piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział XXVIII

~*~

Nad ranem zdołała zasnąć, przespała się zaledwie kilka godzin i już o 11 obudziły ją promienie letniego, ciepłego słońca. Jej matka odetchnęła z ulgą widząc swoją córkę bezpieczną w domu.
- Jak się czujesz ? - zapytał Klopp siadając na krawędzi jej łóżka, na co dziewczyna nie odpowiedziała, po prostu wtuliła się w jego ramiona. Właśnie teraz potrzebowała wsparcia, które jej pomoże na nowo się odbudować. Nie chciała rozmawiać, co trener Borussi Dortmund doskonale rozumiał, więc ulotnił się z jej pokoju. Dziewczyna chcąc odetchnąć, poszła pod prysznic. Nie należała do osób z łatwym charakterem, przeciwnie była twarda i nigdy się nie poddawała. Ale nie teraz, teraz trudno było jej się podnieść z tego bagna, w które sama się wrobiła. Nie chciała jeść, pić, z nikim nie rozmawiała. Nie wychodziła przez cały tydzień z domu, po prostu płakała.
- Kochanie nie możesz tak cały czas siedzieć i płakać, to w niczym ci nie pomoże. - powiedziała jej matko mocno ją do siebie tuląc
- Tęsknie za nim - odpowiedziała dziewczyna wycierając łzy z policzków
- Wszystko się ułoży, a ty nie możesz się poddawać. Nie dziw się, że nie chciał odebrać telefonu, ty pewnie też byś tego nie zrobiła po tej całej sytuacji
- Wiem że masz racje - powiedziała niechętnie
- Jurgen jedzie na tą całą Idunę. Możesz przejedziesz się z nim, trochę rozerwiesz, pograsz w piłkę bo dawno tego nie robiłaś - uśmiechnęła się kobieta
- Właściwie to mogę się przejechać - odparła. Po pewnym czasie dziewczyna wraz ze swoim ojczymem jechała na SIP, gdzie wszystko się zaczęło. Siedziała z przodu, zapięta pasami, głowę miała odwróconą w bok i podziwiała wszystko co jest za szybą. Z jej perspektywy wszyscy ludzie wyglądali na szczęśliwych, bez problemów, miała wrażenie że tylko ona wiecznie ma jakieś zmartwienia. Po 15 minutach drogi byli na miejscu, Klopp poszedł do zarządu, a ona po cichu, samotnie spacerowała po obiekcie. Oglądała zdjęcia zawodników, wszystkie trofea i od ponad tygodnia pierwszy raz się uśmiechnęła. Wyszła na płytę główną boiska z piłką w ręku i zaczęła grać. Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach, ale już nie ze smutku, lecz ze szczęścia. Nie grała już dość długo i zapomniała wielu rzeczy, ale radość wypełniała jej serce gdy kopała piłkę.
- Co ty tu robisz ? - usłyszała za sobą głos przyjaciela, albo i nieprzyjaciela
- Cześć Mario, Ciebie też miło widzieć - odpowiedział bez entuzjazmu, nie odwracając się do chłopaka
- Cześć - powiedział po chwili
- Co u niego ? - zapytała zatrzymując piłkę i siadając na trawie, nadal na niego nie patrząc
- Chyba to samo co u Ciebie - odparł siadając na przeciwko dziewczyny
- On już wtedy nie żył - wydukała, ocierając kolejny łzy ze swoim policzków
- O czym ty mówisz ? - zapytał bardzo zaskoczony, a zarazem przerażony. Nie wiedział co dziewczyna ma na myśli, o czym w ogóle mówi. Bał się, że coś mogło stać się jego przyjacielowi, ale to nie możliwe jeszcze dziś rano był u niego
- Jak Marco wszedł do tej cholernej sali, on nie żył rozumiesz ? - krzyknęła
- Ale... - zaczął chłopak lecz nie zdołał dokończyć, znowu ona zaczęła mówić
- Pocałowałam go, bo on nie żył, umarł trzymając moją dłoń. Co miałam zrobić? Byłam tam sama, nikogo nie miałam kto mógłby mi powiedzieć że nie zostałam z tym sama, nie wiedziałam co się dzieje. To jedyne pożegnanie jakie przyszło mi do głowy, nie kochałam go, ale wiedziałam że on czuł coś do mnie - kontynuowała swoją wypowiedź, patrząc się w ziemie i bawiąc się nerwowo palcami. A on słuchał, sam nie wiedział co ma powiedzieć w takiej chwili. Wstało i mocno ją do siebie przytulił, nie miał nigdy takiej sytuacji, ale rozumiał dziewczynę.
- Cicho, Laura proszę nie płacz. Marco nie wie że to było tak. - powiedział trzymając dziewczynę w swoich ramionach - Wyjaśnij mu to, a na pewno wszystko się ułoży...


~*~

Całymi dniami siedział w domu, Mario chciał go wyciągnąć na wakacje na jego ukochaną Ibizę przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu, ale nic z tego. On chciał tam jechać z Laurą, a teraz nic dla niego nie miało sensu. Cały tydzień wyglądał tak samo, śniadanie, kanapa, obiad, kanapa, kolacja, kanapa, na koniec kąpiel i szedł spać. Ten dzień był taki sam, do momentu gdy o 11 w drzwiach nie ujrzał swojej siostry wraz z Nico.
- Człowieku, co ty ze sobą zrobiłeś ? - powiedziała na samym początku jego siostra
- Nic ciekawego - odparł zrezygnowany
- Ceść wujek - powiedział mały chłopiec
- No cześć brzdącu - uśmiechnął się widząc swojego ukochanego chrześniaka
- Jak już siedzisz to posiedzisz z Nico nie ? - uśmiechnęła się do niego błagalnie siostra
- Do kiedy ? - odparł również z uśmiechem
- Jutro po niego przyjadę - dodała, całując przy tym brata w policzek - Pa Nico - uśmiechnęła się do synka i już jej nie było. Obaj panowie głośno się zaśmiali.
- Co byś chciał porobić co ? - zapytał siadając na kanapie
- Na pefno nie siedzieć na kanapie - burknął widząc swojego wujka - Idziemy na dwól i jus - tupnął nogą w podłogę i pognał do ogrodu, za domem. Blondyn z wielką niechęcią poszedł za małym chłopcem. Bawiąc się dłuższą chwilę na dworze, oboje usłyszeli dzwonek do drzwi. Nico, pełen energii o wiele szybciej dotarł do drzwi i je otworzył.
- Cześć, jest może Marco ? - zapytała młoda dziewczyna
- A po co ci wujek ? - zapytał chłopiec, wywołując tym samym uśmiech na twarzy dziewczyny
- Jestem jego znajomą i mam do niego ważną sprawę - odpowiedziała uśmiechem schylając się do poziomu chłopca
- Nico, co ci mówiłem - zaczął idąc w stronę drzwi, lecz gdy zobaczył dziewczynę serce zaczęło mu walić jak młotem, a z ust nie mógł wydobyć żadnego słowa, nagle wielka gula stanęła mu w gardle i sam nie wiedział czy dobrze widzi. Przed nim stała Laura, jego Laura, bez której od kilku dni nie potrafił żyć, tak samo było z nią. Zwykłe 7 dni rozłąki, a oboje cierpieli tak jak jeszcze nigdy - że masz nie otwierać drzwi sam - dokończył cały czas patrząc na Laurę
- Pseplasam wujku - powiedział mały przytulając się do jego nogi
- No już uciekaj na dwór a ja do Ciebie zaraz przyjdę - pogłaskał chłopca po główce i lekko się uśmiechnął - Po co przyszłaś, my już chyba nie mamy o czym rozmawiać. ? - zapytał z bólem w oczach patrząc w oczy dziewczyny. Chodź tak na prawdę, jego największym marzeniem teraz było to żeby ją przytulić.
- Chciałam Ci wszystko wyjaśnić - powiedziała patrząc na niego, sama nie wiedziała co się dzieje. Świat tak jakby stanął w miejscu, a na tym świecie byli tylko oni
- Nie sądzisz że już za późno ? - odparł tak jak by już nic nie czół, tego bólu ale i radości na widok swojej ukochanej
- Pozwól mi wszystko wyjaśnić, jeżeli po tym nie będziesz chciał mnie znać to odejdę - dodała bawiąc się nerwowo pierścionkiem na palcu
- Wejdź - tylko tyle był wstanie powiedzieć. Znów się bał, że ją straci na zawsze... Oboje usiedli na kanapie w salonie, przez chwile patrzyli na siebie jak w lusterko. Byli zaczarowani, tylko oni teraz się liczyło i nic poza tym.
- Bartek był moim przyjacielem, tak jak Mario jest twoim - zaczęła blondynka
- Jak to był ? - przerwał jej chłopak, po tym jak dotarły do niego słowa Laury
- Pocałowałam go, bo on już nie żył. To było pożegnanie, on umarł trzymając moją dłoń i mówiąc że zawsze będzie przy mnie. - wydukała ocierając potok łez, które spływały po jej policzku z nadmiaru. Kolejny raz musiała przypominać sobie każdy element tamtego dnia. Chciała już o tym wszystkim zapomnieć, lecz wiedziała jak ważna w tym momencie jest szczerość w stosunku do Marco. Bartka już nie było przy niej, ale był blondyn, którego musiała odzyskać.
- Nie wiedziałem - odparł, patrząc na zapłakaną dziewczynę
- Był dla mnie jak brat i nagle z dnia na dzień dowiaduje się że on umiera. Nie miałam wyjścia, musiałam tak zrobić, tak podpowiadało mi serce. Ale nie kochałam go jak Ciebie. Boże Marco, tylko ty się dla mnie liczysz. Nie mam na tym świecie nikogo kogo bym kochała bardziej niż Ciebie. Jak mam Ci to udowodnić ? Jesteś moim światem, jesteś dla mnie wszystkim. Przez ten tydzień cały czas myślałam o tym czy dobrze zrobić, że pojechałam do Bartka, przy czym narażając nasz związek - znów zaczęła wyć, patrząc przy tym w pustą ścianę
- Chodź do mnie - powiedział szczęśliwy przytulając do siebie ciepłe ciało swojej dziewczyny.
- Nie chce Cię stracić słyszysz ? - powiedziała patrząc na niego, swoimi zapłakanymi oczami
- Nie stracisz - odparł przyciągając twarz Laury do swoich ust. Tak bardzo byli spragnieni siebie, że nie mogli powstrzymać się od pocałunku.
- A ty mi mówilas ze jestes kolezanką wujka - powiedział Nico z założonymi rękoma, przyglądając się całującej patrze
- Teras jus nie jest moją kolezanką - odpowiedział Marco przedrzeźniając chłopca
- Wujek - pisnął mały
- Jak masz na imię ? - zapytała dziewczyna podchodząc do chłopca
- Nico, a ty ? - zapytał
- Jestem Laura, a ty też umiesz tak dobrze grać jak twój Wujek ? - zapytała żeby załagodzić sytuację
- No pefnie, a nafet lepiej. Zagrasz ze mną ? - podskoczył z radości
- Pewnie - odparła łapiąc chłopca za rączkę i prowadząc na trawę za domem. Wspólnie z chłopcem grała przez jakiś czas, a Marco siedział na leżaku i przyglądał się co robi ta dwójka. Po ponad godzinie mały Nico miał dość i zasnął na kolanach swojego wujka, blondyn wziął chłopca na ręce i zaniósł do swojej sypialni, po czym wrócił na dół do swojej ukochanej.
- Kocham Cię - wyszeptał tuż przy uchu dziewczyny co wywołało u niej przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się szeroko i przetarła delikatnie opuszkami palców po jego policzku. Nie potrafił w to uwierzyć że znów są razem, szczęśliwi. Ale doskonale wiedzieli ile wysiłku będą musieli włożyć w ten związek.
- A ja Ciebie - odparła opierając przy tym swojego czoło, o czoło chłopaka
- Jak się czujesz, po tym wszystkim ? - zapytał ciekawy tuląc jej ciepłe ciało do swojego. Zawsze przy niej serce biło mu dwa razy mocniej niż normalnie. Nawet na meczu nie czuł się szczęśliwszy niż teraz.
- Cały czas o nim myślę, tęsknię za nim, tak samo jak przez ten tydzień tęskniłam za tobą - powiedziała cicho. Trudno było jej mówić na ten temat, nawet przy Marco, ale musiała żeby znów zyskać zaufanie w sercu blondyna.
- Już nie będę Cię męczył, co powiesz na jakiś film ? - zapytał z delikatnym uśmiechem, próbując jak najszybciej zmienić temat, a przy okazji atmosferę, która była strasznie napięta.
- Need for speed - odparła z zachęcającym uśmiechem na ustach
- Zawsze mnie zadziwiałaś - odpowiedział jej głośnym śmiechem
- Cicho bo mały śpi - pouczyła go śmiejąc się o wiele ciszej niż jej ukochany...


~*~

Kochani .!
Chcę Wam życzyć przede wszystkim zdrowych, wesołych świąt !
Pogodnych, spędzonych w rodzinnym gronie. :)
Wymarzonych prezentów i spełnienia wszystkich,najskrytszych marzeń. ;**
Przepraszam że to praktycznie już po świętach składam wam te życzenia,
ale wiecie jak to jest, prawda ? Goście, rodzina i nie wypada ruszyć laptopa.
Rozdział chyba trochę bardziej weselszy, bo w końcu są święta. 
Miłego czytania kochani. <3

Pozdrawiam ;***






poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XXVII

~*~ 

Dziewczyna wysiadła z samolotu z bagażem i ruszyła w stronę taksówki. Jak najszybciej chciała się dowiedzieć o co tu chodzi, co się z nim dzieje. Ale przez całą drogę dopadały ją wyrzuty sumienia, jak mogła zostawić Marco bez jakichkolwiek informacji, teraz nawet telefonu nie ma, żeby wysłać mu smsa jak bardzo go kocha. Każdy popełnia błędy, czasami świadomie, a czasami nie. Ona starała się naprawić jedno, psując drugą rzecz.
- ul. Wojska Polskiego 29/9 - powiedziała taksówkarzowi. Jechali powoli, ponieważ cały Gdańsk był zakorkowany, ale dla dziewczyny to był plus. Przez szybę podziwiała piękne obrazy jej ukochanego miasta.
- 30 zł - powiedział kierowca, gdy dotarli na miejsce. Dziewczyna wyciągnęła pieniądze z portfela i podała taksówkarzowi.
- Do widzenia - powiedziała na koniec i ruszyła pod blok swojego przyjaciela. Wjechała windą na 3 piętro i niepewnie nacisnęła dzwonek. Jedyne czego teraz się obawiała, że nie zdążyła. Że nie zdąży z nim porozmawiać, przytulić go, zobaczyć jak się śmieje... Ręce i nogi jej drżały, a ona bacznie stała przed drzwiami, oczekując na to aż ktoś jej otworzył.
- Laura ? Co ty tu robisz ? - zapytała zaskoczona mama jej przyjaciela
- Przyleciałam do Bartka, co z nim ? - odpowiedziała szybko
- Spokojnie, jest stabilnie. Wejdź - odparła zapraszając ją do środka
- Czy mogłabym zostawić tutaj torbę. Bardzo chcę go jak najszybciej zobaczyć - powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy, a także z wielką ulgą. Odetchnęła, bo jej przyjaciel żyje.
- Oczywiście, Bartek leży na 8 piętrze, pokój numer 11 - dodała matka jej przyjaciela, biorąc torbę od dziewczyny
- Dziękuję Pani bardzo - uśmiechnęła się ostatni raz i pobiegła do windy. Pojechała autobusem podmiejskim prosto do szpitala. Nie chciała tracić ani minuty, ani sekundy na jakieś głupoty. Nie chciała marnować tak cennego czasu, który pozostał jej przyjacielowi. Wbiegła do szpitala jak opętana, później do winy i prosto na 8 piętro. Całą drogę myślała o nim, jak wygląda, jak się czuję, czy bardzo się zmienił od ich ostatniego spotkana. Poszła prosto pod drzwi od pokoju numer 11. Wzięła głęboki oddech i delikatnie zapukała.
- Proszę - usłyszała cichy i zachrypnięty głos, gdzie poznała by wszędzie i o każdej porze dnia i nocy.
- Dzień dobry, czy zastałam tutaj Bartka ? - zapytała innym głosem stojąc kawałek za drzwiami, tak żeby jej przyjaciel jej nie widział
- Tak, a kto pyta ? - zapytał zdziwiony, ale bardzo ciekawy
- Niespodzianka ! - powiedziała głośno wychodząc na przeciw niego
- Laura - wyszeptał, tak cicho że nikt nie zdołałby tego usłyszeć, ale właśnie ona usłyszała
- Bartek - również odpowiedziała szeptem
- Nie wierzę - pokiwał głową odkładając jakąś książkę na bok
- Niemożliwe staje się możliwe - uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do przyjaciela i mocno go przytulając
- Jesteś nienormalna wiesz ? - powiedział patrząc na nią z ogromnym uśmiechem
- Dla Ciebie zrobiłabym wszystko - odpowiedziała siadając na małym krzesełku obok łóżka przyjaciela. Bolało ją to że, nie może z nim pograć w piłkę, iść na spacer, tylko musi siedzieć przy łóżku szpitalnym.
- Dziękuję - wyszeptał całując jej rękę
- Powiedz jak się czujesz ? - spojrzała na niego, podłączonego do tych wszystkich maszyn, które wydawały nieprzyjemne pikanie
- O niebo lepiej - zaśmiał się głośno - A gdzie Marco ? - zapytał na co dziewczyna odwróciła głowę na okno, które była za jej plecami
- Ładne widoki tutaj masz - powiedziała podziwiając widok z takiej wielkiej wysokości
- Laura, Marco wie gdzie jesteś ? - zapytał ponownie ze złością w głosie
- Nie wie, wszystko mu wyjaśnię. Ale teraz ty się liczysz najbardziej, słyszysz ? - odpowiedziała niechętnie. Ale nie miała zamiaru kłamać, on i tak by wiedział że mówi nie prawdę.
- Po co to zrobiłaś ? Nie mogłaś mu powiedzieć prawdy i z nim zostać. Teraz będę miał wyrzuty sumienia. - odparł przekręcając głowę w przeciwną stronę
- Bartek, uwierz mi że wszystko będzie dobrze. A teraz jestem tu z tobą słyszysz ? - uśmiechnęła się do niego wesoło. Uśmiech obojgu im nie znikał przez resztę dnia z ust. Tak bardzo cieszyli się tymi chwilami, które spędzili razem na rozmowie, oglądaniu TV, a nawet wpatrywaniu się w okno, że nie zauważyli jak czas im szybo minął. Laure wyprosiła grzecznie pielęgniarka z pokoju swojego przyjaciela. Dziewczyna wróciła samotnie, do domu Bartka, gdzie miała zamiar zabrać torbę i iść spać do hotelu, ale Pani Ania za nic w świecie nie chciała się na to zgodzić. Młoda polka zjadła kolację z rodzicami jej przyjaciela i o 22 leżała w łóżku patrząc w sufit. Zaczęła myśleć o swoim chłopaku i o tym, że źle postąpiła. Ona chyba upadłaby na zawał, gdyby Marco zrobił to co ona teraz. Nie miała telefonu, a tak bardzo chciała usłyszeć jego głos. Zasnęła dopiero po kilku godzinach, od rana naszykowała się, zjadła śniadanie i znów pobiegła do szpitala, do Bartka...

~*~

- Wstawaj ! - krzyknął Mario
- Jeszcze 10 minut - wymruczał Marco
- Reus, chcesz jechać do Laury czy nie ? - powiedział poirytowany chłopak
- Chce - nagle oprzytomniał blondyn podnosząc się z łóżka
- Podnoś dupsko, idź wziąć prysznic - dodał i wyszedł z pokoju. Marco tak ja mówił jego przyjaciel zwlókł się z łóżka i poszedł prosto pod prysznic. Bał się pomysłu swojego przyjaciela, znając jego kreatywność i możliwości, ale bardzo chciał się zobaczyć z Laurą. Po 30 minutach zszedł na dół do jadalni, gdzie grasował Goetze.
- Śniadanie i jedziemy - powiedział w pośpiechu
- Najpierw to ty mi wytłumacz co takiego cudownego wymyśliłeś - spojrzał na niego biorąc kilka tabletek przeciwbólowych
- Laura jest w Polsce, czyli Gdańsk. Mam adres tego Bartka, pójdziemy tam i może znajdziemy Laurę.
- A jeśli nie ? - pytał jedząc śniadanie
- Nie ma nie. Nie potrafisz myśleć optymistycznie ? - odparł chłopak lekko zdenerwowany
- Właściwie możemy spróbować - powiedział blondyn patrząc wprost na swojego przyjaciela
- Bilety mamy, samolot za godzinę. Czyli rusz te swoje zgrabne cztery litery i jedziemy - krzyknął zachęcająco Mario. Przez całą drogę do Polski Marco się nie odzywał nie miał na to ochoty, nie dość że męczył go straszny kac, to na dodatek bał się tego dnia. Droga minęła im szybko, a nawet bardzo szybko. Goetze cały czas spał a blondyn myślał. Po niecałych 2 godzinach znaleźli się na miejscu, stąpali po polskiej ziemi.
- Taksówką ? - zaproponował Mario, chłopak nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową. Siedząc już w samochodzie oboje w ciszy podziwiali widoki za oknem. - Człowieku, tylko tu nie zacznij płakać - zaśmiał się przyjaciel
- Boję się tego co mam zaraz zobaczyć - odparł patrząc cały czas w szybę. Po chwili byli na miejscu, wysiedli z samochodu, po zapłaceniu kierowcy za kurs nie złotówkami lecz Euro. Dwójka przyjaciół nie potrafiła się dogadać z polskim taksówkarzem, dlatego jeden z nich podał mi kilkanaście euro i wyszli.
- To chyba tu - spojrzeli na siebie
- Chodź, dalej - powiedział stanowczo Mario, pchając delikatnie chłopaka do przodu. Jakoś udało im się znaleźć drzwi z tym numerem, który mieli od mamy Laury i delikatnie zapukali.
- Słucham ? - zapytała po polsku matka Bartka
- Przepraszam, czy jest tu może Laura ? - zapytał Reus po angielsku. Mieli szczęście, że pani Ania znała ten język i z łatwością im odpowiedziała
- A kto pyta ?
- Nazywam się Marco Reus, jestem jej chłopakiem - odparł, zdejmując czapkę i okulary przeciwsłoneczne
- Niestety Laury tutaj nie ma - odpowiedziała
- A nie wie Pani, gdzie ona jest ? To na prawdę bardzo ważna sprawa - dołączył się Goetze
- Idzie do szpitala, oddział 8 sala numer 11. Traficie ? - zapytała na koniec
- Tak. Dziękujemy bardzo - uśmiechnął się do niej zawodnik Borussi Dortmund i grzecznie zjechali windą na dół. Międzyczasie znaleźli trasę z pod bloku do szpitala. Nie było to łatwe, żeby tam dojść, ale dali radę. Wjechali windą na odpowiednie piętro. Z każdą sekundą serce blondyna biło coraz mocniej. Dorosły, bardzo silny chłopak, a był przestraszony jak mała dziewczynka. Podeszli pod drzwi i od razu usłyszał głos jego dziewczyny. Poczuł ulgę, ale tylko po części. Cieszył się że ona tu jest, ale bał się tego co będzie za chwile. - Wejść tam z tobą ? - zapytał po cichu Mario
- Nie, dzięki. I tak zrobiłeś o wiele więcej niż powinieneś - uśmiechnął się do niego lekko i nacisnął klamkę. Powoli stawiał kroki, w głąb sali. Cieszył się, że zaraz ją przytuli, że zaraz ją pocałuje i powie jak bardzo ją kocha. Ale nigdy nie spodziewałby się czegoś takiego, co tam zobaczył. Wszedł w głąb i zobaczył, jak Laura, jego Laura całuje Bartka. Jego serce pękło na miliony małych kawałeczków, które będzie bardzo ciężko poskładać.
- Nie wierzę - wyszeptał pod nosem
- Marco - krzyknęła za nim dziewczyna, lecz jego już nie było.
- I co tak szybko moja blondyneczko ? - zażartował jego przyjaciel czekający na korytarzu
- Nie mam czego tu słuchać. - odparł wycierając pojedynczą łzę z policzka.
- Marco, proszę posłuchaj mnie - krzyknęła wybiegając cała zapłakana z sali
-  Zostaw mnie słysz ? Nie mamy o czym rozmawiać. Kocham go to zostań sobie z nim, ale mnie już zostaw - dodał bezsilnym głosem i wszedł do winy.


~*~

- Marco - szepnęła za nim. W powietrzu unosił się jeszcze zapach jego perfum, które tak kochała. Nie wiedziała że akurat w tym momencie wejdzie on do sali. Ale musiała to zrobić, tak jej serce podpowiadało. A to właśnie głos naszego serca jest najważniejszy.
- Co się stało ? - zapytał stojący na środku korytarza Mario, nadal nie wiedząc co się stało
- Pocałowałam Bartka, a Marco właśnie wszedł do środka - odparła zapłakana
- Co zrobiłaś ? - zapytał nie dowierzając w to co właśnie usłyszał - Jak mogłaś to zrobić.? Przecież wiesz, jak Marco Cię kocha. Laura nie wierzę - powiedział wściekły wybiegając za przyjacielem.
- Ale on nie żyje - powiedziała już sama do siebie. Została sama ze wszystkim. Weszła ostatni raz do sali spojrzała na swojego przyjaciela, który nieruchomo leżał na białym łóżku. Podeszła powolnie do niego i chwyciła za dłoń. - Nie żałuję, że cię pocałowałam. Jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nie wiem co dalej będzie ze mną i Marco. On nawet nie chce mnie słuchać. Boże, Bartek wróć tu do mnie, nie wiem co mam robić, bez Ciebie sobie nie poradzę słyszysz ? - krzyczała jak opętana, szarpiąc za jego piżamę. Nagle do sali wbiegły pielęgniarki, jedna wyprowadziła dziewczynę a druga została przy pacjencie.
- Kochanie, uspokój się - powiedziała starsza pani podając jej kubek z herbatą
- On nie żyje - zawyła
- Nic już nie zrobimy. Ale możesz być z niego dumna i tak wytrzymał o wiele więcej niż powinien. I cały czas powtarzał, że to wszystko robi dla Ciebie, żebyś była szczęśliwa - dodała i odeszła. Dziewczyna leniwie podniosła się z krzesła i poszła załamana w stronę windy. Zjechała na sam dół, a w głowie cały czas miała słowa pielęgniarki. Taksówką pojechała prosto na lotnisko. Nie wiedziała co ma zrobić i do kogo zgłosić się o pomoc. Jedynie jej mama mogła jej pomóc, dlatego chciała jak najszybciej jechać do domu. Samolot miała dopiero w nocy. Więc kupiła bilet i ruszyła w stronę krzeseł. Przespała się może 3 godziny i ruszyła w stronę samolotu.. Nie miała przy sobie nic prócz marnych pieniędzy. Szczęśliwie samolot wylądował w Dortmundzie, w mieście gdzie chociaż na chwilę mogła być szczęśliwa. Znów ruszyła do taksówki i pojechała pod dom Marco. Nie zważała na to że jest już 4 nad ranem. Podeszła do drzwi i zadzwoniła, ale nikt jej nie otwierał, próbowała kilka razy ale znowu nic. Ruszyła pieszo w stronę swojego domu. Po cichu weszła do środka, cały ten czas wylewały się łzy z jej oczy. Poszła do swojego pokoju i znowu to samo. Chwyciła za chusteczki i zaczęła płakać...



~*~

Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem.
Trochę dłuższy niż zwykle, więc mam nadzieję że przypadnie wam do gustu.
Kłopotów ciąg dalszy, ale obiecuję że już nie długo.
W końcu wszystko musi się ułożyć nie ? :)
Pozdrawiam Moje Kochane ! <3

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XXVI

~*~
Czytała list chyba już setny raz z rzędu, ale i tak łzy leciały jej jak woda z wodospadu. Nie mogła w to uwierzyć, przecież to jakiś żart. Wyła jak małe dziecko, nie miała siły wstać, ruszyć się, nawet podnieść głowy z poduszki. Telefon zaczął jej wibrować - to Marco. Chwyciła za swój telefon i rzuciła nim o ścianę z całej siły, jaką posiadała w swoim małym ciele. Postanowiła spełnić życzenie przyjaciela i zarezerwowała bilet na lot do Polski za 2 godziny. Pobiegła szybko wziąć kąpiel, spakować jakiekolwiek rzeczy i zbiegła znów cała zapłakana na dół.
- Matko co się stało ? - zapytała przestraszona matka
- Bartek... on - zaczęła dukać
- Uspokój się kochanie i powiedz spokojnie co się stało
- On ma raka - krzyknęła zapłakana, chciała w jakiś sposób wyładować swoją złość, najpierw telefon teraz napotkała mamę na swojej drodze. Nie chciała nikogo krzywdzić, a zwłaszcza swoich najbliższych. Ale teraz w zupełności nad tym nie panowała. Nic się dla niej nie liczyło tylko to by ujrzeć swojego, ukochanego przyjaciela.
- Co ty mówisz kochanie ? - znów pytała
- Zawieź mnie na lotnisko proszę - wyszeptała na koniec
- A co z biletem ? - zapytała biorąc kluczyki od samochodu
- Już kupiłam - odparła i pobiegła w stronę samochodu. Całą drogę na lotnisko, starała się opanować łzy, uspokoić się, żeby wyglądać jakoś w tym tłumie ludzi, ale nie dała rady.
- Zobaczysz że on z tego wyjdzie - próbowała ją pocieszyć matka, ale nic z tego. Przeciwnie, po takich słowach człowiek czuje się jeszcze gorzej.
- Mogę twój telefon ? - zapytała zapłakana
- Tak, pewnie. Ale co z twoim ? - zapytała zaskoczona patrząc na drogę.
- Leże w kawałkach w moim pokoju - powiedziała bardzo cicho. Właśnie dojechały na lotnisko, wysiadły z samochodu. - Zaraz przyjdę - powiedziała do swojej mamy odchodząc na bok. Wybrała numer do swojego ukochanego i zadzwoniła. Nie miała zamiaru mu powiedzieć wszystkiego ze szczegółami, bynajmniej nie teraz. Ale chciała usłyszeć jego głos, który zawsze ją uspokajał.
- Hallo - usłyszała głos Marco
- Cześć Marco - powiedziała szlochając
- Matko Laura, co się stało ? Od godziny próbuję się do Ciebie dodzwonić. - odetchnął z ulgą
- Marco, bardzo rzadko Ci to mówiłam, ale kocham Cię. Teraz muszę pozałatwiać swoje sprawy, jak wrócę wszystko Ci wyjaśnię. Obiecuję. Mam nadzieję że mi wszystko wybaczysz. Kocham Cię - powiedziała na wydechu
- Laura, o co chodzi - krzyknął ale ona się rozłączyła. Pożegnała się z matką, obiecując że niedługo wróci. Poszła na odprawę, a później usiadła w samolocie i zasnęła.


~*~

Rzucił telefon na kanapę z całej siły i zaczął krążyć po całym pomieszczeniu. Nie wiedział gdzie jest, co się z nią dzieje, co miała na myśli mówiąc wszystkie te słowa. Jeżeli jej się coś stanie, tego na pewno sobie nie wybaczy. I co robi strach przed utratą drugiej osoby z człowiekiem. Nie wie co się dzieje, kiedy ją zobaczy, gdzie ona jest. Ale najbardziej boi się konsekwencji z jej słów : Mam nadzieję że mi wybaczysz...
- Mario, cholera przyjedź do mnie proszę - krzyknął do swojego telefonu
- Marco, co się stało ? - zapytał zaskoczony
- Po prostu przyjedź - dodał i się rozłączył. Najgorszym uczuciem, jakie może być to właśnie nie wiedza. A on dokładnie to czuł w tym momencie. Co tak na prawd robi strach, przed utrat
- Cholera jasna co się stało, że musiałem przerwać tak bardzo ważną rzecz jak spanie ? - zaśmiał się głośno wchodząc do domu Reusa.
- Laura dzwoniła - odparł zdenerwowany
- No to ja tu czegoś nie rozumiem - powiedział głośno siadając na kanapie - To źle ?
- Nie, cholera. Ale powiedziała że mnie kocha, że musi załatwić swoje sprawy i żebym jej wszystko wybaczył jak wróci - krzyknął wykończony całą sytuacją
- Reus uspokój się. Ta dziewczyna świata poza tobą nie widzi. Więc na pewno Cię nie zdradzi.
- Goetze, a czy ja powiedziałem że ona mnie zdradzi ? - spojrzał na niego zirytowany
- Dobra koniec tych żartów. Nie pokłóciliście się ? Może chce odpocząć ?
- Nie wszystko było dobrze. - odparł zrezygnowany siadając na kanapie. Nie miał siły, myśli, wyobrażenia jakie przychodziły mu do głowy całkowicie go wykończyły. Co miał robić w takiej sytuacji ? Nie miał żadnego sensownego pomysłu. Po prostu chciał ją znowu zobaczyć, przytulić i powiedzieć te dwa piękne słowa, których się nie rzuca na wiatr.
- A pytałeś Kloppa albo jej Matki ? - zapytał Mario
- Nie, pączusiu, ty nie jesteś taki głupi jak by się wydawało
- Rudzielcu ! Ciesz że się że ci pomagam - krzyknął
- Dobra chodź szybko - odparł i zwinął kluczyki od samochodu. W mgnieniu oka dotarli wraz z przyjacielem pod dom ukochanej. Podbiegli do drzwi i zadzwonili dzwonkiem, zaraz ciemn-brązowe drzwi otworzyły się przed dwójką graczy Borussi Dortmund.
- Cześć chłopaki - uśmiechnęła się polka
- Dzień dobry - odpowiedzieli równo
- Coś się stało ? - zapytała udając zaskoczoną
- Wie pani gdzie jest Laura ? - zapytał prosto z mostu Marco
- Proszę wejdźcie - odtworzyła im szerzej drzwi i zaprowadziła do salonu.
- Wie Pani co się stało ? - mówił jak nakręcony blondyn
- Obiecałam, że nic wam nie powiem, ale, widzę że bardzo się denerwujesz. Pojechała do Polski do Bartka. - powiedziała spokojnie
- Do tego Bartka, który był na wakacjach tutaj ? - zapytał maksymalnie zdenerwowany
- Tak, ale wyjaśnij sobie to z nią, bo to nie tak jak myślisz.
- Dziękuje - odparł smutny i wyszedł
- Marco nie denerwuj się. - krzyknął Mario biegnąc za nim
- A czy ty wiesz, że on ją kocha ? I ona teraz do niego pojechała. Co mam sobie w takiej sytuacji myśleć ? No co ? - krzyknął
- Nie wiedziałem - odpowiedział przyjaciel
- Powiedziała mi to ostatnio. On ją kocha, a co jeśli ona też coś do niego czuje ? Boże, czemu ja zawsze muszę mieć takie problemy ?
- MARCO ! - wrzasnął
- Taka prawda. Idziemy się napić ? - zaproponował nie słuchając odpowiedzi swojego przyjaciela. Wsiedli do samochodu i skierowali się do domu Marco. Po drodze, chłopak zatrzymał się przed sklepem monopolowym i zaopatrzył się w alkohol. Gdy tylko dotarli do domu, zaczęli pić w salonie. Mario jak na prawdziwego przyjaciela przystało, nie zostawił Reusa. Przeciwnie, cały czas przy nim  był, a nawet towarzyszył a nawet pił razem z nim.
- Marco co dalej zrobisz ? - zapytał pijany Goetze
- Nie wiem - odparł zrezygnowany - Ja ją tak kocham. To co było z Caroline, w ogóle nie przypomina mi chwil z Laurą. Z nią zawsze się śmieję, kocham spędzać z nią czas. Nawet nie wiem kiedy upływa godzina a potem kolejne. Dzięki Laurze zapomniałem o tym co mi Caro zrobiła. Tęsknie za nią po godzinie, a tym bardziej teraz. Ja chce mieć ją przy sobie. Chce, żeby była tylko moja. Żebyśmy razem zasypiali i wstawali rano. A  teraz ? Teraz to już nic nie ma sensu.
- Reus ! - krzyknął Mario - Nie pierdol od rzeczy. Mam pomysł, ale teraz musimy wytrzeźwieć - dodał, biorąc swojego przyjaciela za rękę i prowadząc na górę do sypialni...


~*~

Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem.
Ach, te problemy... :)
Jak myślicie co będzie działo się później ?
Czy związek Marco i Laury przetrwa tą próbę czasu.
Jestem bardzo ciekawa waszych pomysłów. ;**
Do następnego. <3



piątek, 28 listopada 2014

Rozdział XXV

~*~

Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej i więcej. I chodź jeszcze nie wpadłaś w nałóg, to jednak poczułeś jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależna. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A Ty jesteś gotowa na wszystko, by zdobyć miłość...
Przez wielkie okno, które prowadziło na balkon wpadały ciepłe promienie słońca, które obudziły dziewczynę. Przetarła zaspane oczy i rozejrzała się dookoła, nikogo nie było w zasięgu jej wzroku. Zwlokła się z ciepłego łóżka i bardzo zaspana powędrowała właśnie na balkon. Otworzyła po cichu drzwi i stanęła na zimnych płytkach. Słońce wstawało nad Dortmundem a ona była zachwycona tym widokiem. Nie chciała wychodzić z tego balkonu. Oparła się o barierkę i nadal wpatrywała się w słońce. Widziała w nim Marco, jego oczy. Usłyszała cichy śmiech za sobą, odwróciła się i spojrzała na chłopaka, który trzymał w swoich dłoniach dwa kubki z ciepłą herbatą.
- Już wstałaś ? - zapytał podając jej ciepły napój
- Nie mogłam zasnąć z powrotem - odpowiedziała biorąc łyk napoju
- Ja też nie - odparł przytulając się do niej od tyłu. Poczuła zapach jego perfum, który wprost uwielbiała. Uzależniała się od niego z każdą chwilą coraz bardziej, tak jak od narkotyku.
- Ładne masz widoki z tego balkonu - dodała
- Całkiem niezłe, ale są o wiele ładniejsze - odpowiedział całując ją w głowę
- Tak na przykład jakie ? - zapytała ciekawa odwracając się przodem
- Ty - odparł z uśmiechem i krótko ją pocałował
- Marco no - położyła swoją dłoń na jego klatce piersiowej
- Ibiza, to moje ukochane miejsce - odpowiedział
- Dlaczego ?
- Nie wiem, zawsze marzyłem żeby zobaczyć to miejsce i gdy tylko mogłem tam pojechać, bez wahania wziąłem pączusie i już.
- Uwielbiam jak opowiadasz - powiedziała lekko zawstydzona, chłopak lekko się uśmiechną i bardzo namiętnie ją pocałował. Oboje trochę zmarzli, stojąc na boso na zimnych płytkach przed 6 rano. Zeszli na dół, odłożyli kubki po herbacie i położyli się na kanapie. Przykrył ich dokładnie, aż pod samą szyję i znów zasnęli wtuleni w siebie. Obudziła się, gdy było po 10, Marco spał obok niej. Bezszelestnie wyszła spod koca i powędrowała do drzwi, do których ktoś bardzo mocno się dobijał.
- No w końcu ! - krzyknął Mario z uśmiechem widząc przed sobą Laurę
- Cicho pączusiu, Marco śpi - pouczyła go
- Gdzie, na kanapie ? - zapytał zdziwiony wchodząc do salonu
- Tak - odparła szeptem
- O jak on słodko śpi - zaśmiał się Goetze i podszedł do kanapy - szkoda by było, gdyby ktoś go obudził. - westchnął po chwili próbując powstrzymać się od śmiechu
- Nie waż się parówko - pokazała mu język i poszła do toalety. Po chwili w całej okolicy, gdzie mieszkał blondyn było słychać krzyki jego przyjaciela.
- Marco ! Wstawaj. Gramy w finale Ligi Mistrzów i to z Bayernem !!! Boże, wstawaj bo przegramy - chłopak zaczął wrzeszczeć, przy tym skacząc po Marco, który nie wiedział co się dzieje. Ze strachu spadł z kanapy prosto na podłogę, razem z Goetze.
- Matko, ty grubasie co ty tu robisz ? - powiedział zaspany rozglądając się dookoła. Po chwili zbiegła wystraszona dziewczyna z góry. Odetchnęła z ulgą widząc dwóch przyjaciół wygłupiających się wspólnie. Przypomniała sobie wówczas jak ona wygłupiała się ze swoich przyjacielem z Bartkiem. Dopadły ją ogromne wyrzuty sumienia. Jak mogła go tak po prostu zostawić bez wsparcia, przez całe dwa lata. I co pieniądze, cudowne życie robi z człowiekiem ? Na pewno nic dobrego. Przecież przez całe 17 lat tylko on się dla niej liczył, a teraz ? No właśnie, teraz o nim zupełnie zapomniała, skupiła się na sobie, była bardzo egoistyczna, ale tego nie zauważała. Najpierw skrzywdziła swojego przyjaciela, praktycznie brata, a wczoraj swoich najbliższych. Zaczęło się dziać właśnie to czego najbardziej obawiała się dwa lata temu, gdy tu przyjechała. Nie chciała się zmieniać, ale stało się. A swoje błędy jest najtrudniej naprawić. Zawsze zostanie blizna po tym co już się stało, możemy trochę je zniwelować ale ona i tak pozostaną.
- Halo Laura - usłyszała głos swojego ukochanego
- Tak ? - zapytała zapatrzona w pustą przestrzeń
- Co chcesz na śniadanie ? - zapytał blondyn
- Nic, muszę lecieć. Przepraszam - powiedziała, szybko go pocałowała i wybiegła z jego domu nie zwracając uwagi na otoczenie. Chciała zadzwonić do swojego przyjaciela ale nie odpierał. Zaczęła się martwić. Po chwili wchodziła do salonu, gdzie zastała swoją mamę.
- Mamo przepraszam. Nie chciałam żeby tak wyszło, ale się stało. Ja nie myślę źle, przeciwnie ciesze się i to bardzo. Ale ja nie byłam gotowa na to wszystko i chyba nadal nie jestem, ale wiem że damy radę. Nigdy bym nie pomyślała że będę miała jakiekolwiek rodzeństwo, proszę... - spojrzała na nią i zaczęła wyjaśniać całą sytuację
- Już dobrze, nic się nie stało kochanie - wyszeptała jej tuż przy uchu, tuląc ją do siebie.
- Dziękuję - dodała zdyszana
- A właśnie - zaczęła odrywając się od córki
- Tak ? - zapytała zaskoczona
- Na komodzie w przedpokoju leży list dla Ciebie - odpowiedziała. Dziewczyna bardzo zdziwiona poszła w tym kierunku. Rzeczywiście, na ciemnobrązowym meblu leżała biała koperta. Z adresu, który widniał na niej nie mogła rozszyfrować kto jest nadawcą tego listu. Dopiero, gdy zamknęła drzwi od swojego pokoju na klucz i otworzyła list, siedząc na łóżku dowiedziała się wszystkiego. Ale nigdy nie spodziewałaby się, że może w nim być to co zobaczyła.

Droga Lauro,


Długo się nie odzywałem i ty też. Wiem wszystko, nareszcie jesteś szczęśliwa. Cieszę się jak nigdy, powiem ci tak prosto z serca, dobrze że nie jesteś ze mną. Nigdy nie dałbym Ci tyle szczęścia co on, co Marco. Spełniasz Swoje marzenia i masz to na co zasłużyłaś. A ze mną tego byś na pewno nie miała. Nigdy, przenigdy nie przestanę Cię kochać. Jedyną tajemnicę, którą przed Tobą miałem, to to że Kocham Cię od 1 klasy gimnazjum. Nie mogłem Ci tego powiedzieć bo Ty traktowałaś mnie jak przyjaciela, a ja nie byłem wstanie zniszczyć naszej przyjaźni tak po prostu. Dopiero tam w Niemczech odważyłem się, chociaż nie do końca bo napisałem to w liście. Pamiętasz te wszystkie chwile spędzone razem ? Cały rok razem, od rana do wieczora nierozłączni. Gra na plaży, na orliku, albo po prostu na trawie. Tęsknie za tym wszystkim, ale o wiele bardziej tęsknię za Tobą ! Może to zbieg okoliczności, przypadek, albo moja głupota. Ale ten list też jest listem pożegnalnym. Żegnam się z Tobą już na zawsze, bo odchodzę. Gdy wróciłem do domu dwa lata temu, źle się czułem i wylądowałem w szpitalu. Okazało się że rak tarczycy. Niby leczenia i tak dalej, ale to nic nie dało. Czuję że niedługo nadejdzie na mnie czas. Wiem, że nie mam prawa Cię o to prosić, ale moim marzeniem jest Cię ostatni raz zobaczyć, usłyszeć... Pamiętaj. Zawsze będę przy Tobie. Nie ważne czy na ziemi czy tam do góry. Po prostu będę. Trzymaj się tam, rozumiesz ?! Nie płacz, po prostu ciesz się tym co masz i nie rań Marco, bo na to nie zasłużył. Jest dla Ciebie idealnym chłopakiem. Pasujecie do siebie, jak nikt inny. I tak ma pozostać.! A ja będę zawsze razem z Tobą, gdy tylko o mnie pomyślisz. Proszę nie zapomnij o mnie.  KOCHAM CIĘ.

Twój Bartek!


~*~
No i nadszedł kryzys. Było na prawdę tak pięknie.
Tak wiele osób czytało i komentowało mojego bloga.
A teraz ? Aż szkoda gadać. Pod ostatnim rozdziałem tylko 4 komentarze.
Sama nie wiem czym może to być spowodowane.
Jakoś źle pisze?  Jeżeli tak to mówcie śmiało a postaram się to zmienić.
A co do rozdziału to dość tego spokoju.
Musi się coś dziać bo jest nudno nie ? :)
Pamiętam jak jeszcze kilka rozdziałów temu większość z Was bała się że Bartek narozrabia.
Na chwilę znikł, ale teraz powraca. Nie będzie sielanki. Jak dla mnie to najcięższe rozdziały są właśnie te gdzie jest pięknie, kolorowo. Wiem, wiem. Długo się nie nacieszyłyście tym spokojem, ale spokojnie on powinien tu jeszcze wrócić. Chociaż niczego nie obiecuję.!
Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział i do następnego.

Pozdrawiam ;) :*****

środa, 19 listopada 2014

Rozdział XXIV

~*~

Z twardego snu wybudził ją dźwięk telefonu. Niewyspana, zmęczona, ale za to bardzo szczęśliwa usiadła na krawędzi swojego łóżka. Chwyciła za telefon i dopiero teraz spostrzegła się, że to tylko budzik, którego zapomniała wyłączyć. Gdy tylko wyciszyła urządzenie, znów położyła się do cieplutkiego łóżka, ale i tak nie zasnęła. Kręciła się z boku na bok, ale i to nie dawała efektów. Włączyła laptopa i zalogowała się na swojego facebook'a. Od razu pojawiło się mnóstwo zdjęć - jej i Marco. Jak rozmawiają, jak tańczą, ja się całują czy przytulają. Spodziewała się tego typu reakcji, ale i tak czuła się dość dziwnie. Musiała się przyzwyczaić do takiej sytuacji, jeżeli cały czas chciałaby być z Marco. A w tamtym momencie to właśnie blondyn był dla niej najważniejszy. Wyłączyła komputer i odłożyła go na swoje miejsce. Bardzo niechętnie podniosła się z łóżka i ruszyła wprost do łazienki. Wczoraj nie miała siły na prysznic, ponieważ praktycznie zasypiała w ramionach Reusa, więc dziś poszła prosto pod prysznic. Po porannej toalecie wybrała jakieś ubrania ze swojej szafy, w sam raz na upalne dni lata. Na koniec włożyła telefon do tylnej kieszeni u spodenek i zbiegła po schodach na dół.
- Cześć - powiedziała z uśmiechem 
- No cześć - odparła narzeczonych niemalże równo
- Jak samopoczucie ? - zapytała siadając przy stole
- Bardzo dobrze, a my też coś słyszeliśmy - dodała mama dziewczyny
- Tak, a co to takiego ? - odparła, udając że nie wie o co chodzi
- Para młodych ludzi, grasz naszej Borussi, młoda, piękna Polka, zakochani - powiedział Jurgen, na co obie Polki parsknęły śmiechem
- A tak coś tam kojarzę - dodała poważnie
- Szczęścia - odpowiedziała Ewa
- Dziękuję i nawzajem - uśmiechnęła się do zakochanych - Ale mam nadzieję, że więcej takich wielkich niespodzianek nie będzie - dodała pijąc szklankę zimnej wody
- No właśnie... - zaczęła matka dziewczyny
- Wychodzi na to że... - kontynuował Klopp
- No powiedzcie, bo zaczynam się martwić - wypaliła dziewczyna
- Będziesz miała braciszka - powiedzieli równo, na co dziewczyna zaczął się krztusić wodą
- Ale jak to ? - zajęczała
- Twoja mama jest w 3 miesiącu - odparł trener żółto-czarnych 
- Żartujecie prawda ? - zapytała ponownie
- Nie, za pół roku przyjdzie na świat twój braciszek - odparła mama
- Wow - tylko tyle zdołała z siebie wydusić
- Nie cieszysz się ? - zapytała przestraszona Ewa
- Nie, cieszę się i to bardzo. Ale nie spodziewałam się - odpowiedziała wstając od stołów - Przepraszam ale umówiłam się z Marco - dodała szybko i wszyła z domu. Od razu chwyciła za telefon i wykręciła numer do swojego chłopaka
- Aż tak się stęskniłaś ? - usłyszała radosny głos w słuchawce
- Tak, a nawet bardziej - odpowiedziała z uśmiechem - Mogę do Ciebie przyjść ? - zapytała
- A coś się stało ? - powiedział przestraszony
- A czy od razu musiało się coś stać ? Po prostu chcę odwiedzić mojego chłopaka, chyba że masz już inne plany to znajdę dla siebie nowe zajęcie - odpowiedziała smutnym głosem
- Chyba zwariowałaś - powiedział stanowczo - Mój dom jest twoim domem - dodał
- Zaraz będę - odparła
- Dobrze, czekam na ciebie - dodał i się rozłączył. Schowała telefon do kieszeni i pomaszerowała wprost pod drzwi. Po 10 minutach była już na miejscu, podeszła pod drzwi i delikatnie zapukała.
- Dzień dobry - powiedział blondyn stojący przed nią w samych spodenkach
- Cześć - uśmiechnęła się do niego delikatnie i weszła do środka.
- Wyspałaś się ? - zapytał ciągnąc ją do siebie
- Nie bardzo, a ty ? - uśmiechnęła się cwaniacko, obejmując go w pasie
- Też nie - powiedział po czym namiętnie ją pocałował
- A ubrać się to już nie łaska ? - zapytała przytulając się do jego nagiego torsu
- Po co jeżeli zaraz znów bym musiał się rozbierać ? - zaśmiał się
- Już byś chciał - wyciągnęła koniuszek języka i usiadła wygodnie na kanapie
- Nawet nie wiesz jak bardzo - znów na ich ustach zawitały uśmiechy
- Nie tak szybko mój kochaniutki - dodała pewnie i krótko pocałowała go w usta.
- Coś się stało, czuję to - powiedział obejmując dziewczynę
- Wydaje Ci się chyba coś - uśmiechnęła się do niego sztucznie. On od razu rozpoznał tą kwaśną minę. Wiedział i to bardzo dobrze, że jego dziewczyna kłamie. Widział jak bardzo przytłacza ją jakaś sprawa, a on bardzo, ale to bardzo chciał jej pomóc uporać się z tym problemem. Bo czy właśnie na tym nie polega związek ? Związek bez miłości nie przetrwa próby czasu. A jeżeli się kocha kogoś na prawdę zawsze będzie się przy drugiej osobie. I Marco dobrze wiedział że musi jej pomóc, chodź by nie wiadomo co.
- Nie okłamiesz mnie - odparł jeszcze bardziej przytulając do siebie dziewczynę
- Wczoraj się zaręczyli, a dzisiaj powiedzieli mi, że będę miała braciszka - wydusiła z siebie
- Twoja mama i Klopp ? - zapytał zaszokowany
- No a kto inny. Ja mam 19 lat i jak oni to sobie wyobrażają, że teraz nagle będę miała brata. Nie wierzę - westchnęła wściekła
- Ale spójrz na to z innej strony. Oni też chcą być szczęśliwi. Ty jesteś dorosła, masz swoje życie, będziesz skupiać się na naszym związku bynajmniej mam taką nadzieję - zaczął na co dziewczyna zaczęła się śmiać - A on też chcą mieć coś od życia. Mi się wydaje że wcale nie jest za późno na to by mieli teraz dziecko. Twoja mama wiele przeszłą, zresztą tak jak ty. A teraz jest szczęśliwa i nie odbieraj jej tego szczęścia, bo będzie brała całą winę na siebie, za to że Cię tu przywiozła. Rozumiesz co mam na myśli ? - dodał na koniec
- Że powinnam się cieszyć że mam to co mam, a nie narzekać. - powiedziała po nim
- Właśnie. Nie jesteś teraz szczęśliwa ? - zapytał patrząc jej w oczy
- Bardzo, dziękuję - wyszeptała i bardzo mocno wpiła się w jego usta - Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła - powiedziała po pocałunku
- Cieszę się, że mogłem Ci jakoś pomóc - odparł opierając swojego czoło o jej. Nie chcieli i nie musieli już rozmawiać. Cieszyli się swoją obecnością. Tak długo musieli udawać, że nic do siebie nie czują. A teraz są szczęśliwi.
- Chyba wrócę do domu i przeproszę ich - stwierdziła
- Nie, nie puszczę Cię ! Możesz zadzwonić i powiedzieć, a przy okazji, że zostajesz u mnie na noc - uśmiechnął się cwaniacko
- Głupi jesteś wiesz ? - zaśmiała się głośno i wyjęła telefon ze swoich spodenek, wybrała numer mamy i napisała krótkiego sms'a : " Przepraszam za moje zachowanie przy śniadaniu. Dziś zostaję u Marco na noc. Kocham Cię :) " i wysłała. Oparła głowę na torsie chłopaka i wsłuchiwała się w spokojne bicie jego serca. Uśmiechnęła się na samą myśl, o tym że to serce bije dla niej i tylko dla niej.
- O czym myślisz ? - przerwał ciszę, która panowała między nimi. Ale nie była to krępująca cisza, cieszyli się sobą nawet nic nie mówiąc. Złapał kosmyk jej długich blond włosów i zaczął się nim bawić.
- O Tobie, o nas - odparła spoglądając w jego piękne, niebieskie oczy
- I co wymyśliłaś ?
- Pamiętasz mojego przyjaciela Bartka ?
- Ten co przyjechał kiedyś na wakacje ?
- Dokładnie. Właśnie wtedy powiedział mi że mnie kocha. - odpowiedziała
- To dlaczego z nim nie jesteś ?
- Bo powiedziałam że to Ty jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym - dodała pewnie
- Dziękuję - wyszeptał i namiętnie ją pocałował. Cały dzień spędzili na rozmowie, wygłupach i spędzaniu czasu ze sobą. Kochali się i to bardzo, ale nie mówili tego za często, po prostu byli. Czuli swoją obecność na każdym kroku. Na wieczór położyli się oboje do łóżka, ale ona nie byłą jeszcze gotowa na to, żeby zrobić to tak od razu. Zasnęli wtuleni w siebie....



~*~


Znowu nuda .;/
Przepraszam !!!
Ale inne nie potrafię wymyślić.
Ale mam nadzieję że w najbliższym czacie będzie już tylko lepiej.
Wy też macie tyle nauki, sprawdzianów i kartkówek ?
Ja już powoli nie daję rady. :/
Ale trzeba optymistycznie myśleć !! :D
Buziaki, moje Kochane. <3  

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział XXIII

- Pięknie wyglądasz - powiedział Klopp przyglądając się jej
- Dziękuję - uśmiechnęła się delikatnie i razem poszli do samochodu. Bardzo denerwowała się tą sytuacją, nie wiedziała jak ma się zachowywać, co ma robić. A już po chwili byli na miejscu, wysiadła z pojazdu, poprawiła swoją sukienkę ostatni raz i były gotowa, przynajmniej fizycznie, żeby tam iść. Nogi trzęsły się jej jak z galaretki, ręce podobnie.
- Nie denerwuj się - szepnęła jej do ucha mama
- Pewnie - odpowiedziała sarkastycznie i ruszyła za dwójką zakochanych. Dookoła było widać mnóstwo fleszów i gwiazd Bundesligi. Westchnęła głośno i poszła prosto przed siebie. Z każdą chwilą jej serce waliło coraz mocnej, krew w żyłach pulsowała. Cała trójka dotarła do wejścia, za pozowała do kilku zdjęć i weszli na wielką salę balową. - Teraz nie ma już odwrotu - pomyślała i poszła dalej. Było mnóstwo par na sali, ale singli też nie brakowało takich jak oczy, Marco czy Durm. Od razu dostrzegła tego pierwszego z panów, w pięknym, granatowym garniturze. Był tak przystojny, że młoda polka nie mogła od niego oderwać wzroku. Reus zauważył, że blondynka mu się przygląda. Sam przyglądał się jej przez cały czas.
- Chodźcie do naszych chłopaków - zaproponował Klopp i we trójkę podeszli do drużyny z Dortmundu.
- Dzień dobry - powiedzieli równo i zaczęli się witać ze wszystkimi.
- Cześć słońce - zaśmiał się Mario i mocno przytulił swoją przyjaciółkę. Oboje w ręku z kieliszkiem szampana odeszli na bok.
- Cześć Mario - odpowiedziała
- Co Ci jest ? - zapytał zaskoczony nastrojem dziewczyny
- Nic, może stres - uśmiechnęła się delikatnie
- Nie masz się czym stresować będzie fajnie - odparł jak zwykle radosny
- Uwielbiam Cię - zaśmiała się dość głośno
- Wiem, Reus zaraz mnie zabije wzrokiem, więc radzę Ci do niego iść, jeżeli chcesz mnie jeszcze zobaczyć - spojrzał za jej plecy i lekko do siebie przytulił. Spojrzała na niego lekko zdenerwowana i odwróciła się powolnie, szukając wzrokiem Marco. Od razu go dostrzegła stał z chłopakami i się śmiał, tak jak zawsze. Gdy tylko zorientował się że dziewczyna powolnym krokiem zmierza w jego stronę, przeprosił swoich przyjaciół i powolnie ruszył do niej.
- Tęskniłaś ? - zapytał cicho na co dziewczyn tylko się uśmiechnęła
- A może tak cześć ? - odparła
- Cześć, tęskniłem za Tobą - powiedział z wielkim uśmiechem
- Cześć, ja chyba też - odpowiedziała niepewnie
- Chyba, chyba ktoś tu jest niemiły - odparł
- Nie prawda raczej szczera - wyciągnęła koniuszek języka i upiła łyk zimnego szampana
- Jaki Ci się  podoba bal ? - zapytał rozglądając się
- Nie podoba się, przyszłam tu bo musiałam - odpowiedziała
- Ja bardzo lubię ten bal, tylko szkoda że musi tu być też Thomas
- Myślałam że on jest miły, uśmiechał się i w ogóle
- Bo mu się podobasz - skwitował Reus z groźną miną na twarzy
- Ładnie wyglądasz jak się denerwujesz - stwierdziła z uśmiechem
- Cześć Wam - nagle obok nich zjawił się Erik - Reusik pozwól że porwę Ci Laurę do tańca - dodał i chwycił dziewczyną za rękę
- Pewnie, bierz - zaśmiał się lekko i spojrzał na parę tańczących na środku parkietu. Sam poszedł do swoich znajomych.  Zabawa trwała w najlepsze, a oboje świetnie się bawili. Dziewczyna co chwilę obracała się w innym towarzystwie, nie tylko piłkarzy Borussi. Jedną z osób, którą polubiła był Bastiana, który bardzo dużo się śmiał i wygłupiał.
- Co powiesz na spacer na dworze ? - zaproponował piłkarz Bayernu
- No jasne - uśmiechnęła się do niego i razem wyszli z pomieszczenia. Obok klubu, w którym wszyscy się bawili była drewniana huśtawka, na której usiedli.
- Jesteś z Marco ? - zapytał Bastian
- Co ? - zapytała z uśmiechem
- Widać że was coś łączy - dodał
- Nie, nie jesteśmy razem. Ale ta sytuacja jest dziwna - zaczęła mówić
- Pasowalibyście do siebie - uśmiechnął się pokrzepiająco
- Dzięki Bastian, znam Cię zaledwie od kilku godzin, a mam wrażenie jakbyśmy się przyjaźnili od dziecka - wyznała
- Mam podobne odczucie - zaśmiał się głośno
- Bastian - usłyszeli - Mógłbyś na chwilę przyjść ? - zapytał Guardiola
- Oczywiście - odpowiedział - Przepraszam na chwilę - spojrzał na dziewczynę i wszedł do lokalu za swoim trenerem. Teraz Laura sama siedziała na dworze i wpatrywała się w piękne niebo pełne gwiazd. Cały czas myślała o nim, o Marco, który pewnie teraz dobrze bawi się na sali.
- Co ruda gwiazda Bundesligi Cię zostawiła ? - usłyszała za boku
- Słucham ? - podniosła się z huśtawki i spojrzała na osobę, która to powiedziała
- No co, ty tu sama siedzisz, a on obraca panienki na sali - dodał bez skrupułów
- Muller, napiłeś się to się zamknij - powiedziała wściekła
- Szkoda żeby taka ładna kobieta siedziała sama nie ? - zapytał z głupim uśmieszkiem, zmniejszając odległość między nimi. Dziewczyna zaczęła się odsuwać, z przerażeniem szukała dookoła jakiegoś wybawienia. - Nie uciekaj - znów się zaśmiał i złapał dziewczyną za rękę
- Puść to boli - krzyknęła cicho
- Nie krzycz bo będzie boleć jeszcze bardzo - dodał i wręcz rzucił się na dziewczynę, chcąc ją pocałować
- Muller, nie słyszałeś że ta Pani ma Cię dosyć - usłyszał za sobą i od razu się odwrócił - Trzymaj łapy przy sobie - dodał pewnie i skierował swoją pięść na jego twarz
- Marco - wyszeptała przestraszona
- Nic Ci nie zrobił ? - podbiegł do dziewczyny i mocno przytulił do swojego ciała


- Nie - odparła
- Laura ? - powiedział cicho
- Tak ? - zapytała zaskoczona odrywając się od jego ciała i patrząc w oczy
- Kocham Cię - dodał z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, spojrzała w jego oczy i namiętnie go pocałowała.
- A ja Ciebie Marco - powiedziała pewnie. Oboje w swoich brzuchach czuli ogromne stado motyli, które chciały je rozerwać.
- Czyli to oznacza, że już jesteś moja ? - zaśmiał się trzymając ją w swoich objęciach
- To zależy czy chcesz - odpowiedziała
- Nawet nie wiesz jak bardzo chce - dodał
- W takim razie tak - odparła z uśmiechem
- Laura ja jeszcze nigdy nie czułem nic takiego do dziewczyny, jak czuję do Ciebie - wyszeptał jej do ucha
- Nawet do Carolin ? - zapytała podejrzliwie
- Do niej tym bardziej - zaśmiał się lekko
- Cieszy mnie to bardzo - odpowiedziały mu tym samym
- Idziemy do środka ? - zapytał, na co dziewczyna przytaknęła głową. Objął ja mocno w pasie i oboje weszli do środka. Wszyscy stali w kółku, a pośrodku stała jakaś para. Z daleka nie było widać kto stoi na środku, lecz gdy zakochani podeszli bliżej od razu poznali dwie osoby. Pani Ewa stała, na samym środku, a przed nią klęczał Klopp z czerwonym pudełeczkiem w ręku. Laura patrzyła na swoją matkę ze łzami w oczach. Stanęła obok Marco i mocno do niego się przytuliła.
- Ewo, czy zechcesz uczynić ze mnie najszczęśliwszego człowieka na ziemi i zostaniem moją żoną ? - usłyszała cała sala, dojrzała polka nie zdołała nic z siebie wydusić, tylko przytaknęła głową. Trener żółto-czarnych podniósł się z podłogi i założył piękny pierścionek zaręczynowy na palec Polki. Na całej sali wszyscy zaczęli głośno bić brawo, gdy Laura podbiegła do pary i mocno ich uściskała. Nie bała się już tych wszystkich reporterów, dla niej teraz najważniejsze było szczęście jej mamy. Mocno wtuliła się w ciało swojej matki wyszeptała do ucha
- Gratuluję mamo
- Dziękuję kochanie - odpowiedziała, na koniec młoda Polka przytuliła się do jej przyszłego taty i zeszła z parkietu, żeby pozostawić parę samą. Poszła do swojego ukochanego chłopaka i chwyciła go za rękę.
- W końcu jest szczęśliwa - powiedziała cicho z ogromnym uśmiechem na twarzy
- A ty jesteś szczęśliwa ? - zapytał przyciągając ją do siebie
- Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa - wyszeptała tuż przy jego ustach i namiętnie go pocałowała...



~*~

Jest.! 
W końcu udało mi się uporać z tym rozdziałem. 
W końcu stworzyła się para nie ?
Kompletnie mi się nie podoba to coś...
I jak to mawia kochana Jagoda :
Ten rozdział jest jak flaki z olejem.
Przepraszam za dłuższą przerwę i za wszelkie błędy.
Życzę miłego weekendu.
Buziaki ! :) ;*****


wtorek, 28 października 2014

Rozdział XXII

~*~

Blondyn odprowadził ją pod samo dom. Całą drogę nie odzywali się do siebie, lecz szczerze uśmiechali. Szli obok siebie i cieszyli się nawzajem swoją obecnością. Byli szczęśliwi, że są obok siebie, oboje odczuwali stado motyli w brzuchu i ciepło płynące z serca.  Gdy doszli pod jej dom, piłkarz chciał poczuć ostatni raz już dzisiaj smak jej cudownych, malinowych i jak że słodkich ust. Ale wiedział jedno, że nie może czekać, aż ktoś zwinie mu ją z przed nosa.
- Dziękuję za dzisiaj - powiedziała stojąc na przeciwko chłopaka
- To ja dziękuję - uśmiechnął się i nie bardzo wiedział co zrobić. Patrzył w jej wyjątkowe oczy, które akurat teraz miały kolor niebiesko-zielony i były pełne życia. Jasny księżyc oświetlał delikatnie jej twarz z profilu.
- To ja już pójdę - wyszeptała, tak jakby lekko rozczarowana, zawiedziona.
- Dobranoc - powiedział zły zam na siebie i patrzył jak dziewczyna idzie w stronę drzwi. Coś go tchnęło i pobiegł za nią.
- Co się stało ? - zapytała zaskoczona, ale pełna nadziei
- Nic, po prostu się z Tobą odpowiednio nie pożegnałem - odpowiedział po czym spojrzał głęboko w jej piękne oczy. Świat w tym momencie się dla nich nie liczył, ważne było to co się działo tu i teraz. Przyciągnął ją do siebie swoimi, umięśnionymi rękoma i objął w pasie. - Zależy mi na Tobie wiesz ? - wyszeptał
- Mi na Tobie też Marco - powiedziała również bardzo cicho, tak jakby bała się, że ktoś usłyszy to co mówią. Marco po tych słowach był już pewien, co chce teraz zrobić. Zbliżył się jeszcze bardziej do jej ust i namiętnie ją pocałował. Gdy czuł smak jej ust, nic więcej nie potrzebował. Mógłby tak już do końca świata stać i ją całować. Na początku bał się jak zareaguje, ale nie potrzebnie. Dziewczyna była zachwycona i nie chciała przestawać.W końcu z wielką niechęcią oderwał się od niej i spojrzał na jej uśmiech.
- Dobranoc - wyszeptał tuż przy jej uchu i poszedł w stronę swojego domu z ogromnym, praktycznie jak nigdy dotąd uśmiechem. Gdy tylko doszedł na miejsce, zdjął z siebie ubrania i w samych bokserkach położył się do swojego łóżka. Cały czas, bez przerwy uśmiechał się i nie mógł zmrużyć chodź na chwilę oczu. Sięgnął po swój telefon, który leżał tuż obok na szafce nocnej. Wybrał numer do Laury i zadzwonił.
- Halo - usłyszał jej ciepły głosik
- No cześć - odpowiedział
- Coś się stało ? - zapytała zaniepokojona
- Nie, po prostu chciałem usłyszeć twój głos - zaśmiał się cicho
- Marco, jesteś niemożliwy - odparła, śmiejąc się głośno
- I za to mnie uwielbiasz - dodał pewny siebie
- Dokładnie - rzekła cicho, ale za to bardzo szczerze
- Ostatni raz na dzisiaj, dobranoc Laura - powiedział
- Dobranoc Marco - odpowiedziała i się rozłączyła. A blondyn, który leżał wygodnie na łóżku i patrzył w sufit znów się uśmiechnął. Pytanie : Dlaczego ? Bo wyobraża sobie ją i tylko ją ! Nie chce widzieć nikogo innego. Chce ją przytulać, całować i po prostu być w jej życiu kimś ważnym... ona i tylko ona była jego życiem, jego słońcem, tlenem. Wszystko co było konieczne do życia przypomniało mu o niej. Bo to właśnie ta zwykła, młoda polka nadała jego życiu sens...


~*~


Obudziły ją promienie słońca, które wpadały przez rolety, których zapomniała wczoraj wieczorem, właściwie w nocy zasłonić. Od samego rana była wesoła, rozpromieniona jak nigdy dotąd a to wszystko tylko dla tego, że pewien Blondyn ją pocałował wczorajszej nocy. Zerknęła na zegarek i doznała szoku, jak to możliwe że spała tylko kilka godzina a tak się wyspała ? To właśnie on tak na nią działał, on i nikt więcej. Zeszłą powolnie po schodach i usiadła przy stole, gdzie już siedzieli pozostali domownicy.
- Jak się spało ? - zapytał Klopp, czytający gazetę
- Bardzo dobrze - odpowiedziała uśmiechnięta i wzięła jedną z kanapek, przygotowaną przez jej mamę
- W czym pójdziesz na bal ? - zapytała jej rodzicielka
- No nie. - jęknęła - To dziś ?
- Tak - odpowiedział uśmiechnięty trener Borussi
- Nie wiem - odparła
- Może wybierzemy się na jakieś małe zakupy ? - zaproponowała polska
- Wychodzi na to że i tak nie mam wyjścia - rzekła lekko zawiedziona, na co jej rodzice zaczęli się śmiać
- Za godzinę jedziemy - dodała jej mama
- Dobrze - powiedziała po zjedzeniu swojej porcji śniadanie i poszła do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic, wysuszyła dokładnie swoje włosy i przebrała się w najzwyklejsze ubrania. Zbiegła z powrotem na dół, gdzie czekała na nią już Ewa przytulająca się do Kloppa.
- Już jesteś ? - zapytała
- Tak - odpowiedziała - Na razie - uśmiechnęła się do partnera mamy i wyszła prosto do garażu. Widok mamy i Jurgena przypominał jej widok, jak ona wtulała się jeszcze wczoraj w ciepłe ciało Reusa. Nie widziała go kilka godzin, a już cholernie za nim tęskniła. Siedziała z przodu, zapięta pasami, grzecznie czekając na swoją mamę, która po chwili do niej doszła i obie ruszyły w stronę galerii handlowej. Nie lubiła zakupów, ale wiedziała że musi. Nie chciała wyjść na biedną czy Bóg wie jaką dziewczynę przy tych wszystkich gwiazdach, które z pewnością będą na tym balu. Po bardzo męczących zakupach polki wróciły do domu. Gdy dotarła do swojego pokoju obładowana torbami, rzuciła je szybko na podłogę a sama rzuciła się na łóżku. Zajrzała na wyświetlacz telefonu, który przypadkiem zostawiła w domu. Miała jedną nieodebraną wiadomość, była od Mario.

Jak z Reusem ? Bo mam dziwne przeczucie że lepiej :D

Samoczynnie się uśmiechnęła. Wiedziała że dwójka przyjaciół jest tak bardzo zżyta ze sobą, że Marco już wszystko powiedział Mario.

A to przeczucie to nie Marco ? :D W porządku, a na pewno o wiele lepiej. :P 

Odłożyła telefon na swoje miejsce i poszła na dół, żeby jeszcze coś przekąsić. Nigdzie nie było widać jej rodziców, na co blondynka cicho się zaśmiała. Otworzyła lodówkę i znalazła jogurt o smaku waniliowym, do tego pokruszyła kilka zbożowych ciastek i zjadła ze smakiem. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę już po 16 co lekko ją przeraziło. Razem z domownikami miała wyjeżdżać na bal przed osiemnastą. Powędrowała szybkim krokiem do łazienki i wzięła krótki, za to bardzo odprężający prysznic. Owinięta ręcznikiem weszła do pokoju i spojrzała na nową sukienkę, która leżała na łóżku i czekała, aż ją założy. Nie chciała tam iść, bo po co miałaby to robić. Mnóstwo gwiazd, modelki, dziennikarze, trenerzy, ich rodziny i ona. Czuła się jakby była jakimś kopciuszkiem. Ale z drugiej strony, widok przystojnego Marco, do tego w garniturze, o wiele bardziej ją przekonywała. Założyła na siebie bieliznę, a następnie chwyciła za sukienkę. Założyła ją i zapięła suwak z tyłu sukienki. Znów wróciła do łazienki, zrobiła makijaż, z którego sama była zadowolona, a na koniec zakręciła swoje włosy. Paznokcie miała pomalowane za popielaty i idealnie pasowały do jej stroju. Wyszła z toalety i stanęła obok łóżka, gdzie czekały na nią wysokie szpilki - czyli rzecz, których szczerze nienawidziła. Chwyciła za torebkę, w kształcie kopertówki i wrzuciła do niej najważniejsze rzeczy min. telefon, kosmetyki, perfumy. Podeszła do wielkiego lustra w swoim pokoju i przejrzała się w całości. Sama nie wierzyła własnym oczom. Teraz dosłownie wyglądała jak Kopciuszek. Powolnie zeszła po schodach na dół, gdzie czekała na nią dwójka zakochanych...


~*~

Oddaję w Wasze ręce ten króciutki rozdział.
Dokończyłam go zaraz po powrocie ze szpitala do domu.
Mam nadzieję że wam się spodoba. A Marco i Laura już są tak blisko.
Przyszła pora na sielankę, ale nie na długo :)
Miłego czytania i mam nadzieję że liczba komentarzy wzrośnie.
Bo jest ich coraz mniej. ;c 

czwartek, 16 października 2014

Rozdział XXI

~*~

Za dużo nie pamiętałem z tego wypadku, ale cieszę się że już wszystko jest w porządku. Przez to całe zamieszanie spałem na prawdę bardzo długo. Obudziłem się dopiero następnego dnia i odczytałem karteczkę od Laury. Od razu uśmiechnąłem się pod nosem. Postanowiłem, że w końcu powiem jej co tak na prawdę czuję do niej. Nie umiem dalej czekać i patrzeć jaka jest cudowna. Chcę, żeby była moja, żebym mógł ją przytulać, pocieszać, rozśmieszać, całować i opiekować się nią w każdej chwili.
- Dzień dobry - do mojej sali przyszedł doktor Hoffman
- Dzień dobry - powiedziałem z uśmiechem chowając karteczkę
- Jak się pan czuje ? - zapytał
- Bardzo dobrze - odparłem
- Wyniki badań też są dobre, więc myślę że może się Pan pakować do domu - podał mi małą kartkę, na której był pewnie wypis ze szpitala
- Dziękuję - wziąłem karteczkę i odprowadziłem lekarza wzrokiem do drzwi. Schowałem ją do torby i sam zwlokłem się z łóżka. Zacząłem pakować do wszystkie mojrze rzeczy do torby, gdy w całej sali rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Odpowiedziałem krótkie proszę i zająłem się swoim poprzednim zajęciem,
- Siemanko - krzyknął Mario
- Cześć Paróweczko - odpowiedziałem rozbawiony
- A ty gdzie się wybierasz co ? - dodał
- Do domu, a jutro na bal - odparłem szczęśliwy
- A też bardzo się cieszę
- Idziemy ? - zapytałem
- Jasne - uśmiechnął się i wziął moją torbę
- Ej grubasku, ja muszę nosić swoją torbę - zacząłem się śmiać
- Ty mój głupiutki, Rudy przyjacielu troszczę się o Ciebie - odparł z pełną powagą na co ja zaczął się śmiać bez opamiętania
- Boże, czemu ja się jeszcze z tobą kumpluję ? - zapytałem pod nosem
- Bo nie umiesz beze mnie żyć kochanie
- Bądź już cicho bo ludzie się na nas patrzą - dodałem i wsiedliśmy do samochodu. Mój przyjaciel odwiózł mnie pod same drzwi mojego domu z troską odprowadził mnie pod nie, aż w końcu mogłem mieć chwilę wytchnienia rzucając się na kanapie. Wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem pisać sms'a do młodej polski

~ Co powiesz na długi spacer wieczorem ? :)

~ Ale bardzo długi ? Bo mnie bardzo szybko nogi zaczynają boleć. ;) haha

~ Wezmę Cię na barana, nie bój się damy radę. ;*

~ Jeżeli tak mówisz to mogę się zgodzić. ;p :*

~ To o 19 jestem po Ciebie. ;**

I tak zakończyłem naszą krótką, ale jak że ważną konwersację. Cieszyłem się na to spotkanie, miałem nadzieję że miło spędzimy czas. Najpierw pobiegłem pod prysznic, bo cały przesiąknąłem " szpitalnymi " zapachami. Później ubrałem szare dresy i zbiegłem na dół. Mój brzuch dawał o sobie znać, więc musiał przyrządzić sobie coś do jedzenia. Postawiłem na naleśniki z owocami. Po 30 minutach leżałem prze telewizorem zajadając mój posiłek. Oglądałem mecz Barcelony, który tak mnie wciągnął że nawet nie zorientowałem się gdy na zegarku wybiła godzina 18.30. W błyskawicznym tempie założyłem na siebie jeansy, szarą koszulkę, poprawiłem fryzurę i poszedłem pod dom Laury. Gdy dochodziłem, zobaczyłem jak śliczna, drobna blondynka wychodzi ze swojego domu.
- Dzień dobry ! - krzyknąłem z uśmiechem
- Chyba Dobry wieczór - poprawiła mnie
- Niech ci będzie - zaśmiałem się po czym mocno ją przytuliłem
- Aż tak się stęskniłeś ? - zapytała patrząc w moje oczy
- Nawet jeszcze bardziej - odpowiedziałem
- No to gdzie idziemy ?
- Co powiesz na kawiarnię - zaproponowałem
- Pewnie - odpowiedziała i ruszyliśmy. Dużo rozmawialiśmy, o tym co się działo podczas naszej bezsensownej kłótni. Dopiero po tej rozmowie zrozumiałem, jak bardzo ją zraniłem. A teraz ? Nie potrafię normalnie funkcjonować, gdy mnie ma jej przy mnie. Po dość długim marszu doszliśmy na miejsce. Byłem pewny, że to miejsce było spodoba się mojej blondynce,..

~*~


Tuż przed samą kawiarnią miałam dosyć. Nie miałam już sił i ledwo szłam. A wydawała mi się, że końca nie widać.
- Zaraz będziemy - uprzedził moje pytanie Marco
- Mam nadzieje - powiedziałam wykończona
- Uwierz mi, że Ci się spodoba - dodał
- Nie wątpię, teraz to każde miejsce mi spodoba gdzie dają mi picie - odparłam na co blondyn zlał się łzami ze śmiechu.
- I już - odparł ukazując mi to przepiękne miejsce.
- O Matko - westchnęłam



- A nie mówiłem
- Dziękuje - wyszeptała przytulając go z całych sił. Poczułam się szczęśliwa jak nigdy, nie dość że szczęśliwa to do tego bezpieczna. Jego serce spokojnie biło, a ja nie chciałam się od niego oderwać.
- Nie ma za co - wyszeptał mi tuż przy uchu
- Teraz chce picia - zaśmiałam się odrywając się od jego ciepłego ciała.
- Ja też - odparł i oboje usiedliśmy przy stoliku w samym roku. Zamówiliśmy sobie gorącą czekoladę i ciasto. Rozmawialiśmy na prawdę bardo długo, nie patrzeliśmy na zegarek, po prostu cieszyliśmy się chwilą. Przez cały wieczór się uśmiechałam, dawno nie czułam się tak świetnie jak dziś. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Niestety, w końcu przyszła pora na to by się zbierać.
- Jest już 23.30 - powiedział smutny Marco patrząc na swój złoty zegarek
- Chyba pora się zbierać - westchnęłam z krzywą miną
- Chyba tak - uśmiechnął się do mnie blondyn. Zapłaciliśmy za nasze zamówienie i wszyliśmy.
- Jedziemy autobusem ? - zapytałam patrząc na przystanek
- Jasne - zaśmiał się piłkarz. Chwycił mnie pewnie za rękę i pobiegliśmy w stronę naszego pojazdu, ponieważ w błyskawicznym tempie zbliżał się do przystanku. Ledwo zdążyliśmy i zdyszani weszliśmy do autobusu. Z powodu że jestem za niska, nie dosięgałam do barierki, której mogłabym się złapać. A wszystkie miejsca były już zamknięte więc chwyciłam za jedno z siedzeń na samym końcu pojazdu i spokojnie stałam. Co chwile zerkałam na Marco, który stał obok mnie z wielkim uśmiechem patrzał na mnie z góry. Przez cały czas myślałam o nim, o jego uśmiechu, spojrzeniu o całym nim,.. z moich rozmyśleń wyrwało mnie gwałtowne zahamowanie naszego autobusem. Efektem było to że wleciałam na Reusa, który mocno mnie objął i przytulił do siebie. Objęłam go w pasie i spojrzałam głęboko w oczy. Nasze twarze zbliżały się coraz bardziej do siebie. Byłam lekko zakłopotana, ale wiedziałam że tego chce. Tu i teraz... Stanęłam na palcach, a Marco delikatnie musnął ustami moje wargi. Czułam, że całuje mnie bardzo nie pewnie, tak jak by bał się odrzucenia. Odwzajemniłam pocałunek i włożyłam w niego całe moje serce. Nagle w całym autobusie rozległ się dźwięk głośnych oklasków. Od razu się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy na siebie nie pewnie. Uśmiechnęłam się do blondyna i spojrzałam na gromadę ludzi, którzy patrzą się na nas z wielkimi uśmiechami. Zrobiło mi się od razu lżej na sercu. Z powrotem zerknęłam na Marco, musnęłam jeszcze raz jego cudowne usta i mocno się do niego przytuliłam. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie...



~*~


Liczba komentarzy maleje. ;c
Co się dzieję. Było tak dobrze a tu coraz gorzej.
Wasze komentarze zawsze dawały mi porządnego, a teraz niestety tak nie jest. ;/
Chociaż bardzo ale to bardzo dziękuje tym co są ze mną przez cały czas.
Że mnie tak wspieracie i dodajcie jeszcze więcej sił.
A tym czasem kolejny rozdział.
Nie miałam pojęcia jak w ogóle to rozegrać i w praniu wyszło tak.
Mam nadzieję że wam się spodoba. :)
Za wszystkie błędy przepraszam ;**
I również chciałam przeprosić, za długość tego rozdziału.:/
Podzieliłam go na dwa i kolejny dodam w poniedziałek.
Bo niestety we wtorek idę do szpitala na jakiś tydzień.
Więc nie mam jak napisać kolejnego.
Po wycinaniu migdałków postaram się do was wrócić jak najszybciej.
 Do poniedziałku ! <3

/ Marta ;)) 

czwartek, 9 października 2014

Rozdział XX


~*~

Zaczęłam płakać, bo kocham fantastycznego chłopaka, którego tak cholernie skrzywdziłam, tylko dlaczego zdaję sobie z tego sprawę dopiero teraz ? Płakałam przez dłuższy czas, aż w końcu zasnęłam... 


~*~

Pobiegłam do szpitala, dowiedziałam się tylko tyle że mój ukochany Reus jest w szpitalu. Nie miałam bladego pojęcia co mu się stało. Leżał podpięty do różnych maszyn, które wydawały okropny głos. Siedziałam przy nim i trzymałam jego dłoń, a on leżał nie przytomny.
- On się chyba budzi - powiedziałam sama do siebie
- Co się stało ? - zapytał nie otwierając oczy
- Samochód Cię potrącił - odparłam
- A gdzie ja jestem ? - pytał dalej nie otwierając swoich oczu
- W szpitalu - znów odpowiedziałam
- A ty kim jesteś ?
- Laura nie pamiętasz ?
- Pamiętam, to ty przespałaś się z moim przyjacielem
- Byłam pijana, na prawdę przepraszam - chciałam ścisnąć jego dłoń lecz szybko wyrwał ją z mojego uścisku
- Pewnie, uważaj bo ci jeszcze uwierzę - dodał a moje policzki zrobiły się wilgotne
- Kocham Cię Marco - szepnęłam
- Ja Ciebie już nie - dodał stanowczo
- Ale jak... to ? - jęknęłam
- Normalnie - powiedział bez skrupułów, tka jak by nigdy mu na mnie nie zależało
- Jesteś dla mnie wszystkim, proszę nie mów tak - odparłam zapłakana
- Ty też byłam dla mnie wszystkim, ale teraz po tym co zrobiliście, nic już się dla mnie nie liczy
- Marco - podniosłam lekko głos
- Powinnaś już iść - dodał pewnie
- Pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszy - dodałam i zamknęłam za sobą drzwi...
~*~

Zaczęłam krzyczeć, na cały głos aż do mojego pokoju wpadła wystraszona mama.
- Boże kochanie co się stało ? - podbiegła do mnie i mocno do siebie przytuliła
- To był tylko sen - powiedziałam cicho
- Już dobrze - ucałowała mnie delikatnie w głowę
- Tęskniłam - powiedziałam zdyszana
- Ja też - uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco
- Która jest godzina ? - zapytałam
-  Po 11, chodźmy coś zjeść - dodała z uśmiechem
- Zaraz zejdę - odparłam i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, wystraszona i wpatrywałam się w swoje odbicie. Czułam, że coś jest nie tak, coś musiało się wydarzyć, ale jeszcze nie wiedziałam co. Przemyłam twarz zimną wodą i zeszłam na dół, żeby razem z rodziną zjeść śniadanie przy stole.
- Co robiłaś gdy nas nie było ? - zapytał Klopp
- Nic ciekawego. Najczęściej byłam z chłopakami - odparłam
- Mam nadzieję że dobrze się bawiłaś - uśmiechnęła się mama
- Pewnie, a wam jak minął czas ? - zapytałam
- Bardzo dobrze - odpowiedziała moja rodzicielka
- Za kilka dni, będzie spóźniony bal na zakończenie Bundesligi. Mam nadzieję że pójdziesz razem z nami - spojrzał na mnie Jurgen
- To nie jest chyba najlepszy pomysł - odparłam bez przekonania
- A to czemu ? Proszę, to ważne wydarzenie - uśmiechnął się do mnie przekonująco
- Zastanowię się, ale dlaczego spóźnione ? - zapytałam ciekawa
- Prosiłem o przełożenie bo Marco w nocy wylądował w szpitalu - odpowiedział wtedy gdy ja piłam sok, po czym się zakrztusiłam
- Jak to w szpitalu ?! - mało co nie krzyknęłam
- Nie wiem, nie byłem jeszcze u niego. Zaraz po śniadaniu mam zamiar tam jechać - odparł, pokiwałam głową że rozumiem i natychmiast pobiegłam na górę. Ubrałam luźną bluzkę na krótki rękaw, do tego shorty i zbiegłam niczym strzała na dół. Tam założyłam trampki i wybiegłam z domu krzycząc krótkie : Wychodzę. Wsiadłam w samochód i pojechałam prosto pod szpital. Byłam przerażona, cała roztrzęsiona i nie wiedziałam co mam teraz myśleć. Czy on żyje ? Co mu się stało ? Miałam pełno myśli w głowie, ale żadna nie miała najmniejszego sensu. Nie zważając na fotoradary czy ograniczniki prędkości, jechałam jak najszybciej mogłam. Po chwili byłam już pod wielkim budynkiem, w którym leżał Marco. Podbiegłam do recepcji i zapytałam
- Przepraszam, na którym oddziale leży Marco Reus ?
- A kim Pani dla Pana Reusa jest ?
- Ja.. jestem jego dziewczyną - palnęłam
- Na pewno ? - zapytała starsza pani
- Tak, na pewno - potwierdziłam
- Na piętrze 10, a sala numer 11 - dodała
- Dziękuję Pani bardzo - uśmiechnęłam się i pobiegłam do winy, a po chwili byłam już na miejscu. Podeszłam do sali numer 11 i przez szybę od drzwi zauważyłam, że na łóżku leży Marco, a obok jest prawie cała Borussia. Opadłam na plastikowe krzesło, wzdychając głośno. Po jakich 15 minutach wyszło kilku chłopaków
- Laura - uśmiechnął się Łukasz
- Hej - odparłam zrezygnowana
- Co jest ? - zapytał Kuba
- Szkoda gadać, a co z Marco ? - spojrzałam na nich
- Niech sam ci powie - uśmiechnął się Mario
- Mogę tam wejść ?
- Jasne - pocałował mnie delikatnie w czoło po czym wszyscy opuścili korytarz. Rozejrzałam się dookoła i bardzo wystraszona weszłam do sali numer 11. Marco leżał na łóżku widocznie blady i zmęczony, podeszłam niepewnie do łóżka i usiadłam obok na krześle.
- Laura ? - zapytał zdziwiony
- Chyba od wczoraj aż tak bardzo się nie zmieniłam - spojrzałam na niego ze łzami w oczach
- Dlaczego płaczesz ?
- Bo się o Ciebie boję głupku - walnęłam go w ramie z lekki uśmiechem na twarzy
- Przepraszam - blondyn chwycił mnie delikatnie za dłoń
- Marco, to ja przepraszam - dodałam ściskając jego rękę
- Zależy mi na Tobie
- Mi na Tobie też, ale nie teraz nie będzie tak łatwo odbudować nasze relacje - powiedziałam zrezygnowana
- Wiem, ale jestem pewien że damy radę - uśmiechnął się pokrzepiająco
- Co ci się tak właściwie stało ? - zapytałam
- Gdy wczoraj poszedłem od Ciebie, wiesz byłem bardzo zdenerwowany i ... - zaciął się lekko
- Potrącił Cię samochód ? - zapytałam nagle
- Skąd wiesz ? - zdziwił się blondyn
- To może głupio zabrzmieć - spojrzałam w podłogę
- No mów - zaśmiał się
- Śniło mi się to - wypaliłam
- Oo, śnisz o mnie - zachichotał głośno
- Idź ty głupku. Dla mnie nie był to taki przyjemny sen - wychyliłam język
- Dlaczego ? - zapytał zdziwiony
- Bo powiedziałeś, że Ci już nie zależy i że mam Sobie wyjść. Ale nie gadajmy już o tym - zaśmiałam się cicho
- Mówisz i masz - dodał na co oboje znów zaczęliśmy się śmiać
- Kiedy stąd wychodzisz ? - spojrzałam na niego
- Jutro lub pojutrze - uśmiechnął się lekko
- To dobrze - odparłam
- No pewnie, bo w końcu musimy się wybawić na balu no nie ? - puścił mi oczko
- Jakoś mi nie bardzo chce się tam iść - jęknęłam
- Dlaczego ? Nie gadaj głupot fajnie będzie
- Jasne - westchnęłam a drzwi od szpitalnej sali się otworzyły. Stał między nimi nie kto inny jak sam Trener.
- Wiedziałem, że Cię tu zastanę - zaśmiał się tato
- Oj tam oj tam - odparłam tym samym - Odwiedzę Cię później, trzymaj się - powiedziałam do Marco po czym złożyłam na jego policzku delikatny lecz bardzo subtelny pocałunek i wyszłam z sali. Udałam się prosto do domu, żeby w końcu coś zjeść. Spojrzałam na zegarek i doznałam szoku, było już po 14 co oznaczało, że siedziałam u Marco ponad dwie godziny. Jadąc do domu, byłam już o wiele spokojniejsza. Blondynowi nic nie grozi, a ja mogę spać spokojnie. Cały czas myślałam o nim. O jego czarującym spojrzeniu, o pięknym i szczerym uśmiechu, o jego czułym dotyku. - Boże, ja jestem zakochana po uszy - zaśmiałam się sama do siebie i zaparkowałam samochód pod domem. Wysiadłam spokojnie i potruchtałam do domu. Było wszędzie czuć, zapachy obiadku, który przygotowywała moja mamusia. Co jak co, ale mamusinego obiadku nic nie pobije, a zwłaszcza te fast-foody których mam już szczerze dosyć.
- Jestem - krzyknęłam zdejmując buty
- Dobrze - odparła mama
- Co robisz ? - zapytałam wchodząc do kuchni
- Zapiekankę makaronową - powiedziała podejrzliwie się do mnie uśmiechając
- Co jest ? - spojrzałam na nią zdziwiona
- Czy ty coś z tym Marco ? - zapytała prosto z mostu, a mi szczęka opadła
- Mamo, jesteśmy tylko przyjaciółmi - westchnęłam głośno, nalewając sobie do szklanki wody
- A z mojej perspektywy wygląda to nieco inaczej - dodała
- Nie przesadzasz ? - oburzyłam się
- Po prostu się martwię
- To szybko zaczęłaś się martwić - powiedziałam wściekła i wyszłam z domu zakładając torebkę na ramię. Słońce pięknie świeciło, a mój brzuszek dawał o sobie znać. Poszłam do pierwszej lepszej knajpki i zamówiłam sobie frytki do tego colę. Zjadłam w pośpiechu i poszłam prosto do szpitala. Może to dziwne, ale już tęskniłam za Marco. Zaszłam pod jego pokój i nie usłyszałam żadnego głosu, więc cicho weszłam do pokoju. Piłkarz spał na szpitalnym łóżku z wielkim uśmiechem na twarzy. Usiadłam obok niego i chwyciłam za jego rękę, na co jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Siedziałam przy nim do samego wieczora, a on wiecznie spał. Wyjęła karteczkę z torebki i długopis.

Ja Cię odwiedzam a ty cały czas śpisz.
Nie wiem czy mogę Ci to wybaczyć :) 
Nie miałam serca Cię obudzić. 
Przyjdę do Ciebie jutro. 
Dobranoc. ;*** 

Odłożyłam na szafkę obok łóżka, pocałowałam delikatnie jego policzek i wyszłam. Skierowałam się prosto do domu, gdy weszłam do salonu na kanapie siedział tylko Jurgen, a mamy o dziwo nie było.
- A gdzie mama ? - zapytałam z lekkim uśmiechem 
- Źle się poczuła i poszła się położyć - odparł tym samym
- Dobranoc - dodałam i powędrowałam na górę. Miałam wyrzuty sumienia, że tak a nie inaczej potraktowałam mamę. Musiałam ją przeprosić, więc poszłam do jej sypialni, leżała na łóżku i czytała książkę
- Mogę ? - zapytałam cicho
- Jasne - odpowiedziała
- Mamo, przepraszam za to co powiedziałam, ja tak nie myślę.
- Wiem - uśmiechnęła się i mocno mnie do siebie przytulił
- Kocham Cię - wyszeptałam
- Ja Ciebie też - dodała - W końcu co z tym Marco ? - zaśmiała się 
- Na razie nic - pokazałam jej język i obie zaczęłyśmy się śmiać - dobranoc - dodałam i wyszłam. Poszłam do siebie, wzięłam szybko prysznic, a następnie przebrałam się w piżamę. Gdy tylko położyłam się na łóżku, od razu zasnęłam...



~*~

Odzyskałam laptopa i od teraz rozdziały powinny być częściej. :)
No o ile mi wena dopisze, bo to różnie bywa. ;/

Trochę to takie zagmatwane, ale tyle z was mnie prosiło,
żeby w końcu było dobrze. Więc nie miałam serca,
dalej kłócić tej dwójki.
Małymi kroczkami zbliżamy się do tego żeby byli w końcu razem.
Ale nie powiem wam jeszcze kiedy. :)


Pozdrawiam. <3

sobota, 27 września 2014

Rozdział XIX


~*~

Nic innego mi nie pozostało jak tylko wyjąć z barku butelkę z alkoholem i zrobić to co zeszłego wieczoru...

Gdy się obudziłem, a właściwie obudził mnie dzwonek do drzwi. Bardzo niechętnie z ogromnym bólem głowy doczłapałem się do drzwi i delikatnie je uchyliłem.
- Marco czemu nie odbierasz telefonów ? - zapytała wściekła siostra
- Bo spałem - odparłem, opierając się o drzwi i przymykając lekko oczy
- A przed spaniem, chlałeś - westchnęła głośno i weszła do środka - Co się z tobą dzieje braciszku ? - usiadła na kanapie zakładając nogę na nogę i patrząc na mnie złośliwie
- Nic - skłamałem
- Przecież mnie nie oszukasz - przewróciła oczami
- Pamiętasz jak Ci opowiadałem że chyba się zakochałem ? - zapytałem na co ona pokiwała głową - To ta dziewczyna przespała się z Mario.
- Zrobili to celowa ?
- Podobno nie, byli pijani i tak wyszło. Oboje nie za dużo pamiętają, przynajmniej tak mówił Mario, bo z nią nie rozmawiałem. - dodałem
- To na co czekasz ? Porozmawiaj z nią puki nie jest za późno
- Ale to nie ja powinienem ją przepraszać.
- I co z tego ?  To kobieta, to rzecz oczywista że ona do Ciebie nie przyjdzie i nie będzie Cię przepraszać. Jeżeli Ci na na niej na prawdę zależy to powinieneś ruszyć ten swój tyłek i walczyć o nią. Na pewno siedzi teraz w domu i płacze bo nie wie co ma robić, a ty tu się upijasz ! - krzyknęła na mnie Melanie
- Dzięki siostra - przytuliłem ją mocno
- A teraz idź pod prysznic i to leć do niej. A ja uciekam. - dodała i wyszła. A ja sam biłem się ze swoimi myślami. Nie wiedziałem co mam robić, ale chyba Mela miała rację. Wielka pora coś z tym robić faktem, przecież ile mogę siedzieć na tyłu i nic nie robić. Otrząsnąłem się w mgnieniu oka i pobiegłem na górę ile tylko miałem sił w nogach. Po krótkim, ale bardzo orzeźwiającym prysznicu poszedłem się ubrać. Chciałem jak najszybciej zobaczyć Laurę, jej oczy, usta, twarz, całą, Moją Laurę. Moją ? No właśnie, co jest tak na prawdę miedzy nami. Sam nie wiem i ona pewnie też tego nie wie, ale pełen nadziei ruszyłem w stronę domu młodej polki. Trochę się denerwowałem, trochę, albo bardzo, ale słowa mojej kochanej siostrzyczki dały mi takiego kopa, że teraz się tak łatwo nie podam. Między czasie wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem bukiet pięknych, tulipanów,  a następnie pojechałem pod sam dom. Wysiadłem bardzo niepewnie z samochodu i podszedłem do drzwi. Nabrałem do płuc sporo powietrza i nacisnąłem na dzwonek...


*~ Laura ~*

Gdy tylko wróciłam z galerii handlowej ułożyłam kilka nowych ubrań na pułki w garderobie, a w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Lekko zaniepokojona, zeszłam po schodach na dół i podeszłam do drzwi. Bałam się, że to rodzice wrócili wcześniej z urlopu, ale to co zobaczyłam za drzwiami przerosło moje najśmielsze oczekiwania. To był Marco, wyglądał już normalnie lecz miał lekko podpuchnięte oczy, a w dłoniach trzymał cudowny bukiet tulipanów-moich ulubionych kwiatów.



- Cześć - Marco jako pierwszy się odezwał
- Cześć - odparłam zła, a wręcz wściekła
- To dla Ciebie - spojrzał na tulipany, które trzymał w swoich dłoniach, a po chwili już były na moich rękach
- Dzięki, ale z jakiej to okazji ? - zapytałam z kpiną
- Chciałbym z Tobą porozmawiać - powiedział lekko przygnębiony
- To my mamy jeszcze o czym rozmawiać ? - sarknęłam
- Proszę - jęknął - tylko 5 minut
- Niby dlaczego miałabym z tobą w ogóle gadać ? Po tym co powiedziałeś, Proszę Cię
- Bo mi na Tobie cholernie zależy i na prawdę bardzo chcę Ci wszystko wytłumaczyć - dodał
- Masz 5 minut i ani sekundy dłużej - odpowiedziałam i wpuściłam blondyna do domu. On udał się do salonu, a ja poszłam wstawić pięknie pachnące kwiaty do wazonu z wodą. Po chwili dotarłam do Marco i usiadłam na przeciwko niego - A więc ? - spojrzałam na niego z kpiną
- Powiedz mi co ja takiego powiedziałem, bo nic nie pamiętam. Dzięki Mario wiem tylko tyle że byłaś przy mnie w tym parku a później pobiegłaś. Co powiedziałem ? - spojrzał w moje oczy
- Nie wiesz ? - pruchnęłam i podniosłam się z fotela - Stwierdziłeś że jestem dziwką i najzwyczajniej w świcie się puszczam ! - krzyknęłam a po moich policzkach popłynęły słone łzy
- Coo ? - teraz to on krzyknął
- Głuchy jesteś ? - odparłam i z powrotem usiadłam na moim miejscu
- Mówiłem głupoty, pijany byłem. Proszę wybacz mi - podszedł obok mnie i chwycił za jedną dłoń
- Myślę, że powinieneś już iść - powiedziałam wyrywając swoją rękę z jego uścisku
- Nie poddam się tak łatwo - spojrzał w moje oczy i poszedł do drzwi - Przepraszam - dodał i opuścił mój dom, a ja zalałam się łzami jeszcze bardziej. Po co jest ta cholerna miłość ? Bez niej świat byłby lepszy, a życie o niebo prostsze. Czym tak na prawdę jest ta miłość ? Uczuciem, którym darzysz drugą osobę. Osobę, bez której nie potrafimy żyć, gdy ona się smuci to ty też, jeżeli ta osoba się cieszy, to ty cieszysz się razem z nią. Ale dlaczego musimy cierpieć.? Moje serce rozpadło się na miliony malutkich kawałeczków, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Siedziałam w kącie i po prostu płakałam, ale sama nie znałam powodu. Musiałam się w końcu pozbierać i posprzątać w domu, bo już jutro wraca mama. Podniosłam się z podłogi i otarłam ostatnie łzy, które leciały po moim rozgrzanym policzku. Nie miałam ochoty sprzątać, ale dom najlepiej nie wyglądał i musiałam coś z tym zrobić. Puściłam w tle smutne piosenki wzięłam się do pracy. Po dwóch godzinach uporałam się z moim zadaniem i mogłam odpocząć. Na zegarku była godzina 16.30, postanowiłam że teraz się wykąpie, a później obejrzę kilka filmów i pójdę spać. Jak zaplanowałam tak też zrobiłam. Po długiej kąpieli z olejkiem lawendowym rozczesałam moje włosy i ubrałam na siebie piżamę, po czym powędrowałam na dół. Przygotowałam sobie popcorn i coś do picia, po czym usiadłam na kanapie i okryłam się dokładnie kocem. Zastanawiałam się jaki film sobie włączyć, komedie romantyczne odpadają więc postawiłam na horror. Odpaliłam film i usiadłam na moim poprzednim miejscu zajadając popcorn. Od pierwszych minut pożałowałam, że wybrałam horror, bo piekielnie się ich boję i w tym przypadku było tak samo. Co jakiś czas podskakiwałam ze strachu lub zakrywałam oczy. Nie mogłam już wytrzymać i wyłączyłam ten głupi film. Było coś po 20, a to za wcześnie na spanie, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdzie się podziać. W dodatku w całym domu zgasło światło, a ja myślałam że dostanę zawału. Ze strachu wybrałam numer Mario i szybko do niego zadzwoniłam
- Co robisz ? - wypaliłam bez przywitania
- Siedzę - odparł zaskoczony
- A przyjedziesz do mnie ? - zapytałam z przerażeniem w głosie
- Coś się stało ? - zapytał zaniepokojony
- Nie, tylko oglądałam sama horror i teraz nie ma światła w domu i się boję - jęczałam
- Mogę przyjechać, ale ... - zaczął lecz nie dokończył
- Nie ma żadnego ale, przyjeżdżaj proszę
- Zaraz będę - odparł i się rozłączył. Siedziałam skulona i wystraszona na kanapie przez jakieś 10 minut, gdy na podjazd wjechał samochód, a po chwili rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Otworzyłam je a tam stały dwie osoby, na twarzach mieli maski a w dłoniach noże. Zaczęłam piszczeć i uciekać jak najszybciej się da. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam za nóż, który leżał na blacie. Nagle usłyszałam głośne śmiechy, powoli i niepewnie wyszłam z kuchni, a na kanapie leżeli Mario i Marco skuleni ze śmichu. Odetchnęłam głośno i usiadłam na podłodze łapiąc się za głowę.
- Wszystko w porządku ? - zapytał Marco, przestając się śmiać
- Mario, czy ty jesteś normalny ?! - wrzasnęłam na przyjaciela
- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać - odparł hamując śmiech
- Jesteście kretynami ! - dodałam
- Ja też ? - uśmiechnął się Reus
- Ty to zwłaszcza - powiedziałam oburzona
- Dzięki - odparł krótko
- Zabiję was - dodałam siadając na fotelu
- Przynajmniej było śmiesznie  - uśmiechnął się Goetze
- Grubasie ty lepiej się już nie odzywać, bo wrócę się po ten nóż - powiedziałam groźnie
- Już dobrze - odparł siadając w normalnej pozycji - Głodny jestem - jęknął
- Zamawiamy pizze ? - zaproponował Rudy blondyn
- Ja mogę - odparłam cicho, po czym Mario próbował się dodzwonić do pizzeri
- Cały czas jest zajęty numer - westchnął - To może pojadę zobaczyć czy jest w ogóle otwarta ? - zaproponował
- Jasne - powiedziałam od niechcenie, bo wiedziałam, że Goetze robi to celowo
- No to jedź - dodał Marco, po czym nasz przyjaciel odjechał, a my zostaliśmy sami w ciemnym domu.
- Pójdę po świeczki - spojrzałam na niego i czym prędzej powędrowałam na górę w poszukiwaniu jakiś świeczek. Zajęło mi to o wiele za mało czasu, bo po chwili byłam już na dole i odpalałam nasze światło. Usiadłam na fotelu, podkulając nogi i spoglądając przed siebie.
- Masz zamiar tak cały czas się do mnie nie odzywać ? - przerwał ciszę blondyn
- Widocznie mam powody - odparłam bez entuzjazmu
- Wiem, przegiąłem. Za co na prawdę Cię przepraszam, ale zrozum, że nie byłem sobą, nie mówiłem prawdy. A po drugie dla mnie to też nie było przyjemne jak powiedziałaś mi co się działo na namiotach - powiedział widocznie zirytowany
- Aha, czyli to wszystko moja wina ? - zapytałam wściekła
- Tego nie powiedziałem - odparł spokojny
- Ale pomyślałeś - dodałam oburzona
- Skąd wiesz co myślę ? Nie wiesz, może ty tylko udawałaś że mnie lubisz ? - krzyknął po czym wybiegł z domu
- Marco ! - wybiegłam za nim, lecz na drodze już go nie było widać. Weszłam z powrotem do domu i usiadłam na tym samym miejscu. Leniwie wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam smsa do Mario
" Nie przyjeżdżaj, proszę. Marco poszedł, a ja idę spać. Dobranoc :) " po czym rzuciłam go na kanapę i pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko. Reus miał rację, to my z Goetze go bardziej skrzywdziliśmy, niż on mnie. Zaczęłam płakać, bo kocham fantastycznego chłopaka, którego tak cholernie skrzywdziłam, tylko dlaczego zdaję sobie z tego sprawę dopiero teraz ? Płakałam przez dłuższy czas, aż w końcu zasnęłam...


~*~

Jest ! Coś tam napisałam. :)
A wena malutkimi kroczkami chyba powraca.
Przepraszam za to zakończenie, które jest bez sensu.
Ale innego nie potrafiłam wymyślić... ;c
Kolejny rozdział powinien pojawić się wcześniej,
bo jestem chora i będę miała więcej czasu na pisanie. ;**
A teraz życzę wam miłego Weekendu.
No i oczywiście czekam na Derby !!! <3
Heja BVB ! :**

/ Marta. 




~*~