wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział VI

Cicho - powiedział i wrzucił mnie do lodowatej wody 


Wyskoczyłam jak poparzona z fontanny i stanęłam przed nią. Złapałam się za kieszenie i wyjęłam zalany telefon
- Cholera jasna. Co za debil - krzyknęłam po polsku
- Co ? - zapytał blondyn
- Gówno - dodałam po polsku - Przekażcie swojemu koledze że jest nienormalny a ten telefon może sobie wsadzić w dupę - krzyknęłam do Lewego, Piszczka i Kuby, po czym rzuciłam urządzenia na ziemię. Wycisnęłam wodę z moich blond włosów i wsiadłam na mój pojazd. Szybko rozpędziłam się i po chwili byłam już pod domem. Modliłam się żeby mama mnie nie zobaczyła. Nie dawno miałam zapalenie płuc w Polsce i cholernie bałam się że wróci. Wiedziałam że jak moja rodzicielka spojrzy na mnie to mnie chyba zabije. Po woli odprowadziłam rower do garażu i przez tylne drzwi weszłam do domu. Mam tak cudowne szczęście że mama i Klopp siedzieli na tarasie.
- Co ci się stało ?! - krzyknęła mama
- Yyy wpadłam do wody - powiedziałam cicho zdejmując buty
- Na prawdę nie widać - krzyknęła ironicznie - No słucham
- Bo w parku... - zaczęłam, nie chciałam wydać Rudzielca więc musiałam ruszyć swój mózg i coś wymyślić - No bo w parku potknęłam się o korzeń od drzewa i wpadłam do fontanny - palnęłam co mi na myśl przyszło
- Za twoje potknięcie, masz szlaban na tydzień - dodała i spojrzała na Jurgena. Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam do siebie. Zdjęłam swoje mokre ubrania i weszłam pod prysznic. Nie miałam ochoty już na nic więc po ciepłym prysznicu przebrałam się w piżamę. Założyłam nawet ciepłe skarpetki na moje wychłodzone nóżki. Położyłam się do łóżka i owinęłam kołdrą pod samą szyję. Nie chciało mi się nic, a była dopiero 18. Byłam wyczerpana tym wszystkim i nawet nie zauważyłam gdy zasnęłam...

- Coś z nią nie tak - usłyszałam czyjś głos. Przetarłam zaspane oczy i zobaczyłam Mario i Mario, którzy stali w moim pokoju
- Cześć - przywitał mnie Gotze na co ja kichnęłam
- Chciałem... - zaczął Reus
- Tak fajnie. Też bym wiele chciała, a teraz Mario weź go - przerwałam Niemcowi i spojrzałam na przyjaciela
- Laura daj mu szansę - powiedział brunet
- I ty też. Wiesz dzięki - spojrzałam na nich chamsko i poszłam na dół. Po drodze założyłam łapcie na nogi i zbiegłam wkurzona po schodach na dół.
- Cześć - rzuciłam zachrypniętym głosem na odczepne do zakochanych i poszłam do kuchni
- O nie moja droga - przyszła do mnie mama - Bierz leki - dodała wyciągając małe kapsułki z szafki
- No przecież nic mi nie jest - powiedziałam po czym kichnęłam
- Widać - uśmiechnęła się - Proszę
- No dobra - westchnęłam głośno i połknęłam kilka kapsułek - Idę do siebie - dodał i poszłam po schodach do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i zastałam tam leżących chłopaków na łóżku.
- Nie rozumiecie co się do was mówi ? - powiedziałam przekraczają próg
- Nie poczekaj. Nie złość się - powiedział Mario
- Dobra nie to nie - powiedziałam stanowczo i wyszłam na balkon. Usiadłam na zimnych płytkach, a moje nie uczesane włosy rozwiewał zimny podmuch wiatru.
- Chodź bo się przeziębisz - przyszedł Marco
- Ciekawe czemu - powiedziałam ironicznie i poszłam do łazienki. Rozczesałam swoje włosy i uczesałam koka. Na siebie zarzuciłam ciepłą bluzę i długie dresy. Wyjęłam jeszcze opakowanie chusteczek z łazienki i wróciłam do siebie. Nie zwracając uwagi na siedzących chłopaków położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą. Było mi strasznie zimno, czułam że mam gorączkę i co chwile musiałam dmuchać nos. - Proszę was idźcie, proszę - jęczałam z pod kołdry
- Trzymaj się malutka - powiedział Gotze i pocałował mnie w czoło
- Paa - pomachałam mu
- Przepraszam - szepnął Reus, pocałował delikatnie moje rozgrzane czoło i wyszedł. Marzyłam żeby ta choroba się skończyła. Dopiero pierwszy dzień a ja już mam dosyć. Wzięłam moją cieplutką kołdrę i zeszłam z nią na dół.
- Jak się czujesz ? - zapytał smutny Klopp
- Bywało lepiej, a czemu pan taki smutny jest.? - zapytałam siadając na kanapie
- Moja mama jest w szpitalu i nie ma się nią kto opiekować.
- To dlaczego Pan do niej nie pojedzie ?
- Nie chcemy z Mamą zostawiać Cię samej
- Mamo - krzyknęłam, a po chwili dołączyła do nas moja rodzicielka - Jedziecie do mamy Pana Kloppa
- Nie zostawię cię samej tutaj - odparła
- Ja jestem przeziębiona. A tamta pani leży w szpitalu. I to jest rzecz jasna że powinniście przy niej być.
- Nie - wtrącił się Jurgen - To miłe z twojej strony, ale nie zostawimy Cię
- Dalej, jedźcie. Szkoda czasu, a po 2 znając życie chłopacy będą cały czas przy mnie. No dalej, ruszać się. - pogoniłam ich i lekko uśmiechnęłam
- Dziękuje kochanie - przytuliła mnie mama i pobiegła na górę pakować swoje i trenera rzeczy
- Dziękuje - uśmiechnął się Klopp
- Nie ma za co - puściłam mu oczko i poszłam do kuchni. Do miseczki nalałam mleka i włożyłam je do mikrofali, po 30 sekundach usłyszałam dźwięk, który oznaczał ze moje mleko do śniadania jest już podgrzane. Ostrożnie wyjęłam miseczkę i wsypałam do niej płatki czekoladowe. Położyłam moje śniadanie na stole i zaczęłam konsumować, gdy z góry zeszła mama.
- To co jedziemy ? - zapytała mama swojego partnera
- Jedziemy. - odparł trener pszczółek i poszedł ubrać buty
- Kochanie trzymaj się dobrze.? Jak by się coś działo to od razu dzwoń. Nie wiem ile tam będziemy. Ale przed powrotem dam ci znać - podeszła do mnie wysoka blond włosa polka i mocno przytuliła
- No jasne. Trzymajcie się paa - odparłam przytulając ją, po chwili już byłam sama w tym wielkim domu. Odłożyłam miskę do zmywarki i podeszłam do wielkiego okna tarasowego. Za nim świeciło piękne słońce, a ja musiałam siedzieć w domu. Wróciłam do salonu i położyłam się na kanapie. Włączyłam TV, ale co ja mogłam tam oglądać jak mówili po niemiecku. Już dostawałam do głowy a była dopiero godzina 12.05. Poszłam do swojego pokoju i rozejrzałam się dookoła.
- Gdzie jest ten telefon ? - powiedziałam sama do siebie szukając w łóżku urządzenia. Po 15 minutach przypomniał mi się wczorajszy incydent. Usiadłam na podłodze i zaczęłam się śmiać sama z siebie. Znów zeszłam na dół i chwyciłam za telefon stacjonarny, wykręciłam numer Gotze i czekałam aż ktoś się odezwie.
- Słucham - powiedział ktoś
- Nie mów słucham bo cię wyrucham - odparłam śmiechem
- Takie młode, a jakie zboczono - odparł
- Do Ciebie nie mówiłam Reus - warknęłam - Daj mi Mario
- A ja nie mogę być ? - zaśmiał się
- Nie. Dobra nie będę się was prosić. Żegnam - krzyknęłam i rzuciłam telefon na kanapę. - Co za ludzie - powiedziałam pod nosem i odłożyłam urządzenie na odpowiednie miejsce. Weszłam powoli do góry i udałam się do łazienki. Musiałam się jakoś ogarnąć, bo wyglądam tragicznie. Pierwsze co zrobiłam to nalałam gorącej wody do wanny. Do tego odrobina brzoskwiniowego płynu do kąpieli i już po chwili w niej leżałam. Moje mięśnie się rozluźniły a ja myślałam o wszystkim. To jest nie możliwe, może tydzień temu marzyłam żeby poznać całą Borussię. A teraz to wszystko mam na co dzień. Od małego dziecka chciałam mieć normalnego ojca, który by nie pił i szanował moją najukochańszą mamę, a nie ją bił. To właśnie przez niego moje życie straciło sens. Ale jestem mu wdzięczna za jedną rzecz, dziękuje mu za to że mnie stworzył. Gdy sobie o nim pomyślę chce mi się płać, nigdy nie miałam szczęścia. W szkole mnie wytykali palcami, ale jedynie Bartek mi pomógł. Rozumiał mnie i wspierał, był przy mnie o każdej porze dnia i nocy. On namówił mnie do tego bym spróbowała z nim chodzić na siłownię itp. I to sprawiało mi najwięcej frajdy, mogłam się wyżyć, wyładować z siebie wszystkie najgorsze emocja. I nie powiem bo przydało mi się to. Gdy ojciec podnosił na mnie rękę ja byłam silniejsza przede wszystkim psychicznie, chodź siły w rękach też trochę miałam. Uwielbiam spędzać z Bartkiem czas, a teraz nie mogę. Leżałam w wannie z moimi przemyśleniami dobre 2 godziny. Woda była już zimna, więc raz dwa z niej wyszłam. Otarłam swoje ciało cieplutkim ręcznikiem i owinęłam się nim dookoła. Otworzyłam białe drzwi i weszłam do pokoju. Od razu udałam się do garderoby nie patrząc na nic. Weszłam i coś kazało mi z niej wyjść. Dziwne uczucie prowadziło mnie do pokoju. Przekroczyłam próg i zobaczyłam na łóżku dwójkę przyjaciół. - Znowu ? - zapytałam zła
- Tak - odpowiedzieli równo. Na ich twarzach malowały się uśmiechy i w dodatku dziwnie na mnie patrzyli
- Coś ze mną nie tak ? - zapytałam zdziwiona i spojrzałam na siebie. Pomyślałam : Boże na prawdę. Laura ale z Ciebie debil, zawsze musisz coś odwalić. Chciało mi się śmiać wówczas z samej siebie, ale nie mogłam dać satysfakcji chłopakom - Nie komentujcie - pogroziłam palcem i wróciłam do garderoby. Zamknęłam drzwi na klucz i szybko przebrałam się w wygodne dla mnie ubranka, a w dodatku jakie ciepłe. Weszłam z powrotem do pokoju i usiadłam na podłodze, ocierając nos chusteczkami.
- Jak się czujesz ? - zapytał Mario
- A nie widać ?
- Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się Marco
- Dzięki, ale tanie podrywy nie na mnie - dodałam i zaczęłam się podśmiewać pod nosem. 1-0 dla mnie - pomyślałam i jeszcze bardziej mnie to rozbawiło.
- Chciałem być tylko miły, ale chyba nie potrzebnie - odparł dumnie, co lekko podniosło mi ciśnienie
- To nie było śmieszne - pokazałam mu język na co Gotze zaczął się śmiać
- On się śmieje - dodał poruszając brwiami
- Ale ja nie - dodałam oburzona i wstałam z podłogi - dobra jak już jesteście to idziemy obejrzeć jakiś film ? - zaproponowałam
- No jasne - odpowiedział Mario i ruszyli za mną na dół. Usiadłam na kanapie i czekałam aż coś w końcu wybiorą. Po długich kłótniach, nie wiem nawet co włączyli. Miałam tylko nadzieję że nie horror, bo strasznie się go bałam. Usiedli obok mnie i okryliśmy się kocami. Film się zaczął, a ja ze strachu podkurczyłam nogi i zaciskałam pięści.
- Boisz się ? - zapytał blondyn
- Nie mam czego - odparła z uśmiechem i spojrzałam w jego oczy. To była jego mocna strona. Oczy zielone, żywe, pełne energii która przechodziła na każdego. Miał ten błysk w oku, na który pewnie lecą wszystkie laski. Szybko skierowałam wzrok na telewizor i dalej wpatrywałam się w film, w którym zabijali się czym popadnie. Sama nie wiem czy bardziej boję się horrorów czy może brzydzę się tej krwi.
- Możesz się już nie trząść ? - zapytał Gotze
- Spadaj, trzęsę się bo mi zimno - odparłam szybko co mi tylko ślina na język przyniosła
- Pokaż się - spojrzał na mnie i dotknął czoła - Ej kurde jesteś cała gorąca. Gdzie masz jakiś tremometr ? - podniósł się chłopak z kanapy
- Na górze w łazience, ale mi nic nie jest - odparłam
- Mhm. Kładź się - wskazał Marco, a ja posłusznie się położyłam. - Leż, a ja zrobię Ci gorącej herbaty - dodał i szybko ruszył do kuchni. Nim się obejrzałam przyszli oboje. Włożyłam do ust termometr i czekaliśmy.
- Macie - położyłam termometr i odwróciłam głowę w drugą stronę. Chłopcy tylko na siebie spojrzeli i oboje podeszli do termometru jak były to co najmniej test ciążowy.
- Masz 39,5 stopni gorączki - powiedział przestraszony Marco
- Jest dobrze - zaśmiałam się - Robimy imprezę - dodałam i podniosłam się z kanapy
- Dobra Marco bierz ją na górę, ja zapierdzielam do apteki. Błagam pilnuj jej ona już majaczy - powiedział przestraszony Gotze
- Spoko - odpowiedział blondyn i chwycił mnie za rękę - Chodź
- Po co i gdzie ? - spojrzałam na niego zdziwiona, lecz cały czas się uśmiechałam
- Do sypialni - odparł i wziął mnie na ręce
- Nawet sobie nie myśl że mnie przelecisz - powiedziałam szybko a później oparłam głowę o jego ramie. Nie wiedziałam w tamtej chwili co mówię. Reus delikatnie położył mnie na łóżku i przykrył dokładnie pościelom. - Spać - jęknęłam
- Ej jeszcze nie zasypiaj proszę - szepnął mi do ucha Marco
- A czy możesz się odwrócić, gorąco mi i chcę się przebrać - powiedziałam cicho. Nie myślałam racjonalnie, plotłam same głupoty. Nic nie powiedział tylko poszedł do okna. Ja podniosłam się z łóżka i zdjęłam z siebie ubrania. Powolnymi ruchami wciągałam na siebie krótką piżamę, stojąc tyłem do Marco. - Już - powiedziałam cicho i znów położyłam się do łóżka. Oparłam głowę o poduszkę i zamknęłam ozy.
- Nie śpij, wytrzymaj jeszcze chwilę - usiadł obok mnie farbowany blondyn
- Ale tak strasznie chce mi się spać - stwierdziłam podnosząc się na łokciach
- Wiem, ale zaraz będzie Mario damy Ci leki i możesz iść spać - uśmiechnął się do mnie
- Marco ?
- Tak ?
- Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłam - powiedziałam smutna
- Nic się nie stało. I to ja powinienem przeprosić - uśmiechnął się uroczo
- Chodź tu - wyciągnęłam do niego ręce i mocno przytuliłam. Po chwili położyłam się na miękkie łóżka,a do pokoju wparował Mario.
- No to tak Aptekarka kazała żebyś to wzięła - powiedział i podał mi butelkę z wodą oraz kilka kapsułek. Bez gadanie wzięłam leki i oparłam głowę na poduszce.
- Teraz mogę spać ? - zapytałam niewinna Marco
- Możesz - uśmiechnął się i okrył mnie dokładnie kołdrą, po chwili już słodko spałam...


_________________________________________________________________


No to proszę bardzo. :D
Kolejny rozdział, jakoś mi nie przypadł do gustu... 
Ale tak długo mnie tu nie było że muszę go wstawić. 
Ostatnie ciężko u mnie i z czasem i z wenę. 
Ale postaram się w końcu ogarnąć sytuację. ;D




A tu kontuzjowany Marco. ;CC
Boziu nawet nie wyobrażacie sobie jak ja się poryczałam. 
Dosłownie jak duży dzieciak <3 


I nie zapomnijcie wpaść na mojego drugiego bloga
~ http://miloscjestwnaszychsercach.blogspot.com 

/ Marta ;**

9 komentarzy:

  1. Mario I Marco tacy opiekuńczy i w ogóle *.*
    Świetny rozdział, co tu dużo mówić.
    Czekam na następny :)
    Pozdrawiam. Zapraszam też do mnie. /Mila

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jakie to słodkie! *.*
    Mario i Marco! Aww ^^ widać, ze nie chcieli żeby coś stało się z Laurą. :)) Kocha rozdział po prostu jest wspaniały! :)
    Czekam na nn <3

    Buziaki ;**

    Zapraszam do siebie: http://mow-szeptem-jesli-mowisz-o-miloscii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna się rozchorowała :)
    Goetze i Reus jak takie papuzki nierozłączki, ale dobrze że się zaopikowali nią:)
    Też się rozryczałam jak się dowiedziałam o Marco :(
    Czekam na nn
    i zapraszam do siebie na 31
    Buziol:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech, gdybym miała taką opiekę zdrowotną jak ta dziewczyna to nawet chciałabym być chora :) Tak wgl. to Mario i Marco to chyba najsłodsza parka tutaj, ever! :D Uśmiech od razu wkrada się na twarz. :)
    Ojjj... Ja też ryczałam jak głupia, kiedy dowiedziałam się o kontuzji Marco... Nie wyobrażam go sobie nie zobaczyć na meczu reprezentacji Niemiec, wraz z Mario, na co tak długo czekałam. ;c


    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana jak ja zobaczyłam jak go z boiska znoszą to tez ryczałam jak bóbr. Rozdział genialny czekam na nexta, pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak to ja bym mogła codziennie chorować.
    No głupio wyszło z tym telefonem ale przynajmniej przeprosił:)
    Czekam na nn
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahha popieram Julitę, tak to można chorować :D
    Rozdział cudowny :D
    Marco słodziak <3
    czekam na kolejny
    buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wierzyłam, że Ją wrzuci!
    Niedobry <3
    Ale jaki troskliwy za to......
    Świetny rozdział jak zawsze :)
    Czekam na nn
    Buziak:*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. zaczyna się rozkręcać znajomość między Marco a Laurą ;) Super

    OdpowiedzUsuń