. Ten człowiek był zdolny do każdego czynu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli tutaj jest to coś jest nie tak.
- Przyszedłem do Ciebie. Stęskniłem się za Tobą - zaśmiał się ironicznie doprowadzającym tym samym swoją córkę do szału.
- Daj mi spokój ! - odwróciła się i miała zamiar odejść, ale coś jej to uniemożliwiło. Poczuła ogromny ból w okolicach głowy i karku. Upadła na ziemie, chciała się podnieść, lecz ktoś ją przytrzymał. Po chwili już nie wiedziała co się dzieje. Zemdlała z bólu i ze strachu, ale nie o siebie lecz o swoje dziecko.

Obudził ją ogromny ból głowy, chciała się poruszyć ale nie mogła. Rozejrzała się dookoła i zamarła. Nogi miała związane sznurem, tak samo jak ręce. Na ustach plaster, siedziała na niewygodnym krześle, dookoła nikogo nie było. Miejsce z resztą też było nieciekawe, najprawdopodobniej jakaś fabryka na obrzeżach miasta. Siedziała tam długo i nikt nie przychodził. W dodatku jej brzuch domagał się czegoś do zjedzenia. Do środka weszła grupka składająca się z 3 mężczyzn, jednym z nich był jej ojciec, a pozostałych kompletnie nie znała. Już chciała coś powiedzieć, lecz plaster na ustach wszystko uniemożliwiał.
- Coś mówiłaś ? - zaśmiał się ironicznie Polak, po czym gwałtownie zerwał taśmę z ust dziewczyny. Aż zapiszczała z bólu, a on tylko się uśmiechnął, jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Co Ty wyprawiasz człowieku ? - krzyknęła i to był błąd. Od razu dostała siarczysty cios w policzek. Pożałowała swojej decyzji.
- Słuchaj mnie smarkulo ! - zawołał. Uśmiech od razu zniknął z jego twarzy. - Twój panicz i nowy ojciec mają mi zapłacić za Ciebie pół miliona euro.
- Nie wiedziałam, że jestem aż tyle warta - powiedziała pod nosem i kolejny raz tego pożałowała. Tym razem to nie był tylko przysłowiowy "liść". Poczuła jak jeden z wielkich mężczyzn uderza ją najpierw w szczękę, a później w okolice łuku brwiowego. Znów zawyła z bólu, a łzy zleciały po jej policzkach.
- Matka nie potrafiła Cię wychować to ja to zaraz zrobię ! - oburzony sam poprawił dokonania kolegi. I już nie aż tak mocno dostała z drugiej strony. Krew z wargi i łuku brwiowego łączyły się z słonymi łzami. - Jeśli nie dadzą mi tej forsy to będzie po Tobie rozumiesz ? - spojrzał na nią. Nie odpowiedziała nic, spuściła głowę w dół, pozwoliła żeby łzy swobodnie moczyły jej spodnie. - Spójrz na mnie ! - warknął i chwycił za podbródek podnosząc tym samy głowę do góry. Dziewczyna błagalnym wzrokiem szukała pomocy, ale dwójka osiłków tylko się śmiała.
- Nie wierzę, że możesz tak traktować własną córkę - powiedziała cicho patrząc prosto w jego oczy, który nie miały w sobie ani grama jakiegokolwiek uczucia.
- A ja nie wierzę, że jesteś moją córką - powiedział oschle i puścił podbródek. - Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał - pogroził palcem i oddalił się. - Gdzie masz telefon ? - zapytał. Chwycił krzesło i ustawił je przed dziewczyną.  Usiadł na nim, z kieszeni wyjął paczkę papierosów i odpalił jednego po czym założył ręce na klatce piersiowej.
- Nie mam telefonu - odpowiedziała tak samo oschle jak on przed chwilą. Starała się nie pokazywać żadnych emocji, chociaż w środku poczuła zadowolenie. W spodniach nie miała kieszeni, więc będąc przed domem rodziców Marco włożyła go do biustonosza, wcześniej wyciszając. Jeśli stąd pójdą może w jakiś sposób uda jej się skontaktować z Marco.
- Kłamiesz - powiedział wypuszczając dym z ust.
- Przeszukaj mnie, nie mam telefonu, zostawiłam w domu ! - odpowiedziała podniosłym tonem. Tym razem już nic nie powiedział. Wstał z krzesła i kiwnął głową do swoich "kolegów", którzy na chwilę wyszli. Po chwili wrócili z jakimiś torbami.
- Tam masz materac - wskazał palcem. - Przykro mi, ale będziesz musiała tutaj kilka dni przenocować - zaśmiał się głośno. Podszedł do niej i znów poczuła strach, bała się że kolejny raz oberwie, ale tak nie było. Wyjął nóż, kolejna fala strachu przepełniła jej ciało. Przeciął sznur na jej rękach, co wywołało zdziwienie w oczach dziewczyny. Następnie przeciął sznur, który oplatał nogi - Jedzenie i wodę też tam znajdziesz - dodał i skierował się w stronę wyjścia. Już miał zamiar opuścić pomieszczenie, ale się cofnął. - Spróbuj coś wykombinować to obiecuję Ci, że więcej nie ujrzysz swojego kochasia - warknął i wyszedł. Usłyszała tylko dźwięk zamykanych drzwi.

~*~

- Mamo, to wszystko Twoja wina ! - krzyknął załamany. Siedział na kanapie trzymając się za głowę, był przerażony. Szukał wszędzie, ale nigdzie jej nie było. Coś musiało się stać - czuł to. Nie odbierała telefonu, nie odpowiadała na smsy. W dorosłym życiu jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się płakać, aż do dziś. Łzy same mu poleciały po policzkach. Myśl, że ktoś mógł Laurę i jego dziecko skrzywdzić powodowało paraliż całego ciała.
- Marco, przepraszam. Nie sądziłam, że przez moje słowa może się coś takiego zdarzyć - dopiero po zniknięciu młodej Polki zdała sobie sprawę, że to co zrobiła było straszne. Usiadła obok swojego syna i przytuliła się do niego. Nie czuła się dobrze z tym co zaszło.
- Synu byliście na policji ? - wtrącił się ojciec
- Byliśmy
- I co wam powiedzieli ?
- Że nie mogą nic zrobić, dopiero po 24 godzinach będą wszczynać poszukiwania - wyszeptał ocierając słone krople z policzków.
- A co na to rodzice Laury ? - zapytała tym razem matka Reusa
- Jadą tu, sami byli na policji. Powinni niedługo być - westchnął i spojrzał na telefon, który zaczął wibrować w jego dłoni.

~*~

Nigdy, ale to nigdy nie napisałam tak szybko rozdziału jak tego.
Na prawdę ! Aż jestem z siebie dumna. :D
Pewnie większość z Was była przekonana, że kłótnia z Mamą Marco, Laura wybiega i bum!
Potrącił ją samochód...
A jednak nie.
Czytałam wiele opowiadań i w większości było dokładnie tak jak napisałam.
Ja chciałam, żeby moje było wyjątkowe.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł.
A i nie zabijajcie mnie za to zakończenie.
Uwielbiam tak kończyć rozdział ! hahaha :D
Tak wiem jestem okropna. Ale też Was Kocham <3

Zapraszam Wszystkich na drugiego bloga, niedługo rozdział nr 2 :
http://czarno-bialy-obraz-nowego-swiata.blogspot.com

niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XLVI

- Nic się nie stało, po prostu - urwała na chwilę by wziąć głęboki wdech powietrza do swoich płuc - Po prostu będziesz tatą - dodała po chwili z uśmiechem patrząc na reakcję chłopaka, który na te słowa podniósł gwałtownie głowę do góry...


~*~

- Powtórz - powiedział szybko wstając i patrząc na dziewczynę, jakby kogoś zabiła. Miał wrażenie, ze się przesłyszał. Co w tamtym momencie czuł nie dało się opisać.
- Będziesz tatą, noszę w brzuchu Twoje dziecko - wyszeptała. Była przerażona widząc zachowanie chłopaka. Teraz była pewna, że on nie chce tego dziecka. Po policzkach poleciały jej łzy, głowę opuściła w dół i zakryła twarz w dłoniach. Miała ochotę zapaść się pod ziemie, nie wiedziała co ma robić. Co dalej będzie ? Co zrobi samotna matka z dzieckiem ? Jak sobie poradzi w dalszym życiu ? Tylko te pytania kłębiły się w jej głowie.
- Dlaczego płaczesz ? - podszedł do niej i uklęknął. Oboje nie wiedzieli co się dzieje, oboje byli przerażeni. Nie byli pewnie swoich uczuć, nie wiedzieli co tak na prawdę w tym momencie czują.
- Bo Ty nie chcesz tego dziecka, prawda ? - zapytała zapłakana
- Co ty wygadujesz głuptasie ? - usiadł na kanapie i wziął ją na kolana, jak małą dziewczynkę. Mocno przytulił Ją do siebie i uśmiechnął się na samą myśl, że będzie miał potomka - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będę tatą. To moje marzenie, od kiedy tylko z Tobą jestem. Błagam nie płacz. Bardzo chcę tego dziecka i już nie mogę się doczekać kiedy będę mógł wziąć je na ręce. - mówił jak najęty. Sam nie był pewien co czuje. Na pewno był przepełniony szczęściem, ale też strachem. Rola Ojca nie jest łatwa, ale już nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł wziąć swoje dziecko w ręce.
- Mówisz poważnie ? - zapytała przerywając szlochanie - Bałam się, że nie będziesz chciał tego dziecka - dopowiedziała patrząc prosto w jego oczy. Z twarzy nie schodził mu uśmiech, Mario miał racje - pomyślała.
- Nawet tak nie mów. - odpowiedział i mocno ją do siebie przytulił. - Będę ojcem - wyszeptał, tak jakby dopiero teraz to do niego dotarło. - Będę miał dziecko - urwał na chwilę, by wziąć głęboki oddech -  z Tobą - znów powiedział bardzo cicho i patrzył na Laurę jak na Boga. - Nie mogę w to uwierzyć - uśmiechnął się na samą myśl. To najpiękniejsza chwila, jaką przeżył kiedykolwiek w swoim życiu. - Kiedy się dowiedziałaś ? - zapytał  ciekawy głaszcząc jej włosy
- W ten, kiedy Cię zobaczyłam z Carolina - odpowiedziała
- Dlaczego nie powiedziałaś mi przed wyjazdem ? - wyraźnie był zasmucony tym faktem. Poczuł się zdradzony, chociaż doskonale wiedziała, że dziewczyna musiała mieć jakiś konkretny powód.
- Bo chciałam, żebyś skupił się na piłce, na treningach. Nie chciałam, żebyś myślał, że jestem tu sama, bez Ciebie i to w dodatku w ciąży - odparła zgodnie z prawdą - Nie gniewaj się na mnie, zrobiłam to dla Ciebie. - odpowiedziała podnosząc głowę i patrząc uważnie w jego oczy.
- Wiem, wiem że zrobiłaś to dla mnie - kolejny raz tego dnia uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak dziś. - Cały czas myślisz o innych, nigdy o sobie. Laura wielka pora to zmienić, bo już nie jesteś sama. Musisz teraz troszczyć się tylko i wyłącznie o Siebie i o naszego dzidziusia - wyszeptał dotykając delikatnie jej policzka. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Już nie była sama, najważniejsze jest teraz dziecko. Ale ona nie potrafiła tak po prostu zmienić swojego charakteru. Nigdy nie potrafiła myśleć o sobie, od zawsze dawała sobie radę sama, a innym chciała po prostu pomóc. Marco ma racje, wiedziała o tym. Pora się zmieć, pora zacząć troszczyć się o dziecko.
- Postaram się - uśmiech mimowolnie wkradł się na jej twarz.
- Obiecujesz ? - uniósł brew do góry patrząc w jej oczy podejrzliwie
- Obiecuję - odpowiedziała i namiętnie pocałowała go w usta. - Będziemy musieli powiedzieć rodzicom i to jak najszybciej - dodała po chwili zastanowienia. Prawda jest taka, że panicznie bała się reakcji rodziców Marco, głównie mamy. Zdążyły się już poznać, ale Laura czuła, że rodzicielka jej ukochanego nie jest jej wielbicielkom. Za to jego ojciec jest po prostu wspaniałą osobą, zawsze radosny i pełen energii, od razu go polubiła.
- Boisz się prawda ?
- A ty się nie boisz ? Doskonale wiesz, że Twoja mama za mną nie przepada, jak dowie się o dziecku to mnie znienawidzi.
- Pewnie że się boję - westchnął głośno i jeszcze mocniej przytulił do siebie swoją ukochaną - To chyba normalne, że się boimy. Ale mamy siebie tak ? - spojrzał głęboko w jej oczy - To dla nas nowa sytuacja, ale jestem pewien, że rodzice się ucieszą. - ucałował delikatnie jej głowę.
- Mam nadzieję - głośno wypuściła powietrze ze swoich płuc.
- Uspokój się kochanie

~*~

- Jakie jest Twoje marzenie ? - usłyszała z ust chłopaka, leżąc wtulona w jego ramiona. Zegarek wskazywał godzinę 22, a oni oboje byli już bardzo zmęczeni dniem. Poza tym jutro bardzo ważny dzień, na który koniecznie musieli być wypoczęci.
- Wszystkie moje marzenia się spełniły. Mam wspaniałych rodziców, mam Ciebie i niedługo będziemy mieli dziecko. Nic więcej nie potrzebuje - odpowiedziała podnosząc głowę do góry
- Na pewno masz jakieś marzenie - odparł
- Zawsze chciałam polecieć do USA. Zobaczyć Nowy Jork, albo Miami. Ale nie myślę o tym jak o moim marzeniu, jeśli kiedyś się uda to super, a jeśli nie to trudno i już. - odpowiedziała zgodnie z prawdą opierają głowę o klatkę piersiową Reusa. Lewą ręką głaskała delikatnie jego umięśniony brzuch. - A jakie jest Twoje marzenie ?  - zapytała z uśmiechem
- Moim marzeniem jest, żeby nasze dziecko było zdrowe, a później chciałbym wygrać Ligę Mistrzów  - odpowiedział, a dziewczynie po policzku spłynęła łza, a na ustach pojawił się uśmiech.
- Kocham Cię blondasie - ucałowała go w usta i oboje udali się do krainy Morfeusza.

Laura nie spała już od 6 rano. Krzątała się po kuchni, na blacie stał duży kubek z zieloną herbatą na uspokojenie. Bała się, bardzo się bała reakcji bliskich jej osób. Co jeśli nie zaakceptują ich dziecka, co prawda ma jeszcze Marco, ale życie bez przyjaciół będzie nudne. Usiadła na jednym z krzeseł trzymając oburącz ciepły kubek. Westchnęła głośno i spuściła głowę w dół.
- Zaraz będziesz chora - usłyszała i gwałtownie podniosła głowę. Przed nią stał Marco w niewyjściowej fryzurze i z nieciekawą miną na twarzy.
- Musiałam napić się herbaty - odpowiedziała bawiąc się nerwowo palcami
- Jeszcze wczoraj obiecałaś mi, że będziesz o siebie dbać, a dziś siedzisz w samej piżamie o 6 rano w kuchni. Laura nie bądź nieodpowiedzialna - usłyszała i mało krew jej nie zalała. Właśnie tego w nim nie lubiła. On wie najlepiej i koniec, a w dodatku jest strasznie przemądrzały. Nie miała ochoty na kłótnie, wolała odpuścić.
- Masz rację, przepraszam już idę do łóżka - odpowiedziała odkładając kubek do zmywarki, omijając łukiem chłopaka poszła prosto do sypialni. Ułożyła się na boku i okryła dokładnie pościelą. Zaraz obok niej znalazł się Marco, który zrobił dokładnie to samo. Leżała do niego plecami zastanawiając się nad zdarzeniem sprzed chwili.
- Przepraszam, zbyt mocno zareagowałem
- Masz racje, przesadziłeś
- Wybaczysz mi ?
- A mam inne wyjście ? - odpowiedziała i przewróciła się na drugi bok patrząc w jego oczy. - W końcu będziesz ojcem naszego dziecka - dodała i delikatnie się uśmiechnęła. Ucałowała go w usta i mocno przywarła swoich ciałem do jego.
- Kocham Cię i dla tego tak się o Ciebie troszczę
- Wiem, doskonale o tym wiem. Tylko czasami traktujesz mnie jak małą dziewczynkę, a to jest bardzo męczące.
- Spróbuję się zmienić
- Ta sytuacja od obojgu nas wymaga wielkiego poświęcenia i wielu zmian.
- Mówiłem Ci już, że jesteś wspaniała ? - od razu uśmiech wkradł się na twarz dziewczyny
- Może raz czy dwa - odparła i znów go namiętnie pocałowała - A i jest jeszcze jedna sprawa, a właściwie to dwie
- A więc słucham
- Jutro mam wizytę u lekarza, jeśli chcesz możesz iść ze mną. A po drugie muszę zacząć chodzić na siłownie.
- Po pierwsze z przyjemnością pójdę z Tobą do lekarza, ale po co chcesz iść na tą siłownię ? - zapytał zdziwiony. Miała nienaganną figurę i to bez ćwiczeń. Wiele dziewczyn mogła jej zazdrościć, a ona chce iść na siłownię ?
- Zauważyłeś ile jem ? Po porodzie będę wyglądać jak balon. Nie chce być gruba, a ty będziesz chodził ze mną na tą siłownię - wskazała na niego palcem i zaczęła się śmiać.
- Nie liczy się dla mnie wygląd. Kocham Cię za to jaka jesteś, nie znam drugiej takiej osoby jak ty. Urzekłaś mnie swoją delikatnością, troską o innych i miłością, która od Ciebie bije.
- To piękne co powiedziałeś - wzruszona po słowach chłopaka otarła policzki z łez i ostro wpiła się w jego usta. - Wstawaj zaraz będziemy musieli się zbierać - dodała po chwili zrywając pościel z mężczyzny
- Ale ja nie chce - zajęczał na co oboje zaczęli się głośno śmiać

- Dzień dobry - powiedziała cicho przekraczając próg rodzinnego domu Marco. Od razu poczuła się słabo, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli nie dziś to kiedy ?
- Laura, jak miło Ci widzieć - usłyszała z ust taty Reusa. Uśmiechnęła się do niego serdecznie i mocno przytuliła
- Pana również
- Co u Ciebie synku ? - zapytała gospodyni domu. Krew się gotowała w żyłach dziewczyny, ale nie może się teraz denerwować.
- Mamo, tato - zawołał  siedząc już na sofie w salonie - Mamy Wam coś ważnego do powiedzenia - dodał, a młoda Polka ścisnęła mocniej dłoń Marco.
- Coś się stało ? - ponownie zabrała głos rodzicielka Niemca
- Będziemy mieli dziecko, a wy będziecie dziadkami - wziął głęboki oddech i wypowiedział głośno i wyraźnie te słowa...

~*~
Dzień Dobry !
Jak zwykle to u mnie bywa przychodzę z opóźnieniem.
Wybaczcie mi to, proszę ! :)
Nadal cała drżę po meczu Polka - Niemcy.
Nie mogę w to uwierzyć, że nasi chłopcy pojadą do Tokio. 
Też miałyście takie emocje, jak ja ?

Do następnego ! :) 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział XLV

~*~

- Wierzę Ci - odpowiedziała wydobywając jedną rękę z jego dłoni i przeczesała delikatnie mu włosy - Nie jest mi łatwo tego mówić, bo nigdy się jeszcze tak nie czułam. A teraz ta przerwa dobrze nam zrobi. Odpoczniemy od siebie i mam nadzieję, że za sobą zatęsknimy.
- Ja będę na pewno tęsknił - odparł pewny swego. Patrzył w jej błękitne jak ocena oczy i zastanawiał się, czy może ją pocałować. Cały czas klęczał przed nią trzymając jej dłoń. - Nie chce wyjeżdżać, nie chcę Cię zostawiać samej - wychrypiał.
- To nam dobrze zrobi, zobaczysz - uśmiechnęła się delikatnie i znów przejechała ręką po jego blond włosach. - A po za tym możesz tak przede mną nie klęczeć, dziwnie się czuję - powiedziała po chwili, na co oboje zaczęli się śmiać. Podniósł się z podłogi, biorąc przy tym dziewczyną na swoje silne ręce co wywołało głośny śmiech ze strony Polki - Co robisz wariacie ? - zapytała przerażona, a zarazem mocno rozbawiona.
- Jeśli nie mogę być blisko Ciebie, klęczeć przed Tobą, to biorę Cię na kolana - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy. Bardzo się ucieszył, że Laura mu wierzy i że wywołał uśmiech na jej twarzy. Dziś sobie coś postanowił. Nigdy więcej nie może jej zranić. Ta dziewczyna ma tak ogromne serce, cały czas przebacza mu te wszystkie głupoty. Ale jak długo ona może jeszcze wytrzymać ? Bardzo rzadko daje jej jakiekolwiek prezenty, nie pokazuje jej ile dla niego znaczy w żadnej inny sposób niż przez słowa. Musi to zmienić, bo dziewczyna w końcu nie wytrzyma i go zostawi dla innego, a tego na pewno by nie przeżył. Już teraz nie potrafi sobie wyobrazić co by czuł, gdyby Laurę dotykał inny mężczyzna.

- Do zobaczenia za trzy tygodnie Marco - wyszeptała dotykając jego twarzy, tak jakby starała zapamiętać każdy szczegół. Nie chciała się z nim rozstawać, nie teraz, gdy nosi ich dziecko w swoim brzuchu. Odwiozła go na lotnisko, gdzie wszyscy zawodnicy mieli się stawić na ustaloną godzinę.
- Aż trzy tygodnie - wychrypiał przed jej ustami
- Tylko 21 jeden dni - przytuliła się do niego mocno, jakby bała się, że więcej go nie ujrzy. Było jej bardzo przykro, że musi go zostawić, ale takie jest życie.
- Kocham Cię - powiedział bardzo cicho i namiętnie pocałował ją w usta. Wcześniej tego nie zrobił, chociaż miał wielką ochotę.  
- A ja Ciebie rudzielcu mój - zaśmiała się cicho, tak żeby nikt nie słyszał
- Nie jestem rudy - powiedział obrażony 
- Marco, chodź już - usłyszał głos Piszczka, który cały czas przyglądał się zakochanym
- Mój blondynie - wyszeptała
- Lepiej - przyznał z uśmiechem na ustach, a ze smutkiem w sercu. Nie chciał jej pokazywać, że jest mu ciężko rozstać się.
- Uciekaj już - pocałowała go szybko i odepchnęła od siebie - Trenować mi tam chłopacy, wszyscy - pogroziła im palcem i wszyscy zaczęli się śmiać. - Zwłaszcza ty Mats, bo chyba Cathy dawała Ci za dużo jeść - dodała po chwili, a zawodnicy Borussi wybuchli głośnym śmiechem.
- Dzięki - powiedział obrażony
- Żartowałam Matsik, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz - podeszła do niego i mocno uścisnęła
- Gniewam - odparł obrażony, chociaż ją przytulił i sam zaczął się śmiać.
- No dalej chłopcy, odsunąć się, też chce pożegnać się z moją córką - klasnął energicznie trener żółto-czarnych w dłonie i podszedł do Polki - Pilnuj mamy i Leonka, na siebie też uważaj - powiedział tak, żeby tylko ona słyszała i mocno ją przytulił
- Jasna sprawa - uśmiechnęła się delikatnie - A ty tamtym daj porządny wycisk - wskazała delikatnie głową, tak żeby nikt poza nimi nie zauważył
- Jasna sprawa - powtórzy słowa dziewczyny i po raz kolejny ją przytulił.
~*~

- Co robisz Marianek ? - powiedziała leżąc na łóżku do telefonu
- Właściwie to nic - odparł głośno się śmiejąc na słowa dziewczyny
- Może przyjedziesz do mnie ? Nudzi mi się. Obejrzymy jakiś film. - zapytała z nadzieją w głosie. Cały tydzień siedziała na tyłku w domu. Rozmawiała z mamą i bawiła się z braciszkiem, ale ile można. Cały czas utrzymywała kontakt z Marco, dużo rozmawiali przez telefon, albo na Skypie. Ale to nie to samo. Tęskni za jego namiętnym pocałunkiem, za jego silnym uściskiem, po prostu brakuje jej jego obecności.
- Już lecę, włączaj Szklaną Pułapkę
- Zwariowałeś ?
- Nie, dlaczego ?
- Nie chcę tego oglądać
- To znak, że te Humorki Ciążowe Ci się załączyły. Wcześniej lubiłaś ten film - powiedział po czym zaczął głośno się śmiać - Włącz to na co masz ochotę - dodał po chwili
- Grabisz sobie mój przyjacielu - odpowiedziała i sama zaczęła się śmiać. Rozłączyła połączenie i zaczęła szukać jakiegoś ciekawego filmu. Nim zdążyła wybrać coś interesującego Goetze był w jej pokoju z lodami i czymś do picia. - Jesteś jednak mądrzejszy niż mogłoby się wydawać - zaśmiała się głośno.
- Grabisz sobie mój przyjacielu - powtórzy słowa, które usłyszał od dziewczyny i oboje zaczęli się śmiać. Oboje ułożyli się wygodnie na łóżku dziewczyny i zaczęli rozmowę. - Jaki film wybrałaś ? - zapytał zerkając na dziewczynę, która pałaszowała lody o ulubionym smaku.
- Nie wybrałam, może obejrzymy polski film ? - zaproponowała
- Nie umiem czytać po polsku, a co dopiero film oglądać. - odparł
- Włączymy napisy - dopowiedziała
- Więc co to za film ?
- Listy do M. taki świąteczny
- Świąteczny film na koniec lipca, pewnie - powiedział i znów zaczęli się śmiać. Właśnie to uwielbiała w Mario, zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Cieszyła się, że ma w nim przyjaciela. Bez niego świat byłby szary i nudny.
- Spodoba Ci się, obiecuję - podniosła do góry dwa palce, na wzór harcerza z powagą na twarzy.

~*~

Mario wrócił do Bayernu, więc tym bardziej dziewczynie nie było łatwo. Czuła się samotna, miała właściwie tylko Mamę przy sobie, ale to i tak nie to samo co Marco, Mario, Erik czy Kuba. Bo to czwórka osób, którym ufała bezgranicznie. O każdej porze dnia i nocy wiedziała, że może do nich zadzwonić i prosić o pomoc. I właśnie za to była im bardzo wdzięczna. Dni mijały jej bardzo wolno, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Najwięcej czasu poświęcała Leonkowi, który był dla niej oczkiem w głowie. Właśnie siedziała na tarasie ze szklanką wody, a jej brat leżał obok w swoim wózku. Ewa poszła na zakupy.
- Co powiesz na spacer brzdącu ? - zapytała zaglądając do małego - Może przejdziemy się na Idunę ? - znów na niego zerknęła - Tam Cię chyba jeszcze nie było - dodała na koniec i delikatnie się uśmiechnęła. Miała na sobie shorty, koszulkę, więc na stopy założyła trampki i oboje wyszli z domu. Z ich domu było 15 minut spaceru na stadion, więc chwila moment i byli na miejscu. Pogoda była idealna, nie było bardzo gorąco. Słońce świeciło, ale zawiewał przyjemny, chłodny wiatr, który umilał każdemu ten dzień. Będąc już na miejscu dziewczyna wzięła małego chłopca na swoje ręce i oboje weszli na stadion. Będąc na Żółtej Ścianie Laura usiadła na jednym z miejsc i wzięła brata na kolana. Iduna wyglądała dziś niesamowicie, promienie słońca padała wprost na murawę. To miejsce miało swój charakter, każdy fan piłki nożnej powinien odwiedzić to miejsce. - Wiedziałam, że Ci się spodoba - powiedziała cicho widząc uśmiech na twarzy chłopczyka. - Mam nadzieję, że kiedyś będziesz tutaj grał - dodała po chwili i delikatnie ucałowała go w policzek

~*~ 

- Otworzysz mamo ? - zapytała siedząc przed laptopem w salonie. Leonek zasnął przed chwilą, więc miała chwilę czasu dla siebie. Usiadła przed monitorem i weszła na różne portale społecznościowe. Nie lubiła odwiedzać takich miejsc, ale dawno jej tam nie było. Dowiedziała się kilku interesujących faktów np. że dwójka znajomych z jej klasy, z liceum, którzy się wprost nienawidzili są razem. Tęskniła z Polską, za Gdańskiem. Zerknęła na ogromny obraz Borussi Dortmund na ścianie i sama się do siebie uśmiechnęła. Była dumna, że ma wokół siebie tak wspaniałe osoby. Dziś miał wrócić Marco, na samą myśl o nim uśmiech wkradł się na jej twarz. Chociaż z drugiej strony była przestraszona faktem, że musi mu powiedzieć o dziecku. Mario wielokrotnie zapewniał ją, że Reus na pewno będzie chciał tego dziecka. A co jeśli nie ? Co wtedy zrobi ? Przecież dziecko mogłoby zrujnować jego karierę, która z każdym dniem coraz bardziej się rozwijała. Mogłoby być dla niego jakimś obciążeniem, jakimś hamulcem na dalsze plany.
- Ktoś do Ciebie - usłyszała głos swojej mamy i
zerknęła przez ramie na osoby stojące za nią.
Jej rodzicielka przytulała się do swojego
ukochanego. Uśmiechnęła się na ich widok, ale
jeszcze bardziej ucieszyła się na widok Marco.
Stał z nieułożonymi włosami, w luźniej koszulce, z uśmiechem na twarzy. Był wyraźnie
zmęczony,ale nawet to nie zniechęcało go do
zobaczenia młodej Polki. Od razu podbiegła do niego, a on chwycił ją w swoje silne ramiona. Poczuła się kochana, poczuła się bezpieczna. Spojrzała w jego zielone tęczówki, które świeciły się jak dwa małe lampioniki, były przepełnione miłością i szczęściem. Zbliżyła swoje usta do jego i złożyła na nich pocałunek. Pocałunek, który wyrażał więcej niż tysiąc słów, wyrażał przede wszystkim miłość i tęsknotę.
- Marco - wyszeptała odrywając się od jego malinowych ust.
- Chodźmy do mnie, chce się Tobą nacieszyć - uśmiechnął się delikatnie odstawiając dziewczynę na podłogę. Nic nie odpowiedziała, tylko z uśmiechem pokiwała głową.
- Cześć tato - podeszła do trenera żółto-czarnych i mocno go przytuliła. Jego też jej brakowało, w domu nie było już tak dużo śmiechu bez niego. Dobrze, że już jest - pomyślała.
- Cześć słoneczko - ucałował ją w głowę jak małą dziewczynkę. Chociaż nie był jej biologicznym ojcem, kochał ją jak swoją córkę.
- Jadę do Marco - powiedziała wychodząc za rękę z chłopakiem. Wsiedli do samochodu i odjechali. - Jesteś pewnie bardzo zmęczony, niepotrzebnie jadę do Ciebie. Powinieneś odpocząć - powiedziała trzymając kurczowo jego dłoń. Siedzieli w samochodzie, który prowadził blondyn.
- Nawet nie żartuj. Chcę się Tobą nacieszyć - odpowiedział i delikatnie pocałował ją w usta.

Usiedli wtuleni w siebie na kanapie. Chłopak wziął prysznic, przebrał się w dresy i przyszedł do dziewczyny. To prawda był trochę zmęczony podróżą i treningami, ale najważniejsze dla niego było to, żeby zobaczyć i być z ukochaną, która siedziała w salonie i jak się okazało jadła ogórki konserwowe. Widząc młodą Polkę zaczął się głośno śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - zapytała obrażona odwracając głowę w drugą stronę
- Z Ciebie, głuptasie. Aż taka głodna byłaś ? - zapytał siadając obok.
- Nie po prostu złapała mnie ochota na ogórki, masz z tym jakiś problem ? - odpowiedziała z pełnymi ustami. Oboje zaczęli się śmiać. - Marco, a czy Ty chciałbyś mieć kiedyś dzieci ? - zapytała trzymając jego dłoń, a głowę opierając o klatkę piersiową.
- Pewnie, że bym chciał. A dlaczego pytasz ?
- Tak po prostu, byłam ciekawa - odpowiedziała
- A ty chciałabyś mieć ze mną dzieci ? - spojrzał na nią z uśmiechem na ustach. Dziewczyna podniosła się z kanapy i stanęła na przeciwko chłopaka. Serce jej drżało jak szalone, nie wiedziała co ma zrobić i jak to powiedzieć. Bała się, że Marco nie będzie chciał tego dziecka i nie będzie chciał jej.
- Pewnie, że chcę - odpowiedziała i poszła do kuchni. Spanikowała, nie mogła z siebie tego wydusić. Próbowała, ale brakło jej słów, nie miała pojęcia co powiedzieć. - Chcesz coś do pica ? - krzyknęła z kuchni nalewając do szklani wody.
- Wody - odpowiedział głośno
- Wiedziałam - powiedziała pod nosem i uśmiechnęła się delikatnie. Wzięła z zamrażarki lody, sama nie wiedziała co się z nią dzieje. Przyniosła dwie szklanki wody i całe pudełko lodów, oczywiście truskawkowych. 
- Dobrze się czujesz ? - zapytał na widok dziewczyny - Może ty jesteś chora. Najpierw ogórki teraz lody, co następne ? - spojrzał na jej minę i zaczął się śmiać
- Ty wiesz - odpowiedziała - Zaraz Ciebie zjem - uśmiechnęła się delikatnie, chociaż tak na prawdę nie było jej do śmiechu.
- Co się dzieje ? - zapytał - Jesteś jakaś inna - podszedł do niej i spojrzał w jej oczy, obejmując ją w pasie
- Nic - odparła patrząc w podłogę
- Nie kłam mnie, proszę - odpowiedział smutny siadając na kanapie. Usiadła obok niego i złapała się za brzuch. Poczuła, że jeśli nie teraz to nigdy. Pogłaskała swój jeszcze płaski brzuch i delikatnie się uśmiechnęła. Reus siedział z głową w swoich dłoniach.
- Nic się nie stało, po prostu - urwała na chwilę by wziąć głęboki wdech powietrza do swoich płuc - Po prostu będziesz tatą - dodała po chwili z uśmiechem patrząc na reakcję chłopaka, który na te słowa podniósł gwałtownie głowę do góry...

~*~

Witam Was serdecznie w Nowym roku.! :) 
I od razu przepraszam za to, że się nie wyrobiłam.
Ale ten weekend był dla mnie i dla bliskiej mi osoby jednym z ważniejszych w życiu.
Nie miałam czasu na nic. Wybaczcie mi ! <3
Dopiero w następnym rozdziale dowiecie się jak zareaguje Marco.
Do następnego.

Buziaki ! :*