sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział XLVII

~*~
- Będziemy mieli dziecko, a wy będziecie dziadkami - wziął głęboki oddech i wypowiedział głośno i wyraźnie te słowa 

- Gratuluję ! - od razu z wielkim uśmiechem na ustach podszedł ojciec Marco. Obojgu z nich uścisnął mocno - A Ty masz o siebie dbać - zaśmiał się u puścił oczko w stronę Laury. Przez chwilę poczuła ulgę, dopiero gdy spojrzała na rodzicielkę Reusa znów odczuła ogromny przypływ strachu.
- Mamo powiedz coś - rzekł Marco przytulając jeszcze mocniej dziewczynę. Czuł, że zaraz coś się wydarzy.
- Marco, przed Tobą cała kariera, a Ty wyskakujesz teraz z dzieckiem ? Powinniście je usnąć - powiedziała bardzo zdenerwowanym głosem. Polce od razu popłynęły łzy po policzkach. Nie mogła zrozumieć jak Pani Reus w ogóle może tak mówić, to ich dziecko mieliby je zabić ?
- Mamo ! - Wrzasnął głośno Marco. Sam nie czuł się dobrze w tej sytuacji. Jego rodzicielka prosi, żeby zabił własne dziecko - przecież to niedorzeczne !
- Manuelo, proszę nie mów tak - wtrącił się ojciec
- Coś Pani powiem - poważnym lecz zachrypniętym głosem odezwała się Laura. - Będąc z Marco w ciąży, byłaby Pani wstanie usunąć ją? - zapytała, lecz nie czekała na odpowiedź. Już dawno puściły jej wszystkie hamulce. Nie obchodziło ją już uważanie ze strony rodzicielki ukochanego. - Jestem pewna, że nie ! Prawdziwa Matka nie zrobi nigdy tego i doskonale Pani wie co ja teraz czuję. Nie usunę tego dziecka, chyba, że miałoby umrzeć razem ze mną. Jeśli nie akceptuje tego Pani, to bardzo mi przykro. Kocham Marco i zamierzam wychować z nim nasze dziecko
- Synku, a jesteś pewien, że to Twoje dziecko ? - Młoda Polka nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Czuła, że kolejna fala łez zalewa jej oczy. Nie mogła w to uwierzyć, w końcu była szczęśliwa. A jedna jedyna osoba w tak krótkim czasie potrafiła to zrujnować. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i chciała się odezwać, ale wyprzedził ją ukochany
- Nie wierzę, nie wierzę mamo. Jak możesz tak mówić ? - Reus już nie chodził a latał po salonie. Dawno ani Laura ani jego tata nie widzieli go w takim stanie. Sama miała już dosyć, spojrzała na każdego po kolei i wybiegła z domu. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem. Wyszła na chodnik i skierowała się w stronę domu. Musiała chodź przez chwilę pobyć sama.
- Cześć córeczko ! - usłyszała wesoły głos. Serce podeszło jej do gardła, przerażenie paraliżowało ją od góry do dołu. Powoli odwróciła się za siebie i spojrzała na twarz ojca. Miała dość wrażeń na dzisiejszy dzień, tylko tego brakowało.
- Co ty tutaj robisz ?! - wrzasnęła. Bała się i to cholernie. Ten człowiek był zdolny do każdego czynu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli tutaj jest to coś jest nie tak.
- Przyszedłem do Ciebie. Stęskniłem się za Tobą - zaśmiał się ironicznie doprowadzającym tym samym swoją córkę do szału.
- Daj mi spokój ! - odwróciła się i miała zamiar odejść, ale coś jej to uniemożliwiło. Poczuła ogromny ból w okolicach głowy i karku. Upadła na ziemie, chciała się podnieść, lecz ktoś ją przytrzymał. Po chwili już nie wiedziała co się dzieje. Zemdlała z bólu i ze strachu, ale nie o siebie lecz o swoje dziecko.

Obudził ją ogromny ból głowy, chciała się poruszyć ale nie mogła. Rozejrzała się dookoła i zamarła. Nogi miała związane sznurem, tak samo jak ręce. Na ustach plaster, siedziała na niewygodnym krześle, dookoła nikogo nie było. Miejsce z resztą też było nieciekawe, najprawdopodobniej jakaś fabryka na obrzeżach miasta. Siedziała tam długo i nikt nie przychodził. W dodatku jej brzuch domagał się czegoś do zjedzenia. Do środka weszła grupka składająca się z 3 mężczyzn, jednym z nich był jej ojciec, a pozostałych kompletnie nie znała. Już chciała coś powiedzieć, lecz plaster na ustach wszystko uniemożliwiał.
- Coś mówiłaś ? - zaśmiał się ironicznie Polak, po czym gwałtownie zerwał taśmę z ust dziewczyny. Aż zapiszczała z bólu, a on tylko się uśmiechnął, jakby sprawiało mu to przyjemność.
- Co Ty wyprawiasz człowieku ? - krzyknęła i to był błąd. Od razu dostała siarczysty cios w policzek. Pożałowała swojej decyzji.
- Słuchaj mnie smarkulo ! - zawołał. Uśmiech od razu zniknął z jego twarzy. - Twój panicz i nowy ojciec mają mi zapłacić za Ciebie pół miliona euro.
- Nie wiedziałam, że jestem aż tyle warta - powiedziała pod nosem i kolejny raz tego pożałowała. Tym razem to nie był tylko przysłowiowy "liść". Poczuła jak jeden z wielkich mężczyzn uderza ją najpierw w szczękę, a później w okolice łuku brwiowego. Znów zawyła z bólu, a łzy zleciały po jej policzkach.
- Matka nie potrafiła Cię wychować to ja to zaraz zrobię ! - oburzony sam poprawił dokonania kolegi. I już nie aż tak mocno dostała z drugiej strony. Krew z wargi i łuku brwiowego łączyły się z słonymi łzami. - Jeśli nie dadzą mi tej forsy to będzie po Tobie rozumiesz ? - spojrzał na nią. Nie odpowiedziała nic, spuściła głowę w dół, pozwoliła żeby łzy swobodnie moczyły jej spodnie. - Spójrz na mnie ! - warknął i chwycił za podbródek podnosząc tym samy głowę do góry. Dziewczyna błagalnym wzrokiem szukała pomocy, ale dwójka osiłków tylko się śmiała.
- Nie wierzę, że możesz tak traktować własną córkę - powiedziała cicho patrząc prosto w jego oczy, który nie miały w sobie ani grama jakiegokolwiek uczucia.
- A ja nie wierzę, że jesteś moją córką - powiedział oschle i puścił podbródek. - Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał - pogroził palcem i oddalił się. - Gdzie masz telefon ? - zapytał. Chwycił krzesło i ustawił je przed dziewczyną.  Usiadł na nim, z kieszeni wyjął paczkę papierosów i odpalił jednego po czym założył ręce na klatce piersiowej.
- Nie mam telefonu - odpowiedziała tak samo oschle jak on przed chwilą. Starała się nie pokazywać żadnych emocji, chociaż w środku poczuła zadowolenie. W spodniach nie miała kieszeni, więc będąc przed domem rodziców Marco włożyła go do biustonosza, wcześniej wyciszając. Jeśli stąd pójdą może w jakiś sposób uda jej się skontaktować z Marco.
- Kłamiesz - powiedział wypuszczając dym z ust.
- Przeszukaj mnie, nie mam telefonu, zostawiłam w domu ! - odpowiedziała podniosłym tonem. Tym razem już nic nie powiedział. Wstał z krzesła i kiwnął głową do swoich "kolegów", którzy na chwilę wyszli. Po chwili wrócili z jakimiś torbami.
- Tam masz materac - wskazał palcem. - Przykro mi, ale będziesz musiała tutaj kilka dni przenocować - zaśmiał się głośno. Podszedł do niej i znów poczuła strach, bała się że kolejny raz oberwie, ale tak nie było. Wyjął nóż, kolejna fala strachu przepełniła jej ciało. Przeciął sznur na jej rękach, co wywołało zdziwienie w oczach dziewczyny. Następnie przeciął sznur, który oplatał nogi - Jedzenie i wodę też tam znajdziesz - dodał i skierował się w stronę wyjścia. Już miał zamiar opuścić pomieszczenie, ale się cofnął. - Spróbuj coś wykombinować to obiecuję Ci, że więcej nie ujrzysz swojego kochasia - warknął i wyszedł. Usłyszała tylko dźwięk zamykanych drzwi.

~*~

- Mamo, to wszystko Twoja wina ! - krzyknął załamany. Siedział na kanapie trzymając się za głowę, był przerażony. Szukał wszędzie, ale nigdzie jej nie było. Coś musiało się stać - czuł to. Nie odbierała telefonu, nie odpowiadała na smsy. W dorosłym życiu jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się płakać, aż do dziś. Łzy same mu poleciały po policzkach. Myśl, że ktoś mógł Laurę i jego dziecko skrzywdzić powodowało paraliż całego ciała.
- Marco, przepraszam. Nie sądziłam, że przez moje słowa może się coś takiego zdarzyć - dopiero po zniknięciu młodej Polki zdała sobie sprawę, że to co zrobiła było straszne. Usiadła obok swojego syna i przytuliła się do niego. Nie czuła się dobrze z tym co zaszło.
- Synu byliście na policji ? - wtrącił się ojciec
- Byliśmy
- I co wam powiedzieli ?
- Że nie mogą nic zrobić, dopiero po 24 godzinach będą wszczynać poszukiwania - wyszeptał ocierając słone krople z policzków.
- A co na to rodzice Laury ? - zapytała tym razem matka Reusa
- Jadą tu, sami byli na policji. Powinni niedługo być - westchnął i spojrzał na telefon, który zaczął wibrować w jego dłoni.

~*~

Nigdy, ale to nigdy nie napisałam tak szybko rozdziału jak tego.
Na prawdę ! Aż jestem z siebie dumna. :D
Pewnie większość z Was była przekonana, że kłótnia z Mamą Marco, Laura wybiega i bum!
Potrącił ją samochód...
A jednak nie.
Czytałam wiele opowiadań i w większości było dokładnie tak jak napisałam.
Ja chciałam, żeby moje było wyjątkowe.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł.
A i nie zabijajcie mnie za to zakończenie.
Uwielbiam tak kończyć rozdział ! hahaha :D
Tak wiem jestem okropna. Ale też Was Kocham <3

Zapraszam Wszystkich na drugiego bloga, niedługo rozdział nr 2 :
http://czarno-bialy-obraz-nowego-swiata.blogspot.com

niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XLVI

- Nic się nie stało, po prostu - urwała na chwilę by wziąć głęboki wdech powietrza do swoich płuc - Po prostu będziesz tatą - dodała po chwili z uśmiechem patrząc na reakcję chłopaka, który na te słowa podniósł gwałtownie głowę do góry...


~*~

- Powtórz - powiedział szybko wstając i patrząc na dziewczynę, jakby kogoś zabiła. Miał wrażenie, ze się przesłyszał. Co w tamtym momencie czuł nie dało się opisać.
- Będziesz tatą, noszę w brzuchu Twoje dziecko - wyszeptała. Była przerażona widząc zachowanie chłopaka. Teraz była pewna, że on nie chce tego dziecka. Po policzkach poleciały jej łzy, głowę opuściła w dół i zakryła twarz w dłoniach. Miała ochotę zapaść się pod ziemie, nie wiedziała co ma robić. Co dalej będzie ? Co zrobi samotna matka z dzieckiem ? Jak sobie poradzi w dalszym życiu ? Tylko te pytania kłębiły się w jej głowie.
- Dlaczego płaczesz ? - podszedł do niej i uklęknął. Oboje nie wiedzieli co się dzieje, oboje byli przerażeni. Nie byli pewnie swoich uczuć, nie wiedzieli co tak na prawdę w tym momencie czują.
- Bo Ty nie chcesz tego dziecka, prawda ? - zapytała zapłakana
- Co ty wygadujesz głuptasie ? - usiadł na kanapie i wziął ją na kolana, jak małą dziewczynkę. Mocno przytulił Ją do siebie i uśmiechnął się na samą myśl, że będzie miał potomka - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będę tatą. To moje marzenie, od kiedy tylko z Tobą jestem. Błagam nie płacz. Bardzo chcę tego dziecka i już nie mogę się doczekać kiedy będę mógł wziąć je na ręce. - mówił jak najęty. Sam nie był pewien co czuje. Na pewno był przepełniony szczęściem, ale też strachem. Rola Ojca nie jest łatwa, ale już nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł wziąć swoje dziecko w ręce.
- Mówisz poważnie ? - zapytała przerywając szlochanie - Bałam się, że nie będziesz chciał tego dziecka - dopowiedziała patrząc prosto w jego oczy. Z twarzy nie schodził mu uśmiech, Mario miał racje - pomyślała.
- Nawet tak nie mów. - odpowiedział i mocno ją do siebie przytulił. - Będę ojcem - wyszeptał, tak jakby dopiero teraz to do niego dotarło. - Będę miał dziecko - urwał na chwilę, by wziąć głęboki oddech -  z Tobą - znów powiedział bardzo cicho i patrzył na Laurę jak na Boga. - Nie mogę w to uwierzyć - uśmiechnął się na samą myśl. To najpiękniejsza chwila, jaką przeżył kiedykolwiek w swoim życiu. - Kiedy się dowiedziałaś ? - zapytał  ciekawy głaszcząc jej włosy
- W ten, kiedy Cię zobaczyłam z Carolina - odpowiedziała
- Dlaczego nie powiedziałaś mi przed wyjazdem ? - wyraźnie był zasmucony tym faktem. Poczuł się zdradzony, chociaż doskonale wiedziała, że dziewczyna musiała mieć jakiś konkretny powód.
- Bo chciałam, żebyś skupił się na piłce, na treningach. Nie chciałam, żebyś myślał, że jestem tu sama, bez Ciebie i to w dodatku w ciąży - odparła zgodnie z prawdą - Nie gniewaj się na mnie, zrobiłam to dla Ciebie. - odpowiedziała podnosząc głowę i patrząc uważnie w jego oczy.
- Wiem, wiem że zrobiłaś to dla mnie - kolejny raz tego dnia uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak dziś. - Cały czas myślisz o innych, nigdy o sobie. Laura wielka pora to zmienić, bo już nie jesteś sama. Musisz teraz troszczyć się tylko i wyłącznie o Siebie i o naszego dzidziusia - wyszeptał dotykając delikatnie jej policzka. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Już nie była sama, najważniejsze jest teraz dziecko. Ale ona nie potrafiła tak po prostu zmienić swojego charakteru. Nigdy nie potrafiła myśleć o sobie, od zawsze dawała sobie radę sama, a innym chciała po prostu pomóc. Marco ma racje, wiedziała o tym. Pora się zmieć, pora zacząć troszczyć się o dziecko.
- Postaram się - uśmiech mimowolnie wkradł się na jej twarz.
- Obiecujesz ? - uniósł brew do góry patrząc w jej oczy podejrzliwie
- Obiecuję - odpowiedziała i namiętnie pocałowała go w usta. - Będziemy musieli powiedzieć rodzicom i to jak najszybciej - dodała po chwili zastanowienia. Prawda jest taka, że panicznie bała się reakcji rodziców Marco, głównie mamy. Zdążyły się już poznać, ale Laura czuła, że rodzicielka jej ukochanego nie jest jej wielbicielkom. Za to jego ojciec jest po prostu wspaniałą osobą, zawsze radosny i pełen energii, od razu go polubiła.
- Boisz się prawda ?
- A ty się nie boisz ? Doskonale wiesz, że Twoja mama za mną nie przepada, jak dowie się o dziecku to mnie znienawidzi.
- Pewnie że się boję - westchnął głośno i jeszcze mocniej przytulił do siebie swoją ukochaną - To chyba normalne, że się boimy. Ale mamy siebie tak ? - spojrzał głęboko w jej oczy - To dla nas nowa sytuacja, ale jestem pewien, że rodzice się ucieszą. - ucałował delikatnie jej głowę.
- Mam nadzieję - głośno wypuściła powietrze ze swoich płuc.
- Uspokój się kochanie

~*~

- Jakie jest Twoje marzenie ? - usłyszała z ust chłopaka, leżąc wtulona w jego ramiona. Zegarek wskazywał godzinę 22, a oni oboje byli już bardzo zmęczeni dniem. Poza tym jutro bardzo ważny dzień, na który koniecznie musieli być wypoczęci.
- Wszystkie moje marzenia się spełniły. Mam wspaniałych rodziców, mam Ciebie i niedługo będziemy mieli dziecko. Nic więcej nie potrzebuje - odpowiedziała podnosząc głowę do góry
- Na pewno masz jakieś marzenie - odparł
- Zawsze chciałam polecieć do USA. Zobaczyć Nowy Jork, albo Miami. Ale nie myślę o tym jak o moim marzeniu, jeśli kiedyś się uda to super, a jeśli nie to trudno i już. - odpowiedziała zgodnie z prawdą opierają głowę o klatkę piersiową Reusa. Lewą ręką głaskała delikatnie jego umięśniony brzuch. - A jakie jest Twoje marzenie ?  - zapytała z uśmiechem
- Moim marzeniem jest, żeby nasze dziecko było zdrowe, a później chciałbym wygrać Ligę Mistrzów  - odpowiedział, a dziewczynie po policzku spłynęła łza, a na ustach pojawił się uśmiech.
- Kocham Cię blondasie - ucałowała go w usta i oboje udali się do krainy Morfeusza.

Laura nie spała już od 6 rano. Krzątała się po kuchni, na blacie stał duży kubek z zieloną herbatą na uspokojenie. Bała się, bardzo się bała reakcji bliskich jej osób. Co jeśli nie zaakceptują ich dziecka, co prawda ma jeszcze Marco, ale życie bez przyjaciół będzie nudne. Usiadła na jednym z krzeseł trzymając oburącz ciepły kubek. Westchnęła głośno i spuściła głowę w dół.
- Zaraz będziesz chora - usłyszała i gwałtownie podniosła głowę. Przed nią stał Marco w niewyjściowej fryzurze i z nieciekawą miną na twarzy.
- Musiałam napić się herbaty - odpowiedziała bawiąc się nerwowo palcami
- Jeszcze wczoraj obiecałaś mi, że będziesz o siebie dbać, a dziś siedzisz w samej piżamie o 6 rano w kuchni. Laura nie bądź nieodpowiedzialna - usłyszała i mało krew jej nie zalała. Właśnie tego w nim nie lubiła. On wie najlepiej i koniec, a w dodatku jest strasznie przemądrzały. Nie miała ochoty na kłótnie, wolała odpuścić.
- Masz rację, przepraszam już idę do łóżka - odpowiedziała odkładając kubek do zmywarki, omijając łukiem chłopaka poszła prosto do sypialni. Ułożyła się na boku i okryła dokładnie pościelą. Zaraz obok niej znalazł się Marco, który zrobił dokładnie to samo. Leżała do niego plecami zastanawiając się nad zdarzeniem sprzed chwili.
- Przepraszam, zbyt mocno zareagowałem
- Masz racje, przesadziłeś
- Wybaczysz mi ?
- A mam inne wyjście ? - odpowiedziała i przewróciła się na drugi bok patrząc w jego oczy. - W końcu będziesz ojcem naszego dziecka - dodała i delikatnie się uśmiechnęła. Ucałowała go w usta i mocno przywarła swoich ciałem do jego.
- Kocham Cię i dla tego tak się o Ciebie troszczę
- Wiem, doskonale o tym wiem. Tylko czasami traktujesz mnie jak małą dziewczynkę, a to jest bardzo męczące.
- Spróbuję się zmienić
- Ta sytuacja od obojgu nas wymaga wielkiego poświęcenia i wielu zmian.
- Mówiłem Ci już, że jesteś wspaniała ? - od razu uśmiech wkradł się na twarz dziewczyny
- Może raz czy dwa - odparła i znów go namiętnie pocałowała - A i jest jeszcze jedna sprawa, a właściwie to dwie
- A więc słucham
- Jutro mam wizytę u lekarza, jeśli chcesz możesz iść ze mną. A po drugie muszę zacząć chodzić na siłownie.
- Po pierwsze z przyjemnością pójdę z Tobą do lekarza, ale po co chcesz iść na tą siłownię ? - zapytał zdziwiony. Miała nienaganną figurę i to bez ćwiczeń. Wiele dziewczyn mogła jej zazdrościć, a ona chce iść na siłownię ?
- Zauważyłeś ile jem ? Po porodzie będę wyglądać jak balon. Nie chce być gruba, a ty będziesz chodził ze mną na tą siłownię - wskazała na niego palcem i zaczęła się śmiać.
- Nie liczy się dla mnie wygląd. Kocham Cię za to jaka jesteś, nie znam drugiej takiej osoby jak ty. Urzekłaś mnie swoją delikatnością, troską o innych i miłością, która od Ciebie bije.
- To piękne co powiedziałeś - wzruszona po słowach chłopaka otarła policzki z łez i ostro wpiła się w jego usta. - Wstawaj zaraz będziemy musieli się zbierać - dodała po chwili zrywając pościel z mężczyzny
- Ale ja nie chce - zajęczał na co oboje zaczęli się głośno śmiać

- Dzień dobry - powiedziała cicho przekraczając próg rodzinnego domu Marco. Od razu poczuła się słabo, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli nie dziś to kiedy ?
- Laura, jak miło Ci widzieć - usłyszała z ust taty Reusa. Uśmiechnęła się do niego serdecznie i mocno przytuliła
- Pana również
- Co u Ciebie synku ? - zapytała gospodyni domu. Krew się gotowała w żyłach dziewczyny, ale nie może się teraz denerwować.
- Mamo, tato - zawołał  siedząc już na sofie w salonie - Mamy Wam coś ważnego do powiedzenia - dodał, a młoda Polka ścisnęła mocniej dłoń Marco.
- Coś się stało ? - ponownie zabrała głos rodzicielka Niemca
- Będziemy mieli dziecko, a wy będziecie dziadkami - wziął głęboki oddech i wypowiedział głośno i wyraźnie te słowa...

~*~
Dzień Dobry !
Jak zwykle to u mnie bywa przychodzę z opóźnieniem.
Wybaczcie mi to, proszę ! :)
Nadal cała drżę po meczu Polka - Niemcy.
Nie mogę w to uwierzyć, że nasi chłopcy pojadą do Tokio. 
Też miałyście takie emocje, jak ja ?

Do następnego ! :) 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział XLV

~*~

- Wierzę Ci - odpowiedziała wydobywając jedną rękę z jego dłoni i przeczesała delikatnie mu włosy - Nie jest mi łatwo tego mówić, bo nigdy się jeszcze tak nie czułam. A teraz ta przerwa dobrze nam zrobi. Odpoczniemy od siebie i mam nadzieję, że za sobą zatęsknimy.
- Ja będę na pewno tęsknił - odparł pewny swego. Patrzył w jej błękitne jak ocena oczy i zastanawiał się, czy może ją pocałować. Cały czas klęczał przed nią trzymając jej dłoń. - Nie chce wyjeżdżać, nie chcę Cię zostawiać samej - wychrypiał.
- To nam dobrze zrobi, zobaczysz - uśmiechnęła się delikatnie i znów przejechała ręką po jego blond włosach. - A po za tym możesz tak przede mną nie klęczeć, dziwnie się czuję - powiedziała po chwili, na co oboje zaczęli się śmiać. Podniósł się z podłogi, biorąc przy tym dziewczyną na swoje silne ręce co wywołało głośny śmiech ze strony Polki - Co robisz wariacie ? - zapytała przerażona, a zarazem mocno rozbawiona.
- Jeśli nie mogę być blisko Ciebie, klęczeć przed Tobą, to biorę Cię na kolana - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy. Bardzo się ucieszył, że Laura mu wierzy i że wywołał uśmiech na jej twarzy. Dziś sobie coś postanowił. Nigdy więcej nie może jej zranić. Ta dziewczyna ma tak ogromne serce, cały czas przebacza mu te wszystkie głupoty. Ale jak długo ona może jeszcze wytrzymać ? Bardzo rzadko daje jej jakiekolwiek prezenty, nie pokazuje jej ile dla niego znaczy w żadnej inny sposób niż przez słowa. Musi to zmienić, bo dziewczyna w końcu nie wytrzyma i go zostawi dla innego, a tego na pewno by nie przeżył. Już teraz nie potrafi sobie wyobrazić co by czuł, gdyby Laurę dotykał inny mężczyzna.

- Do zobaczenia za trzy tygodnie Marco - wyszeptała dotykając jego twarzy, tak jakby starała zapamiętać każdy szczegół. Nie chciała się z nim rozstawać, nie teraz, gdy nosi ich dziecko w swoim brzuchu. Odwiozła go na lotnisko, gdzie wszyscy zawodnicy mieli się stawić na ustaloną godzinę.
- Aż trzy tygodnie - wychrypiał przed jej ustami
- Tylko 21 jeden dni - przytuliła się do niego mocno, jakby bała się, że więcej go nie ujrzy. Było jej bardzo przykro, że musi go zostawić, ale takie jest życie.
- Kocham Cię - powiedział bardzo cicho i namiętnie pocałował ją w usta. Wcześniej tego nie zrobił, chociaż miał wielką ochotę.  
- A ja Ciebie rudzielcu mój - zaśmiała się cicho, tak żeby nikt nie słyszał
- Nie jestem rudy - powiedział obrażony 
- Marco, chodź już - usłyszał głos Piszczka, który cały czas przyglądał się zakochanym
- Mój blondynie - wyszeptała
- Lepiej - przyznał z uśmiechem na ustach, a ze smutkiem w sercu. Nie chciał jej pokazywać, że jest mu ciężko rozstać się.
- Uciekaj już - pocałowała go szybko i odepchnęła od siebie - Trenować mi tam chłopacy, wszyscy - pogroziła im palcem i wszyscy zaczęli się śmiać. - Zwłaszcza ty Mats, bo chyba Cathy dawała Ci za dużo jeść - dodała po chwili, a zawodnicy Borussi wybuchli głośnym śmiechem.
- Dzięki - powiedział obrażony
- Żartowałam Matsik, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz - podeszła do niego i mocno uścisnęła
- Gniewam - odparł obrażony, chociaż ją przytulił i sam zaczął się śmiać.
- No dalej chłopcy, odsunąć się, też chce pożegnać się z moją córką - klasnął energicznie trener żółto-czarnych w dłonie i podszedł do Polki - Pilnuj mamy i Leonka, na siebie też uważaj - powiedział tak, żeby tylko ona słyszała i mocno ją przytulił
- Jasna sprawa - uśmiechnęła się delikatnie - A ty tamtym daj porządny wycisk - wskazała delikatnie głową, tak żeby nikt poza nimi nie zauważył
- Jasna sprawa - powtórzy słowa dziewczyny i po raz kolejny ją przytulił.
~*~

- Co robisz Marianek ? - powiedziała leżąc na łóżku do telefonu
- Właściwie to nic - odparł głośno się śmiejąc na słowa dziewczyny
- Może przyjedziesz do mnie ? Nudzi mi się. Obejrzymy jakiś film. - zapytała z nadzieją w głosie. Cały tydzień siedziała na tyłku w domu. Rozmawiała z mamą i bawiła się z braciszkiem, ale ile można. Cały czas utrzymywała kontakt z Marco, dużo rozmawiali przez telefon, albo na Skypie. Ale to nie to samo. Tęskni za jego namiętnym pocałunkiem, za jego silnym uściskiem, po prostu brakuje jej jego obecności.
- Już lecę, włączaj Szklaną Pułapkę
- Zwariowałeś ?
- Nie, dlaczego ?
- Nie chcę tego oglądać
- To znak, że te Humorki Ciążowe Ci się załączyły. Wcześniej lubiłaś ten film - powiedział po czym zaczął głośno się śmiać - Włącz to na co masz ochotę - dodał po chwili
- Grabisz sobie mój przyjacielu - odpowiedziała i sama zaczęła się śmiać. Rozłączyła połączenie i zaczęła szukać jakiegoś ciekawego filmu. Nim zdążyła wybrać coś interesującego Goetze był w jej pokoju z lodami i czymś do picia. - Jesteś jednak mądrzejszy niż mogłoby się wydawać - zaśmiała się głośno.
- Grabisz sobie mój przyjacielu - powtórzy słowa, które usłyszał od dziewczyny i oboje zaczęli się śmiać. Oboje ułożyli się wygodnie na łóżku dziewczyny i zaczęli rozmowę. - Jaki film wybrałaś ? - zapytał zerkając na dziewczynę, która pałaszowała lody o ulubionym smaku.
- Nie wybrałam, może obejrzymy polski film ? - zaproponowała
- Nie umiem czytać po polsku, a co dopiero film oglądać. - odparł
- Włączymy napisy - dopowiedziała
- Więc co to za film ?
- Listy do M. taki świąteczny
- Świąteczny film na koniec lipca, pewnie - powiedział i znów zaczęli się śmiać. Właśnie to uwielbiała w Mario, zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Cieszyła się, że ma w nim przyjaciela. Bez niego świat byłby szary i nudny.
- Spodoba Ci się, obiecuję - podniosła do góry dwa palce, na wzór harcerza z powagą na twarzy.

~*~

Mario wrócił do Bayernu, więc tym bardziej dziewczynie nie było łatwo. Czuła się samotna, miała właściwie tylko Mamę przy sobie, ale to i tak nie to samo co Marco, Mario, Erik czy Kuba. Bo to czwórka osób, którym ufała bezgranicznie. O każdej porze dnia i nocy wiedziała, że może do nich zadzwonić i prosić o pomoc. I właśnie za to była im bardzo wdzięczna. Dni mijały jej bardzo wolno, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Najwięcej czasu poświęcała Leonkowi, który był dla niej oczkiem w głowie. Właśnie siedziała na tarasie ze szklanką wody, a jej brat leżał obok w swoim wózku. Ewa poszła na zakupy.
- Co powiesz na spacer brzdącu ? - zapytała zaglądając do małego - Może przejdziemy się na Idunę ? - znów na niego zerknęła - Tam Cię chyba jeszcze nie było - dodała na koniec i delikatnie się uśmiechnęła. Miała na sobie shorty, koszulkę, więc na stopy założyła trampki i oboje wyszli z domu. Z ich domu było 15 minut spaceru na stadion, więc chwila moment i byli na miejscu. Pogoda była idealna, nie było bardzo gorąco. Słońce świeciło, ale zawiewał przyjemny, chłodny wiatr, który umilał każdemu ten dzień. Będąc już na miejscu dziewczyna wzięła małego chłopca na swoje ręce i oboje weszli na stadion. Będąc na Żółtej Ścianie Laura usiadła na jednym z miejsc i wzięła brata na kolana. Iduna wyglądała dziś niesamowicie, promienie słońca padała wprost na murawę. To miejsce miało swój charakter, każdy fan piłki nożnej powinien odwiedzić to miejsce. - Wiedziałam, że Ci się spodoba - powiedziała cicho widząc uśmiech na twarzy chłopczyka. - Mam nadzieję, że kiedyś będziesz tutaj grał - dodała po chwili i delikatnie ucałowała go w policzek

~*~ 

- Otworzysz mamo ? - zapytała siedząc przed laptopem w salonie. Leonek zasnął przed chwilą, więc miała chwilę czasu dla siebie. Usiadła przed monitorem i weszła na różne portale społecznościowe. Nie lubiła odwiedzać takich miejsc, ale dawno jej tam nie było. Dowiedziała się kilku interesujących faktów np. że dwójka znajomych z jej klasy, z liceum, którzy się wprost nienawidzili są razem. Tęskniła z Polską, za Gdańskiem. Zerknęła na ogromny obraz Borussi Dortmund na ścianie i sama się do siebie uśmiechnęła. Była dumna, że ma wokół siebie tak wspaniałe osoby. Dziś miał wrócić Marco, na samą myśl o nim uśmiech wkradł się na jej twarz. Chociaż z drugiej strony była przestraszona faktem, że musi mu powiedzieć o dziecku. Mario wielokrotnie zapewniał ją, że Reus na pewno będzie chciał tego dziecka. A co jeśli nie ? Co wtedy zrobi ? Przecież dziecko mogłoby zrujnować jego karierę, która z każdym dniem coraz bardziej się rozwijała. Mogłoby być dla niego jakimś obciążeniem, jakimś hamulcem na dalsze plany.
- Ktoś do Ciebie - usłyszała głos swojej mamy i
zerknęła przez ramie na osoby stojące za nią.
Jej rodzicielka przytulała się do swojego
ukochanego. Uśmiechnęła się na ich widok, ale
jeszcze bardziej ucieszyła się na widok Marco.
Stał z nieułożonymi włosami, w luźniej koszulce, z uśmiechem na twarzy. Był wyraźnie
zmęczony,ale nawet to nie zniechęcało go do
zobaczenia młodej Polki. Od razu podbiegła do niego, a on chwycił ją w swoje silne ramiona. Poczuła się kochana, poczuła się bezpieczna. Spojrzała w jego zielone tęczówki, które świeciły się jak dwa małe lampioniki, były przepełnione miłością i szczęściem. Zbliżyła swoje usta do jego i złożyła na nich pocałunek. Pocałunek, który wyrażał więcej niż tysiąc słów, wyrażał przede wszystkim miłość i tęsknotę.
- Marco - wyszeptała odrywając się od jego malinowych ust.
- Chodźmy do mnie, chce się Tobą nacieszyć - uśmiechnął się delikatnie odstawiając dziewczynę na podłogę. Nic nie odpowiedziała, tylko z uśmiechem pokiwała głową.
- Cześć tato - podeszła do trenera żółto-czarnych i mocno go przytuliła. Jego też jej brakowało, w domu nie było już tak dużo śmiechu bez niego. Dobrze, że już jest - pomyślała.
- Cześć słoneczko - ucałował ją w głowę jak małą dziewczynkę. Chociaż nie był jej biologicznym ojcem, kochał ją jak swoją córkę.
- Jadę do Marco - powiedziała wychodząc za rękę z chłopakiem. Wsiedli do samochodu i odjechali. - Jesteś pewnie bardzo zmęczony, niepotrzebnie jadę do Ciebie. Powinieneś odpocząć - powiedziała trzymając kurczowo jego dłoń. Siedzieli w samochodzie, który prowadził blondyn.
- Nawet nie żartuj. Chcę się Tobą nacieszyć - odpowiedział i delikatnie pocałował ją w usta.

Usiedli wtuleni w siebie na kanapie. Chłopak wziął prysznic, przebrał się w dresy i przyszedł do dziewczyny. To prawda był trochę zmęczony podróżą i treningami, ale najważniejsze dla niego było to, żeby zobaczyć i być z ukochaną, która siedziała w salonie i jak się okazało jadła ogórki konserwowe. Widząc młodą Polkę zaczął się głośno śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - zapytała obrażona odwracając głowę w drugą stronę
- Z Ciebie, głuptasie. Aż taka głodna byłaś ? - zapytał siadając obok.
- Nie po prostu złapała mnie ochota na ogórki, masz z tym jakiś problem ? - odpowiedziała z pełnymi ustami. Oboje zaczęli się śmiać. - Marco, a czy Ty chciałbyś mieć kiedyś dzieci ? - zapytała trzymając jego dłoń, a głowę opierając o klatkę piersiową.
- Pewnie, że bym chciał. A dlaczego pytasz ?
- Tak po prostu, byłam ciekawa - odpowiedziała
- A ty chciałabyś mieć ze mną dzieci ? - spojrzał na nią z uśmiechem na ustach. Dziewczyna podniosła się z kanapy i stanęła na przeciwko chłopaka. Serce jej drżało jak szalone, nie wiedziała co ma zrobić i jak to powiedzieć. Bała się, że Marco nie będzie chciał tego dziecka i nie będzie chciał jej.
- Pewnie, że chcę - odpowiedziała i poszła do kuchni. Spanikowała, nie mogła z siebie tego wydusić. Próbowała, ale brakło jej słów, nie miała pojęcia co powiedzieć. - Chcesz coś do pica ? - krzyknęła z kuchni nalewając do szklani wody.
- Wody - odpowiedział głośno
- Wiedziałam - powiedziała pod nosem i uśmiechnęła się delikatnie. Wzięła z zamrażarki lody, sama nie wiedziała co się z nią dzieje. Przyniosła dwie szklanki wody i całe pudełko lodów, oczywiście truskawkowych. 
- Dobrze się czujesz ? - zapytał na widok dziewczyny - Może ty jesteś chora. Najpierw ogórki teraz lody, co następne ? - spojrzał na jej minę i zaczął się śmiać
- Ty wiesz - odpowiedziała - Zaraz Ciebie zjem - uśmiechnęła się delikatnie, chociaż tak na prawdę nie było jej do śmiechu.
- Co się dzieje ? - zapytał - Jesteś jakaś inna - podszedł do niej i spojrzał w jej oczy, obejmując ją w pasie
- Nic - odparła patrząc w podłogę
- Nie kłam mnie, proszę - odpowiedział smutny siadając na kanapie. Usiadła obok niego i złapała się za brzuch. Poczuła, że jeśli nie teraz to nigdy. Pogłaskała swój jeszcze płaski brzuch i delikatnie się uśmiechnęła. Reus siedział z głową w swoich dłoniach.
- Nic się nie stało, po prostu - urwała na chwilę by wziąć głęboki wdech powietrza do swoich płuc - Po prostu będziesz tatą - dodała po chwili z uśmiechem patrząc na reakcję chłopaka, który na te słowa podniósł gwałtownie głowę do góry...

~*~

Witam Was serdecznie w Nowym roku.! :) 
I od razu przepraszam za to, że się nie wyrobiłam.
Ale ten weekend był dla mnie i dla bliskiej mi osoby jednym z ważniejszych w życiu.
Nie miałam czasu na nic. Wybaczcie mi ! <3
Dopiero w następnym rozdziale dowiecie się jak zareaguje Marco.
Do następnego.

Buziaki ! :* 

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział XLIV

- I co ? - zapytał widząc jej minę - No powiedz coś... - zawołał po chwili.


~*~

- Dwie kreski - odpowiedziała siadając powolnie na kanapie
- Dwie kreski, dwie kreski przecież ja nie wiem co to znaczy - odparł. Czuł straszne zdenerwowanie, co oznacza dwie kreski. Miał pewne przeczucia, ale wolał usłyszeć to od niej.
- To znaczy, że noszę pod serduszkiem dziecko Marco - powiedziała zgodnie z prawdą, łapiąc się przy tym za brzuch i delikatnie go głaskając.
- O Matko - Erik wziął głęboki wdech i usiadł obok. - Powiesz mu ? - zapytał po chwili
- Nie wiem - usłyszał
- Ale jak to ?
- Muszę to przemyśleć.
- Moim zdaniem o musi wiedzieć i to jak najszybciej
- Nie wiem - jęknęła
- Doskonale wiesz, że mam racje - powiedział z delikatnym uśmiechem - Kiedy pójdziesz do lekarza ? - zapytał po chwili
- Dobrze, że mi przypomniałeś, zaraz zadzwonię. Mogę mieć do Ciebie jeszcze jedną prośbę ? - zapytała nie pewnie spoglądając kątem oka na chłopaka, który siedział obok.
- Wal śmiało - chwycił jej dłoń i delikatnie uścisnął w geście dodanie otuchy. Była mu bardzo wdzięczna, pewnie gdy nie on teraz robiłaby jakąś głupotę. A teraz to maluszek jest najważniejszy.
- Czy mogłabym tu zostać do momentu, gdy nie wyjedziecie na obóz ? Przyjeżdża do mnie Mario, chociaż jeszcze nic nie wie na ten temat. Gdy wybiegłam od Marco zadzwoniłam do niego, prosiłam, żeby przyjechał. Mówił, że może będzie jeszcze dzisiaj. Wiesz, on ma kontuzje i nie jedzie na obóz. Dzięki niemu nie będę czuła się samotnie. - mówiła spokojnie i pewnie. Czuła ogromne wsparcie ze strony przyjaciół i rodziny, tylko najbardziej żałowała, że nie ma teraz przy niej Marco.
- Jeszcze się głupio pytasz. Oczywiście, że możesz tu zostać. Tak samo Goetze. Miejsca wam powinno wystarczyć. - uśmiechnął się delikatnie. Za to dziewczyna przytuliła się do niego. Rozmawiali dalej oglądając film pt. "Szybcy i Wściekli 5 ". Oboje uwielbiali ten film, przy okazji wcinali pyszne lody truskawkowe. - Laura, Marco dzwoni - zawołał gdy zauważył zdjęcie blondyna na ekranie swojego telefonu.
- Odbierz śmiało - odparło, próbując ukryć zaniepokojenie na swojej twarzy

- Marco ?
- ...
- Uspokój się. Powiedz co się stało.
- ...
- Tak. Gdzie teraz jesteś ?
- ...
- Zaraz tam będę, a ty się nie ruszaj
- ...
- Okej. 

- Erik co się stało ? - zapytała wyraźnie przestraszona, z tego co usłyszała z ich rozmowy
- Marco jest kompletnie zalany. Pójdziesz tam ze mną ? - spojrzał na nią. Zauważył, że dziewczyna się waha, ale czego nie robi się dla ludzi, których się kocha ? - Proszę. Tylko ty jesteś w stanie przemówić mu do rozsądku.
- Gdzie on jest ?
- W domu - odpowiedział zakładając bluzę na plecy
- Chodźmy - wydusiła ze swoich ust Polka.
- Ubierz się, teraz musisz nie tylko dbać o Siebie, ale i o młodego piłkarza - rzekł i uśmiechnął się na dodanie sił dziewczynie. Sama uśmiechnęła się na słowa przyjaciela i przewróciła teatralnie oczami. Ubrała swoją, a właściwie bluzę Marco i oboje wybiegli z mieszkania Durma. Laura biegnąc do domu, który by oddalony maksymalnie 300m od domu Erika czuła, że serce zaraz wskoczy jej z piersi. Bała się co zobaczy u Reusa w mieszkaniu. A co jeśli tam nadal jest Caro ? Tego chyba by nie zniosła. serce pękłoby jej w pół. Pierwszy wszedł lewy obrońca żółto-czarnych, a zaraz za nim dziewczyna. Odetchnęła z ulgą widząc pijanego Marco z butelką w dłoni, który siedział samotnie na kanapie. - Co ty najlepszego wyprawiasz ? - zapytał głośno Erik
- Laura, ona mnie zostawiła wiesz ? Chyba mi nigdy tego nie wybaczy. Bo wiesz spała tu cholera jasna, aż mi to przez gardło nie chce przejść - urwał na chwilę i wziął łyk jakiegoś alkoholu - Caro, usiadła mi na kolanach, a ja nie zdążyłem jej powiedzieć, że ma się odczepić. Weszła najpiękniejsza, najwspanialsza osoba tej Ziemi i zobaczyła to. Jestem na siebie tak wściekły.
- A co z Caro ? - wtrącił Durm siedząc obok na kanapie, Laura stała za nimi i bacznie się mu przysłuchiwała
- Wybiegłem za Laurą, ale uciekła mi. Jak tylko wróciłem wyrzuciłem ją z domu. Nigdy więcej nie chce oglądać jej twarzy. Widzisz, nawet teraz czuję jej perfumy. - zaśmiał się przez chwilę
- Bo tu jestem - wyszeptała
- Co ? - zapytał zdziwiony
- Jestem tu Marco - powtórzyła głośniej
- Laura - wrzasnął podskakując z kanapy - Co ty tutaj robisz ? - zapytał stając przed nią. Nie dał nawet odpowiedzieć jej na pytanie. - Proszę wybacz mi. Jestem taki naiwny, nie mogę Cię stracisz słyszysz, nie mogę - powiedział przerażony padając na kolana przed dziewczyną
- Wstań i idź się położyć, porozmawiamy jutro albo jak wrócisz z obozu. - chwyciła go za ręce i patrzała prosto w oczy. Miała ochotę powiedzieć mu o tym, że za 9 miesięcy będzie ojcem, ale stwierdziła, że zrobi to dopiero po obozie. Teraz musi skupić się na piłce.
- Jutro, proszę. Spotkajmy się jutro. - wydukał, - Błagam
- Dobrze, spotkajmy się jutro.
- Obiecujesz ? - zapytaj chcąc się upewnić
- Obiecuję, a teraz chodź się położyć - chwyciła jego dłoń i ruszyła na górę. Położyła go ostrożnie na łóżku i zdjęła najpierw skarpetki, co nie było dużym problem. Później wzięła się za koszulkę z którą było już gorzej, a żeby zdjąć mu spodnie musiała pójść po Durma. Sama nigdy w życiu by się z tym nie uporała. Erik zszedł na dół, żeby trochę posprzątać dom.
- Kocham Cię Laura - usłyszała głos Marco, mówił przez sen. Uśmiechnęła się na te słowa.
- Ja Ciebie też. Zwłaszcza, że będziesz tatą naszego dziecka - wyszeptała mu przy uchu, tak żeby go nie zbudzić. Delikatnie ucałowała w czoło, dokładnie okryła kołdrą i wyszła z pomieszczenia. - Idź do domu, ja zaraz przyjdę. Trochę posprzątać tu trochę, bo jest straszny Syf - uśmiechnęła się widząc prawie śpiącego Durma na kanapie.
- Dobrze - ziewnął i wyszedł z mieszkania.

~*~

- Mario - zawoła zaspana widząc ukochanego przyjaciela nad głową. Przetarła zaspane oczy i rozejrzała się dookoła. Spała na kanapie w salonie u Marco. - Cieszę się że jesteś - powiedziała a po policzku spłynęła jej łza. Przyjaciel mocno ją mocno przytulił.
- Chodźmy gdzieś porozmawiać w ciche miejsce - uśmiechnął się
- Nie boisz się, że Cię ktoś spotka i zwyzywa - zapytała z uśmiechem, nalewając w kuchni do szklani wodę.
- Przywykłem - uśmiechnął się krzywo. Oboje poszli do góry zajrzeć do Marco. Spał na łóżku rozwalony. Dziewczyna położyła na szafce wodę i leki na ból głowy i wyszli. Laura pojechała szybko do domu się wykąpać i przebrać. Wspólnie z Mario usiedli w małej kawiarence, zamówili kawę i zaczęli długą rozmowę. Młoda Polka opowiedziała dokładnie to co zdarzyło się przez ostatnie dni, pomijając fakt dziecka.
- Nie wierzę w to co usłyszałam - powiedział zawodnik Bayernu
- A jednak, ciężko mi wiesz ? Nie wiem czy jestem wstanie dziś porozmawiać z Marco, ale mu obiecałam więc muszę dotrzymać słowa.
- Masz rację, musisz.
- Jeszcze jest jedna bardzo, ale to bardzo ważna sprawa.
- Co może mi jeszcze powiesz, że Reus zmajstrował dziecko - zaśmiał się sarkastycznie chłopak, a dziewczynie zrobiło się gorąco. Nic nie odpowiedziała, cały czas patrzała na chłopaka, który się śmiał. Czekała, aż się zorientuje, że to prawda. W pewnym momencie przestał się śmiać i spojrzał przestraszoną miną na blondynkę siedzącą przed nim - Nie mów mi, że to prawda - wydukał
- Idę dziś do lekarza. Od tygodnia wymiotuję, Durmi pacnął wczoraj, żebym zrobiła test. No i zrobiłam. Wyszedł pozytywnie. - odpowiedziała spokojnie. Nadal nie dochodziło do niej to, że będzie matką. Ale z każdą chwilą coraz bardziej oswajała się z tą myślą.
- O matko nie wierzę - wziął głęboki wdech, a po chwili głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Uwierz, Marco będzie miał potomka - uśmiechnęła się delikatnie, wyobrażając sobie jak blondyn uczy ich dziecko grać w piłkę w ogrodzie za domem, a ona leży na leżaku i przygląda się im.
- O Matko - powtórzył - Gratuluję - wyszczerzył się szeroko i mocno uściskał ją. - Na prawdę nadal do mnie to nie dociera.
- Do mnie chyba też nie, zwłaszcza, że noszę je pod swoim sercem. To na prawdę wspaniałe uczucie. - znów się uśmiechnęła - I proszę nic nikomu ani słowa, chcę powiedzieć Marco jak wróci z obozu.
- Dlaczego nie dziś ? - zapytał zaskoczony
- Teraz powinien skupić się na treningu, a poza tym muszę to wszystko przemyśleć.
- A rodzice wiedzą ?
- Nie, chcę im powiedzieć wspólnie z Marco. O ile on będzie chciał to dziecko.
- Żartujesz prawda ? - uśmiechnął się, a Laura zdziwiona spojrzała na niego - Odkąd jesteście razem co chwilę mówi mi, jak bardzo chce mieć z Tobą dziecko. Chciałbym zobaczyć jego minę
- Spokojnie nagram go - odpowiedziała po czym oboje głośno się zaśmiali - Na ile zostajesz ?
- Myślę, że jakiś tydzień
- Odwieziesz mnie ? - zapytała - Mam wizytę u lekarza za półtorej godziny i muszę się spotkać z Marco, co będzie pewnie niemałym wyzwaniem - wyjaśniła
- Pewnie

~*~

Większość wolnego czasu spędziła w domu na zabawie z Leonkiem, któremu przez ostatni tydzień mało poświęcała swojego czasu i rozmowie z rodzicami. Dokładnie im wszystko wyjaśniła, lecz nie wspomniała, że za kilka miesięcy i ona będzie matką.
- A co z Marco ? - zapytała mama karmiąc synka
- Wczoraj był kompletnie pijany, płakał, że go zostawiłam. A dziś mamy się spotkać. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - A właśnie muszę uciekać - dodała po chwili patrząc na zegarek
- Powodzenia kochanie - usłyszała od mamy
- Nie dziękuję - krzyknęła i wyszła z domu. Pierw pojechała do lekarza, który potwierdził jej przypuszczenia.
- Gratuluję Pani, to pierwszy tydzień - usłyszała od starszej Pani doktor, która była bardzo sympatyczną osobą
- Dziękuję, Pani Doktor - odpowiedziała z ogromny, szczerym uśmiechem.
- Tatuś już wie ?
- Jeszcze nie, chciałam się upewnić.
- Rozumiem. Więc do zobaczenia za miesiąc
- Do zobaczenia.
Był to dopiero pierwszy tydzień, ale dla niej to nie jakaś Fasolka. To małe dzieciątko, które już jest dla niej najważniejsze. Po wizycie w klinice ruszyła do domu Marco, bo tam byli umówieni. Zapukała delikatnie w ciemnobrązowe drzwi, z których wyłonił się mocno skacowany blondyn.
- Dziękuję, że chciałaś się ze mną spotkać - usłyszała siedząc na przeciwko niego - Chcesz coś do picia ? - zapytał po chwili
- Sok - odpowiedziała. Czuła się jakby była na pierwszej randze. Ręce jej drżały, a serce mocno biło.
- Laura, wiem, że to co widziałaś - przerwał na chwilę i złapał się za głowę - To nie było tak jak myślisz, przysięgam. Ona usiadła mi na kolanach chciałem jej powiedzieć, że ma zejść, a Ty akurat weszłaś. Nic mnie z nią nie łączy, na prawdę. Nie zraniłbym Cię. - mówił drżącym głosem. Był tak cholernie zdenerwowany, że nawet się jąkał co nigdy mu się nie zdarza. Zawsze był pewny siebie i wiedział co chce powiedzieć. Tym razem było inaczej. - Powiedz coś - dodał po chwili. Wstał i podszedł do dziewczyny klękając na mnie.
- Bardzo mnie to zraniło, poczułam się jak szmata, którą chcesz się tylko pobawić - wydusiła z siebie. Wczorajszego wieczoru na prawdę tak się czuła. I pewnie gdyby nie Erik, upiłaby się jak Marco. A to poważnie mogło zagroził zdrowiu ich dziecka.
- Błagam nie mów tak. - rzekł biorąc w swoje silne dłonie, jej małe ręce - Proszę wybacz mi - spojrzał w jej oczy i zrozumiał, że to kobieta z którą chce spędzić resztę życia...

~*~

Witam  !
Specjalnie dla Was dziś pojawia się rozdział.
Bardzo chciałam złożyć Wam życzenia w Wigilię.
Znalazłam chwilę czasu między sprzątaniem i gotowaniem, żeby wpaść do Was.
Z całego serca życzę Wam spokojnych, szczęśliwych, spędzonych z najbliższymi osobami Świąt Bożego Narodzenia. Żeby spełniły się Wasze marzenia, życzę Wam, żeby Mikołaj przyniósł to czego sobie zażyczyliście i oczywiście udanego sylwestra ! :) A w Nowym Nadchodzącym Roku mnóstwo uśmiechu na twarzy, spełnienia marzeń i żebyście przeżyli go tak jak Sobie zapragniecie.
Z całego serducha dziękuję, że jesteście ze mną.!
Bez Was nie byłoby NAS ! <3
Wesołych Świąt.
I do usłyszenia już niedługo.

Buziaki. :* 

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział XLIII

~*~

- Możesz tu zamieszkać, ale za tydzień Cię tu nie ma i nigdy więcej się nie zjawisz - odpowiedział, a dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem - Nie mam zamiaru narażać mojego związku z Laurą - dodał szybko, rozjaśniając wszelkie pytania w głowie blondynki
- W porządku - znów zrobiła tą minę, której nie znosił Marco. Wiedział, że gdy ją robi sprawia jej tym samym ból. Ale teraz to nie ona jest najważniejsza, to młoda Polka jest jego całym światem
- Zaprowadzę Cię do pokoju - chwycił w dłonie jej walizki i powędrował na górę. Uchylił ciemne drzwi i wprowadził dziewczynę do pięknego pokoju. - Rozgość się - dodał i wyszedł z pomieszczenia. Powędrował na dół do swojej ukochanej, ponieważ byli umówieni. - Co robisz ? - zapytał widząc naburmuszoną minę Laury. Opał się o ścianę i założył ręce na klatkę piersiową, bacznie przyglądając się jej minie
- Marco, coś mi tu nie gra - westchnęła, spojrzał na nią pytającym wzrokiem, nie przerywając jej - Powiedziała Ci że nie ma pieniędzy tak ? - zapytałam, na co on bez słowa pokiwał głową - Ma świeżo pofarbowane włosy, pomalowane paznokcie - zaczęła - mało tego, zapomniała chyba oderwać metkę od sukienki. Wiesz ile kosztowała ? - Tym razem nie czekała na jego odpowiedź, kontynuowała swoją wypowiedź wstając przy tym z kanapy - 1100 Euro. Ta sukienka jest od jakiegoś Giorgio Armaniego czy Bóg wie od kogo. Kłamała jestem tego pewna - dodała na koniec
- Mi się wydaje, że najzwyczajniej w świecie jesteś zazdrosna - odparł podchodząc powoli do niej i mocno ją obejmując. Słysząc te słowa dziewczyna głośno się zaśmiała
- Żartujesz prawda ? - zapytała, czując jak się rumieni na policzkach
- Skarbie rumienisz się, to znaczy, że jesteś o mnie zazdrosna - poruszał brwiami i zaczął się śmiać
- Wcale nie jestem
- Jesteś, nie oszukasz mnie
- Nie jestem zazdrosna o kogoś takiego
- Ja na prawdę Ci się nie dziwę, na Twoim miejscu też bym był - śmiał się głośno. Wziął dziewczynę na ręce i rzucił delikatnie na kanapę, przylegając do niej swoim ciałem
- Jesteś głupi wiesz ? - mówiła, głośno się śmiejąc
- Jak mnie nazwałaś ? - zapytał "oburzony". Zaczął na początku delikatnie, a z każdą chwilą mocniej łaskotać dziewczynę po brzuchu. Czuł jak mocno wije się pod jego ciałem.
- Żartowałam - mówiła głośno dysząc i śmiejąc się jednocześnie - Błagam przestań - jęczała
- Przeproś i powiedz jak bardzo mnie kochasz - spojrzał na nią i sam zaczął się głośno śmiać
- Przepraszam
- I?
- Tak jestem o Ciebie zazdrosna, bo cholernie Cię kocham - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Marco przestał. Usiadł na kanapie i wziął dziewczynę na swoje kolana.
- Po prostu mi zaufaj. Nie mógłbym Cię skrzywdzić. - delikatnie muskał dłonią, jeszcze delikatnie zaczerwieniony policzek dziewczyny. - A po za tym tak cholernie Cię kocham, że nie wiem jak bez Ciebie wytrzymam na tym obozie przygotowawczym - westchnął głośno, wyraźnie zasmucony tym faktem. Nie chciał jej opuszczać, a zwłaszcza, że to aż 3 tygodnie rozłąki.
- Za ile wyjeżdżasz ? - zapytała smutna, widać było, że i ona jest zasmucona tym faktem.
- Za 8 dni
- To znaczy, że mam Cię tylko na wyłączność przez jeden dzień - przeczesała włosy na jego głowie dłonią. Na chwile przymknął oczy, czując jej dotyk. Uwielbiał gdy to robiła. Bardzo pomagało mu się to rozluźnić.
- Masz mnie na wyłączność przez te 8 dni, przecież jestem Twój - wyszeptał przed jej ustami a po chwili złączył je ze swoimi.
~*~

- Macie może płatki bezglutenowe ? - zapytała wchodząc do salonu. Na dźwięk jej głosu Laurze zrobiło się gorąco, jak ma ją polubić, skoro jest tak natrętna i bezwstydna ? To chyba nie jest możliwe - Przepraszam, nie chciałam Wam przeszkadzać - zasłoniła dłonią usta
- W porządku - odparła dziewczyna - Płatki znajdziesz w pierwszej szafce przy lodówce, a mleko migdałowe w lodówce - dodała szybko, żeby jak najszybciej spławić dziewczynę z salonu
- Dziękuję - odpowiedziała i grzecznie wyszła.
- Zbierajmy się, bo za 30 minut mamy być w szpitalu - usłyszała głos ukochanego
- A było tak fajnie - jęknęła wstając z kolan chłopaka i kierując się na górę. Przebrała się w lepsze ubrania, rozczesała włosy, na usta nałożyła odrobinę błyszczyku i była gotowa do wyjścia. Zeszła na dół, gdzie w kuchni czekał już na nią Marco, niestety nie sam. Stał na przeciwko " Pani Jędzy ", która siedziała na blacie kuchennym w króciutkiej sukience, z rozłożonymi nogami jakby była facetem, tak że bieliznę było jej widać. Znów poczuła ogromny napływ złości. - Już możemy iść kochanie - przerwała ich rozmowę opierając się o ścianę i zarzucając gniewnie ręce na klatkę piersiową
- To chodźmy - odwrócił się zaskoczony i spojrzał na niewesołą minę dziewczyny - Cześć Caroline - dodał i biorąc dziewczynę za rękę wyszli z pomieszczenia.
- Nie wytrzymam chyba tego tygodnia - powiedziała sama do siebie
- Coś mówiłaś ? - zapytał Marco zakładając buty
- Nie - uśmiechnęła się delikatnie, a po chwili pocałowała namiętnie Marco w usta i odwróciła się w stronę blondynki, patrząc triumfalnie na nią.

~*~

- Chłopacy już są na oddziale, chodźmy do nich - powiedział chłopak wysiadając z samochodu. Dziewczyna poszła w jego ślady i również opuściła pojazd. Stanęła i spojrzała na swoje buty. - Co się stało ? - zapytał zaniepokojony podchodząc do swojej ukochanej
- Boję się tam wejść, nie wiem czego mam się spodziewać. Chyba nie dam rady tam wejść - odpowiedziała cicho, a po policzku spłynęła jej samotna, słona łza
- Spokojnie - odpowiedział i wytarł delikatnie łzę z policzka - Będę cały czas przy Tobie, jeśli będziesz chciała wyjść do po prostu wyjdziemy - dodał po chwili i przytulił ją do siebie. Nic nie odpowiedziała, tylko pokiwała głową i ruszyli do szpitala. Już po chwili weszli na oddział onkologii. Gdy tylko do jej nosa dotarł ten typowy "Szpitalny" zapach, zrobiło jej się słabo, ale nie chciała pokazać tego blondynowi. Dookoła było mnóstwo żółto-czarnych barw, Witali się z każdym zawodnikiem Borussi. Dzieciaki były szczęśliwe, na prawdę szczęśliwe. Z ich twarzy nawet na chwilę nie znikał uśmiech, wręcz przeciwnie, promienieli, zachowywali się jakby kompletnie nic im nie było. Marco z jednej strony trzymał dłoń ukochanej, a w drugiej trzymał ogromną siatkę z prezentami dla Tima, były to głównie zabawki od Laury, ale też koszulka od Reusa. Weszli do sali i od razu poznali dziewczynkę, która siedziała przy łóżku swojego braciszka, a obok stali rodzice. Oboje poczuli jak zakuło ich serce.
- Laura ! - krzyknęła głośno i przybiegła do dziewczyny rzucając się jej na ręce
- Cześć Mia - zaśmiała się wesoło i przytuliła ją do siebie
- Ale się cieszę, że przyszliście - dodała stojąc już na swoich nogach - Tam leży Tim - wskazała dyskretnie paluszkiem, na chłopca bez włosów na głowie, bez brwi i rzęs, ale za to z ogromnym i pięknym uśmiechem
- Cześć Tim - zawołał Marco podchodząc do łóżka - To prawda, że jesteś fanem Borussi ? - zapytał z uśmiechem witając się z chłopcem
- Tak, uwielbiam was - odpowiedział dumnie chory chłopiec
- Jestem Marco
- Tak wiem, jesteś moim ulubionym piłkarzem razem z Aubameyangiem, Piszczkiem i Kubą. - znów to zrobił. Był szczęśliwy, a zarazem dumny z tego komu kibicuje.
- Proszę to dla Ciebie, mam nadzieję że Ci się spodoba - dodał blondyn podając prezent
- Dziękuję, nie musiał Pan - usłyszał z ust chłopca. Jeszcze nikt w szpitalu nie powiedział do niego takich słów. Zrobiła mu się ciepło na sercu
- Cześć Timi, jak się masz ? - zapytała tym razem Laura stojąc obok Marco
- Cześć, bardzo dobrze, dziękuję - usłyszała
- Opowiedz nam coś o sobie, bo jestem bardzo ciekawa - rzekła Polka siadając na krzesełku obok szpitalnego łóżka

~*~

- Marco ten chłopiec jest wspaniały. Raz mało nie odszedł z tego świata, jest taki skromny, pełen nadziei i radości. Widziałeś jak na Ciebie patrzał ? Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam - mówiła blondynka wysiadając z samochodu, przed domem chłopaka. To co zastała w szpitalu przeszło jej oczekiwania. Te dzieci, które tak bardzo skrzywdziło życie wcale tego nie pokazywały. Był prze szczęśliwe widząc piłkarzy Borussi Dortmund, a nawet na jej widok. Między czasie Laura młodszym dzieciom czytała książki i opowiadała jak to jest na Meczu.
- Widziałem, a wiesz co Ci powiem ? Miałaś taką samą minę jak mnie pierwszy raz ujrzałaś - odpowiedział jej i zaczął się głośno śmiać
- Głupek - sama zaśmiała się na tą myśl i uderzyła go delikatnie w ramie
- Byłem pewny, że Ci się spodoba - dodał po chwili - Jestem z Ciebie dumny - wypowiadając te słowa, sprawił, że wielki uśmiech wkradł się na jej usta.
- Kocham Cię wiesz ? - uśmiechnęła się delikatnie i przeczesała mu włosy dłonią.
- Wiem, a ja Ciebie - odpowiedział jej zgodnie z prawdę i namiętnie pocałował.
- Chodźmy, bo jestem głodna jak wilk - wypowiedziała z uśmiechem, który znikł po otworzeniu drzwi do domu. - Do jasnej cholery ! - krzyknęła głośno widząc co się dzieje w środku
~*~

- Caroline co ty robisz ? - zapytał równie zirytowany Marco widząc mnóstwo osób w jego domu i słysząc głośną muzykę.
- Przepraszam Kocurku - śmiała się wesoło dziewczyna podbiegając do chłopaka i zarzucając mu ręce na szyję - Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz - na chwilę urwała słowo - Z nią - dodała po chwili patrząc gniewnie na blondynkę
- Kochaniutka ! - wrzasnęła głośno Laura - Czego nie rozumiesz, że masz trzymać się od Marco z daleka ? - zapytała wściekła odsuwając ją równocześnie od chłopaka
- Bo co mi zrobisz ? - zaśmiała się znów podchodząc do chłopaka
- Caroline uspokój się - tym razem zabrał głos pan domu - Tego już za wiele. Nie dość, że przyjmujemy Cię pod dach, to organizujesz imprezy bez naszej wiedzy, a co najważniejsze obrażasz Laurę. Opanuj się trochę
- Masz rację - odpowiedziała smutna. Młoda Polka zorientowała się, że Niemka tylko dobrze gra, nic po za tym. - Przepraszam, zaraz to posprzątam - dodała i poszła. Marco spojrzał na minę swojej ukochanej i razem poszli na górę.
- Marco nie minął jeden dzień, a ja już nie mam siły - powiedziała zrezygnowana siadając na łóżku
- Wiem, Ale zostało już tylko 6 dni - zaśmiał się lekko i podszedł do dziewczyny - Mi też nie jest łatwo, ale musimy spróbować w porządku ? - chwycił jej ręce i delikatnie ucałował. Pokiwała głową, a chłopak pocałował ją delikatnie w usta.
- Przepraszam na chwilę - powiedziała zdenerwowana wybiegając do toalety. Naglę zaczęło ją mdlić, gdyby nie fakt, że byli bardzo blisko toalety pewnie by nie zdążyła.
- Laura otwórz - powiedział pukając w drzwi - Kochanie co się stało ? - zapytał, nie słysząc głosu ukochanej
- Chyba się czymś zatrułam - odpowiedziała uchylając drzwi
- Chodź położysz się do łóżka, a ja zrobię Ci ciepłej herbaty - chwycił jej dłoń i zaprowadził prosto do łóżka, przykrył dokładnie pościelą i wyszedł po napój.
~*~

O dziwo zatrucie nie przechodziło. Dziś był ostatni dzień pobytu Caro w domu Marco. Laura przez ten czas leżała w łóżku i na całe szczęście nie musiała jej za często oglądać. Oglądała właśnie telewizje, bolały już ją plecy od leżenia w łóżku. Postanowiła zejść na dół spędzić jak najwięcej czasu z ukochanym. Zarzuciła na swoje plecy bluzę i zeszła po schodach do salonu.
- Marco może obejrzymy jakiś film ? - zapytała bezinteresownie przekraczając próg pomieszczenia. - Marco - jęknęła widząc byłą dziewczynę na jego kolanach. Po policzku spłynęła jej samotna łza. Założyła buty na swoje stopy i wybiegła czym prędzej z domu. Wyjęła telefon ze swojej kieszeni i wybrała numer do Mario. Zdążyła dobiec do domu Erika, doskonale wiedziała, że blondyn zaraz za nią wybiegnie, ale w tym momencie nie miała zamiaru oglądać jego twarzy. I tylko tu znalazła swoje schronienie.
- Mario - wydukała zapłakana siadając na schodku przed domem zawodnika Żółto-czarnych.
- Boże Laura co się stało ? - zapytał przestraszony
- Proszę, przyjedź do mnie. Potrzebuję Cię - mówiła co chwilę wciągając powietrze do płuc i ocierając słone łzy z policzków.
- Dobrze, postaram się przyjechać jak najszybciej. Ale co się stało ? - zapytał zaniepokojony. Doskonale wiedziała, że Mario ma kontuzję i raczej nie pojedzie na obóz przygotowawczy. Tylko on mógł jej pomóc w tej chwili.
- Przyjedź do Erika, nie mów nic Marco. Proszę - dodała i szybko wyłączyła telefon. Nacisnęła na dzwonek przy drzwiach Durma i modliła się żeby był w domu.
- Laura ? - zapytał zaskoczony jej wizytą - Co się stało ? - tym razem widać było zaniepokojenie w jego oczach.
- Mogę wejść ? - zapytała zapłakana i cała roztrzęsiona
- Pewnie - usłyszała i weszła do środka. Postanowiła wszystko odpowiedzieć swojemu przyjacielowi. Usiedli na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni, a Laura dokładanie odpowiedziała co jest powodem jej przybycie w takim stanie. - A to suka - powiedział pod nosem
- Jak tylko zobaczyłam ją wiedziałam, czułam, że coś się wydarzy - szlochała wtulona w ramie lewego pomocnika Borussi
- Ale nic po za tym nie robili ? - zapytał
- Nie, ale jak on mógł. Gdy ja się przytulam z jakimś chłopakiem nawet z Borussi to już jest wściekły. A ta dziwka siedziała mu na kolanach rozumiesz ? - wypowiedziała te słowa i wybiegła do toalety. Znów wymiotowała, miała już dosyć tego. Nie wiedziała co się dzieje.
- Co się dzieje ?
- Nie wiem, od kilku dni wymiotuję. Już mam tego dosyć. - wypowiedziała biorąc łyk herbaty
- Laura ?
- Tak ?
- Robiłaś test ? - zapytał, a dziewczyna zakrztusiła się napojem
- Żartujesz ? - zapytała przerażona
- Nie jestem lekarzem, ale to jedyne co mi przyszło do głowy
- To nie możliwe - wypowiedziała zastanawiając się nad słowami. Okres jej się spóźniał od tygodnia, a z Marco kochali się praktycznie co noc.
- Zrób dla pewności ten test. Nic Ci się przecież nie stanie.
- Ale to Ty po niego pojedziesz - odpowiedziała, a on zrobił oczy jak 5 zł
- Teraz to Ty chyba żartujesz ? Jak to będzie wyglądać, jak wejdę do apteki i co powiem ?
- Że chcesz test ciążowy - odparła i zaczęła się śmiać na tą myśl, pierwszy raz od momentu gdy zobaczyła Marco z Caroline
- Nie ma takiej opcji - protestował
- Erik błagam. Nie mogę teraz stąd wyjść, jeśli tam będzie Marco to co ja mam mu powiedzieć ? Nie chce patrzeć na niego teraz. Proszę zrób to dla mnie. - marudziła mu nad uchem, jednocześnie tuląc się do niego
- Zabiję Cię kiedyś - sam zaczął się śmiać, chwycił klucze i telefon i wyszedł z domu. Laura zamknęła drzwi i zajrzała na swój telefon. Tysiące nieodebranych połączeń od Marco i sms-ów. Nawet nie miała ochoty ich odczytywać. Ale postanowiła zadzwonić do Taty, żeby o wszystkim mu powiedzieć i wysłuchać jego rady. Ostatnio to on był tym, którego najczęściej słuchała,
- Tato - zawołała smutnym głosem
- Co się stało kochanie ? - zapytał zaniepokojony głosem swojej ukochanej córeczki. Przeraził go ten smutny głos, gdzie ona zawsze była radosna i wesoła
- Widziałam, jak była dziewczyna siedziała Marco na kolanach. Boję się, że on mnie zdradził - powiedziała dokładnie tak jak było. Nie zamierzała ukrywać prawdy, przed ojcem, a zarazem przyjaciela.
- A czy robili coś więcej ?
- Nie, widziałam jak tylko siedzi mu na kolanach. Jak pomyślę o tym, to robi mi się nie dobrze. Nie mogę na niego patrzeć.
- Mam rozumieć, że nie rozmawiałaś z nim o tym ?
- Nie rozmawiałam
- Gdzie teraz jesteś ?
- U Erika. On wyjeżdża na obóz więc chciałabym się tu na chwilę zatrzymać. Jeszcze go nie pytałam o to. Potrzebuję chwili spokoju i odpoczynku. A jak już wyjedziecie na obóz wrócę do domu. - odpowiedziała.
- Więc przed wyjazdem na obóz przyjadę się z Tobą pożegnać. A i powinnaś dać szansę Marco, sama znasz go najlepiej. Jestem pewien, że jakoś Ci to wytłumaczy.
- Kocham Cię tato
- Ja Ciebie też skarbie. Do jutra
- Pa - pożegnała się z trenerem , a do domu wszedł Erik. - Masz ? - zapytała przerażona
- Tak, proszę - odpowiedział i podał jej to co przed chwilą zakupił w aptece.
- Nie wiem co ja bym zrobiła, gdyby nie ty. Dziękuję Erik - odpowiedziała i mocno go uścisnęła. Pobiegła do toalety, przeczytała dokładnie instrukcję, a następnie zrobiła to co kazano. Siedziała na wannie i czekała 5 minut. To było najdłuższe 5 minut jej życia. Zaczęła chodzić w kółko i zastanawiać się co jeśli Durm miał rację. Co ma zrobić ? Powiedzieć Marco i z nim na spokojnie porozmawiać ? Teraz na pewno tego nie zrobi, może dopiero gdy wróci z obozu. - Erik - powiedziała schodząc po schodach
- I co ? - zapytał widząc dziewczynę. Nie potrafił nic odczytać z wyrazu jej twarzy, chociaż bardzo dobrze zdążył ją poznać. Kiedy tylko poznał tą dziewczynę zakochał się w niej po same uszy, ale teraz jest jej najlepszym przyjacielem. Nie jest mu łatwo widząc ją z Marco. Oboje są jego przyjaciółmi i nie mógłby ich skrzywdzić, więc wolał trzymać to w sobie. Cały czas łudził się, że Laura może jeszcze kiedyś z nim będzie, a teraz nareszcie zrozumiał, że nie warto. Chociaż to wspaniała osoba, to kocha kogoś innego. Ona zawsze będzie częścią jego serca i na zawsze pozostanie tylko przyjaciółką - Powiedz coś - zawołał po chwili...

~*~

Witam !
Dziś dłuższy rozdział. Napisałam go na prawdę bardzo szybko.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Dziękuję z całego serca za wspaniałe komentarza,
które tak bardzo motywują.
Na prawdę, gdyby nie wy mnie tu by nie było.
Jeszcze nie składam Wam życzeń,
 bo bardzo chcę to zrobić przed samymi świętami.
Do następnego.
Buziaki ! :* 

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział XLII

~*~

- Marco pojedziemy jutro do tego chłopca ? - zapytała leżąc wtulona w chłopaka. Czuła jak spokojnie oddycha i jak regularnie bije jego serce. Najbardziej cieszyła ją myśl, że to serce bije tylko dla niej. Chłopak głaskał delikatnie jej blond włosy.
- Jeśli tylko chcesz - odpowiedział zerkając na jej zamyśloną twarz
- Bardzo chciałabym go poznać
- Mam pomysł - uśmiechnął się delikatnie i chwycił za swój telefon, który leżał obok łóżka.
- Jaki ? - spojrzała na niego zaciekawiona, podnosząc głowę z jego klatki piersiowej
- Napisałem do chłopaków, może pójdziemy wszyscy razem - zaproponował.
- Świetny pomysł, ale czy oni się zgodzą ? - najpierw bardzo ucieszyła się z pomysłu Marco, ale bała się, że nikt z nimi nie będzie chciał iść.
- Często odwiedzamy szpital, jestem pewien, że i teraz pójdą chętnie razem z nami. - ucałował ją delikatnie w czoło - A teraz idźmy spać, bo przed nami ważny dzień - dodał
- Masz rację - uśmiechnęła się na jego słowa - Kocham Cię - podniosła się i namiętnie pocałowała go w usta. Oboje byli zmęczeni dzisiejszym dniem i oboje mieli iść spać, lecz pocałunek zaczął się pogłębiać, a noc przemieniła się w jedną z upojniejszych nocy.

- Jeszcze pięć minut mamo - jęknęła czując, jak ktoś ją budzi
- Nie córeczko, wstawaj teraz - odpowiedział Marco delikatnym głosem, a już po chwili zaczął się głośno śmiać.
- Bardzo śmieszne - chwyciła poduszką, na której przed chwilą leżała jej głowa i zaczęła uderzać nią w chłopaka
- Cześć kochanie - znów się zaśmiał, pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby
- Hej - odpowiedziała przyciągając go do siebie namiętnie całując - Przez Ciebie się nie wyspałam - dodała podnosząc się z łóżka i kierując się do toalety
- Czyli Ci się nie podobało ? - od razu powędrował za dziewczyną stając w drzwiach i bacznie się jej przyglądając
- Tego nie powiedziałam
- Ale ja tak zrozumiałem
- To najwyraźniej źle zrozumiałeś
- Śniadanie czeka na stole, ja idę tylko po kawę bo się skończyła
- Dobrze kochanie - przelotnie pocałowała go w usta i poszła wziąć szybki prysznic. Później wysuszyła włosy i delikatnie przejechała swoje rzęsy tuszem, żeby aż tak bardzo nie straszyć ludzi. Marco powinien mieć o wiele ładniejszą kobietę, a nie taką szarą myszkę. Mógłby mieć każdą modelkę, aktorkę czy piosenkarkę. Sam jest gwiazdą i jest to dość nie zrozumiałe dla Laury, dlaczego właśnie ona. Usłyszała głos zamykających się drzwi, od razu pomyślała, że Marco już wrócił. Zeszła na dół idąc prosto do kuchni, ale tam nikogo nie było. - Marco gdzie jesteś ? - zawołała idąc do salonu. - Przepraszam, kim jesteś ?
- Przyszłam do mojego kocurka - usłyszała wysoki głos blondynki, która siedziała na kanapie. Była bardzo ładnie ubrana i zadbana. Jej paznokcie u dłoni, jak i u stóp ozdabiał czerwony lakier.
- Słucham ? - na samą myśl, że ktoś mógł tak nazwać Marco zrobiło jej się nie dobrze.
- Ty pewnie jesteś sprzątaczką - westchnęła - W końcu się postarał, bo wiecznie to ja musiałam tu sprzątać.
- W czymś mogę pomóc ? - zapytała wręcz już wściekła, czuła jak ręce jej drżą, a jej twarz przybrała odcień paznokci blondynki.
- Możesz zrobić mi herbatę, ale zieloną innej nie piję - odpowiedziała, na co Laura mało nie padła na podłogę ze złości.
- Wiesz co Ci powiem ? - Polka u szczytu wściekłości podeszła do niej i powiedziała głośno - Nie, nie jestem sprzątaczką, służącą czy jak Ty mnie tam nazwałaś. Jestem dziewczyną Marco. I nie radzę Ci się do niego zbliżać, bo najpierw wyrwę Ci te farbowane, blond włosy, a później połamie te paznokietki. I dobrze Ci radzę odpuść sobie, bo nic Ci z tego nie wyjdzie. Nie wiem co Ty sobie wyobrażałaś przychodząc tu, ale lepiej będzie jak stąd wyjdziesz, bo może się to dla Ciebie źle skończyć. - mówiła bardzo podniesionym głosem, lecz bardzo powoli, tak jakby chciała, żeby była dziewczyna jego ukochanego dobrze zrozumiała. Usłyszała bardzo głośny i donośny głos. - Co Cię tak rozśmieszyło ?
- Ty dziewczynko, Ty mnie rozśmieszyłaś. Myślisz, że długo z Tobą będzie i jeszcze może dzieci Ci zrobi ? - znów zaczęła się śmiać - Jeśli rzucił kogoś takiego jak ja, to Ty myślisz, że Ciebie w końcu nie rzuci. Mi też było z nim bardzo dobrze, ale się skończyło. Teraz ja Ci coś doradzę, uciekaj puki możesz i puki nie jesteś w nim jeszcze tak mocno zakochana.
- Przepraszam Bardzo - powiedziała delikatnym głosem, a blondyna zdziwiona na nią spojrzała - Czy Ty myślisz, że jesteś lepsza ode mnie ? - tym razem to ona zaczęła się głośno śmiać - Ja przynajmniej nie mam krzywych zębów, nie muszę sobie powiększać ust, a tym bardziej nie muszę powiększać sobie piersi czy pośladków bo mam wszystko na sowim miejscu. Ty musiałaś się pocieszyć tym co potrafię chirurdzy. - Caroline, bo tak miała na imię, tym razem to ona zrobiła się czerwona jak pomidor. Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwolono jej na to
- Masz rację kochanie - usłyszała za swoimi plecami - Caroline powinnaś już wyjść - uśmiechnął się delikatnie i mocno przyciągnął swoją ukochaną do siebie, a po chwili ucałował w szyję.
- Chciałam tylko z Tobą porozmawiać - odpowiedziała
- To mów - odparł
- W cztery oczy - dodała zerkając na Laurę, która wtuliła się w umięśnione ciało chłopaka. Marco chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna go wyprzedziła
- W porządku kochanie, pójdę zaparzyć kawę - uśmiechnęła się smutno, pocałowała delikatnie i wyszła z pomieszczenia.

~*~

- Marco co u Ciebie słychać ? - zapytała Caroline siedząc na kanapie
- Powiedz po co tu przyszłaś, nie mam za wiele czasu - odpowiedział jej Blondyn
- Nie mam gdzie mieszkać, nie mam pieniędzy, nie mam nic. Ciężko mi, nie chciałam Cię prosić o pomoc, ale czy mogłabym na chwilę u Ciebie pomieszkać do momentu gdy nie znajdę mieszkania - mówiła zakłopotana
- Żartujesz ? - zapytał zaskoczony - Przesyłałem Ci mnóstwo pieniędzy co miesiąc przez równy rok, a Ty mówisz mi takie rzeczy
- Tak wiem, ale nie mam już tych pieniędzy. To tylko kilka dni, proszę - jęknęła. Doskonale wiedziała, jak ma przekonać chłopaka. Czuła, że ma nad nim władze.
- Nie ma mowy. Laura się do mnie przeprowadza, nie sądzę, żeby była zadowolona z tego. - odpowiedział blondyn, na co dziewczyna spojrzała na niego jakby zobaczyła Pana Boga
- Rozumiem - powiedziała smutna - Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - spuściła głowę w dół i kierowała się do drzwi.
- Na ile dni, chcesz tu się wprowadzić ? - zapytał na moment przed jej wyjściem
- Nie długo, maksymalnie tydzień - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach
- Pójdę porozmawiać z Laurą, poczekaj tutaj - usłyszała od Marco który poszedł do kuchni

~*~

- Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda ? - powiedziała wściekła trzymając się za głowę, patrząc na blondyna, który stał nad nią
- To tylko tydzień, nie mogę jej wyrzucić. Mimo, że nie jesteśmy razem, jest dla mnie ważną osobą - odpowiedział, na co dziewczyna zakrztusiła się kawą
- Boże, trzymaj mnie bo zaraz nie wytrzymam - jęknęła
- Skarbie, proszę Cie, Daj jej szansę, nie jest taka straszna, jak Ci się wydaje.
- Może będzie jeszcze spała z Tobą w łóżku ? - zapytała z irytacją w głosie
- Nie, oczywiście, że nie. Ze mną w łóżku przez ten tydzień, gdy będzie Caroline, będziesz spała tylko Ty. - rzekł widząc, jak uśmiech wkradł się na twarz dziewczyny. Podszedł do niej, a ona podniosła się z krzesełka i stanęła przed nim. Zarzucił ręce na jej biodra i mocno dosunął do swojego ciała. Przysunął swoje usta do jej ucha i cicho powiedział - Ona nie będzie nam przeszkadzać, w takich sprawach, jak miały miejsce dzisiejszej nocy - szepnął i delikatnie przygryzł ucho dziewczyny
- Uspokój się, bo zaraz nie wytrzymam - zaśmiała się głośno - Obiecujesz, że tylko tydzień ? - zapytała patrząc w jego oczy
- Obiecuję - odpowiedział i namiętnie pocałował jej usta - A po za tym, od kiedy Ty jesteś taka ostra ? - dodał, nie mogąc powstrzymać śmiechu
- Czyli słyszałeś ? - zapytała, na co on delikatnie pokiwał głową - Od dzisiaj - odpowiedział - I to może się dla niej źle skończyć - wskazała palcem na salon i sama zaczęła się śmiać.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił 
- Ciekawe, jak Ty mi się odwdzięczysz - zamruczała i poszła odnieś kubek po kawie do zlewu
- Zobaczysz jeszcze dziś - tym razem to on zaczął się śmiać i wyszedł z kuchni, idąc do salony bo powiedzieć byłej narzeczonej o całej sytuacji.

~*~

Przepraszam !
Przepraszam za spóźnienie.
Rozdział miał się pojawić wczoraj, niestety nie udało mi się.
Ale jest dziś. Oglądam właśnie mecz i pisałam rozdział.
Obecnie jest 1-1. Mam nadzieję, że nasi chłopcy to wygrają.
A tym czasem pojawiła się nowa osoba w opowiadaniu.
Jak myślicie, namiesza w życiu naszych Bohaterów ?
Jestem ciekawa Waszych przewidywań.
Piszcie w komentarzach, bo to one dają mi największego kopa i przypływu weny.
Do następnej soboty (miejmy nadzieję, że się wyrobię)

Buziaki  ! <3 

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział XLI

~*~

Po telefonie do chłopaka, dziewczyna od razu poszła wziąć relaksującą kąpiel. Gdy tylko weszła do gorącej wody, poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Czułą stres przed tym wyjściem do kina. Niby zwykła randka, ale z tym chłopakiem, żadna chwila nie jest zwyczajna. Po kąpieli od razu czuła się lepiej i poszła się szykować. Postawiła na najzwyklejszy strój i do tego najprostszy makijaż, włosy zostawiła rozpuszczone. Marco uwielbiał jej długie, blond włosy, lubił się nimi bawić i ich dotykać. 
Punktualnie o 20 blondyn zadzwonił do drzwi, które otworzył Klopp. Schodząc na dół słyszała, jak jej ojczym przepytywał chłopaka, jak to tata. Chociaż doskonale znał Marco, wolał się upewnić co będą robić i czy aby na pewno dziewczyna pozostanie w dobrych rękach.
- Miłej zabawy - powiedział trener żółto-czarnych
- Dzięki tato - odpowiedziała dziewczyna całując go w policzek i wychodząc zamknęła za sobą drzwi.
- Ze mną już się nie przywitasz - spojrzał na dziewczynę tymi swoimi zielonymi oczami, ze smutną miną, idąc obok.
- Cześć Marco - odpowiedziała próbując powstrzymać śmiech. Chciała się z nim troszeczkę podroczyć.
- Miło - burknął przed nosem. Stanęła przed samochodem, a on poszedł obrażony i stanął tuż obok.
- Bardzo się za Tobą stęskniłam - wypowiedziała cicho zarzucając ręce na jego szyję. Blondyn przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Oboje byli siebie bardzo spragnieni.
- Ja też - powiedział między pocałunkami, trzymają mocno dziewczynę w pasie.
- Chodźmy do kina bo się spóźnimy na seans - wtrąciła, na co nie chętnie się zgodził. Jadąc do kina bardzo dużo rozmawiali, a jeszcze więcej się śmiali, jak dawniej.

Film był na prawdę bardzo ciekawy. To typowe kino akcji, bo takowe uwielbiał Marco, chociaż dziewczyna też lubiła takie projekty. Oboje oglądali film w dużym skupieniu. chrupiąc cicho popcorn i pijąc Cole. Bardzo nie zdrowe, jak dla piłkarza, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić na chwilę słabości.
- Świetny film - stwierdził, idąc z dziewczyną za rękę przez zatłoczoną Galerię
- Przepraszam - odezwał się cichy, dziecięcy głos. Przed nimi, jak by wyrosła z ziemi malutka dziewczynka. - Bo ja bardzo - zaczęła - nie ważne - zaraz przerwała i westchnęła głośno, zaczęła się kierować w przeciwną stronę. Oboje spojrzeli na siebie zdezorientowani. Marco chyba za dużo się nie domyślił, za to dziewczyna od razu poznała się na dziewczynce. Coś ją dręczyło, coś martwiła i bardzo chciała jej pomóc. Poderwała się z miejsca i pobiegła za malutką, słodką blondynką.
- Hej- zawołała stając za nią - Co się stało kruszynko ? - zapytała
- Mój braciszek, bardzo chciał autograf piłkarza Borussi, a tam chyba stoi Marco Reus - wskazała malutkim paluszkiem
- Masz rację tam stoi Marco Reus, a gdzie jest Twój braciszek ? - zadała kolejne pytania, biorąc blondyneczkę na swoje kolana
- Leży w szpitalu i wiesz co, nie ma włosków na głowie - powiedziała smutna. Młoda Polka od razu zrozumiała, dlaczego jej brat jest w szpitalu. Przeraziła ją ta myśli, domyśliła się że mogą być w podobnym wieku co jeszcze bardziej nią wstrząsnęło.
- To dlaczego nie poprosiłaś o Autograf ? - uśmiechnęła się delikatnie - Tak w ogóle jestem Laura,    a ty ? - znów posłała jej subtelny uśmiech, wyciągają dłoń w jej stronę
- Ja jestem Mia - uścisnęła delikatnie jej dłoń - Bo się zawstydziłam, a ty go znasz ? - zapytała wprost, co spowodowało śmiech ze strony Laury
- Pewnie, że znam. - odpowiedziała - I wiesz co ? - spojrzała w jej oczka, który momentalnie zabłysnęły jak gwiazda Polarna na granatowym niebie - To mój chłopak. - dodała po chwili - A jak ma na imię Twój braciszek ? 
- Tim - odparła krótko - Wiesz on jest chyba bardzo chory, bo cały czas leży w tym szpitalu, nawet na święta tam jest - od razu z jej twarzy znikł piękny uśmiech, który zamienił się w smutek w jej błękitnych oczkach
- Chodź - podniosły się z kanapy i ruszyły w stronę blondyna, który stał i bacznie się im przyglądał . - jestem pewna że Marco da Ci autograf, jeśli ładnie poprosisz - chwyciła jej dłoń
- Czy mógłby Pan dać mi autograf ? - zapytała wręcz ze stoickim spokojem. Blondyn spojrzał to na Laurę, to na dziewczynkę.
- Pewnie, jak masz na imię ? - zapytał kucając przed nią.
- Dla Tima poproszę - odpowiedziała bez zastanowienia. Młoda Polka, aż uśmiechnęła się na te słowa. Jak tak mała dziewczyna potrafi robić takie rzeczy dla innych zupełnie bezinteresownie. Bardzo mało jest ludzi na tym świecie, którzy robią coś dla drugiej osoby za nic. A ona ile może mieć lat 8 ? A już ją tak bardzo dotknęło życie, że potrafi nie myśleć o sobie, tylko o innych.
- Masz na imię Tim ? - zapytał zaskoczony
- To nie dla mnie, to dla mojego Braciszka. On teraz nie może wychodzić, bo leży w szpitalu. Ale jak już będzie zdrowy, to na pewno pójdzie na Wasz mecz - znów to zrobiła. Mówiła jak taka katarynka, bez zająknięcia. To wręcz niesamowite. Laura była zachwycona postawą, tak młodej dziewczyny. Chłopak zrobić, to o co poprosiła go Mia i uśmiechnął się delikatnie powolnie wstając. Młoda Polka między czasie pobiegła po lody, które blondyneczka na pewno z przyjemnością zje. - To dla mnie ? - zapytała zachwycona gdy dostała słodkości.
- No pewnie - odpowiedziała natychmiast dziewczyna stojąc obok Reusa. - Powiedz mi, gdzie masz rodziców ? - zapytała zaniepokojona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ta malutka, ale jakże mądra istota musiała uciec swoim rodzicom, którzy teraz na pewno się bardzo martwią i jej szukają.
- Tam biegną - wskazała palcem na dwójkę dorosłych osób, która w szybkim tempie zbliżała się do ich trójki.  Widać było z daleka, że są zmęczeni wszystkim co ich otacza. I znów Laura poczuła ukłucie w sercu.
- Mia ! - wrzasnęła pewnie jej mama - Dlaczego uciekłaś ? - zapytała przytulając córeczkę do swojej piersi.
- Mamusiu dostałam autograf dla Tima, od Pana - wskazała paluszkiem, a jej buzia była cała wysmarowana w czekoladowych lodach.
- Przepraszamy bardzo - wtrącił się tata, który miał na prawdę bardzo ładny uśmiech. Od razu można było na niego zwrócić uwagę.
- Ale niech Pan przestanie - uśmiechnęła się wesoło Laura - Mają Państwo wspaniałą córkę, muszą być Państwo na prawdę z niej dumni. - dodała szybko. Czuła, że musi to powiedzieć.
- Przepraszamy za kłopot jeszcze raz i dziękujemy - podniosła się kobieta w średnim wieku i uścisnęła im dłonie.
- Żaden problem - uśmiechnął się tym razem Marco
- Gdzie leży Twój braciszek ? - schyliła się Polka i spojrzała w oczy dziewczynki
- W tutejszym szpitalu, na oddziale 7, a w pokoju numer 17 - uśmiechnęła się dalej zajadając się lodami. Małżeństwo dziękowało jeszcze kilkukrotnie i ruszyło ze sowim dzieckiem w drugą stronę.

Blondyna siedząc w samochodzie cały czas była nieobecna myślami z blondynem, który cały czas coś nadawał. Ona przez ten czas myślała, o tym co się właśnie wydarzyło. Poczuła się szczęśliwa, miała kochającą rodzinę, wspaniałego chłopaka i nikt z nich nie był chory. Czego chcieć więcej ? Zrozumiała, że wielka pora przestań myśleć tylko o sobie, należy teraz zaczął martwić się o innych i starać się im pomóc.
- Możemy się przejść na spacer ? - zapytała odwracając głowę w stronę chłopaka
- Teraz ? - zapytał zaskoczony. Na zegarku było po 23, a ona chciała iść na spacer, bardzo go to zdziwiło.
- Tak teraz, proszę - odpowiedziała bez wahania. Marco zatrzymał samochód na poboczu i oboje wysiedli. Ruszyli w stronę parku, który był w pobliżu. Gdy oboje w ciszy usiedli na ławce dziewczyna wzięła głęboki oddech i obróciła się w jego stronę.
- Co się stało Laura, masz taką minę, jakbyś co najmniej kogoś zabiła - był zdezorientowany całą sytuacją. Próbował ją rozgryźć, ale nie potrafił. Główkował się całą drogę, ale nic z tego nie wyszło.
- Nic - uśmiechnęła się delikatnie
- Zachowujesz się na prawdę dziwnie - dodał
- Przepraszam, ale ja chciałam Ci tylko powiedzieć - i tu na chwilę zrobiła przerwę, by znów zaczerpnąć świeżego powietrza, a już po chwili kontynuować swoją wypowiedź - Że jesteś moim największym szczęściem. Wiem, że tak bardzo rzadko Ci to mówię, ale ja po prostu się bałam. Dziś, gdy spotkaliśmy tą dziewczynkę zrozumiałam, co oznacza słowo szczęście. Nie doceniałam tego co mam, a mam przecież tak dużo. Mam mamę, tatę, Leosia, Mario, wszystkich chłopaków z Borussi, a co najważniejsze mam Ciebie. Marco ja po prostu chciałam Ci powiedzieć, że tak bardzo Cię kocham że nie potrafię bez Ciebie żyć. Zawróciłeś mi w głowie, nawet nie wiem kiedy zakochałam się w Tobie bez opamiętania. - wypowiedziała z lekkim poddenerwowaniem w głosie, oddychając głęboko. To co właśnie usłyszał, były to najpiękniejsze słowa.
- Cieszę się, że mi to powiedziałaś. I wiesz co ? - spojrzał,a ona patrzała na niego zaciekawionym wzrokiem - Że i ja bez Ciebie nie przeżyłbym. Tak cholernie Cię kocham - powiedział w przeciwieństwie do dziewczyny spokojnie. A już po chwili ich usta były złączone w namiętnym pocałunku...

~*~

Cześć moje kochane !
Dziś taki krótki rozdział napisany szybko.
I sama nie mam pojęcia, jak on w ogóle powstał.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
A ja zaraz uciekam trzymać kciuki za nasze pszczółki. <3
Za to, Bayern Monachium przegrał z Borussią Monschengladbach. 
Zobaczymy co na to Nasza Borussia.
Do soboty.

Pa ! :*